„Umówmy się”.
Te dwa, proste słowa bardzo głęboko wdarły się do podświadomości Kuroko. Pierwszy raz, gdy je usłyszał, był dla niego zgubny – pamiętał tamten czas jako plątaninę obrazów, zapachów i ulotnych uczuć. Wtedy to wszystko było dla niego tak nowe i ekscytujące! Wiatr niósł ze sobą bladoróżowe płatki kwiatów wiśni, a serce biło szybciej na samo wspomnienie stalowych tęczówek.
Mówi się, że pierwsza miłość ma specjalne znacznie. Jest doznaniem otwierającym świat wcześniej nieznanych namiętności, uwrażliwia, zajmuje wyjątkowe miejsce w panteonie wspomnień każdego człowieka. W przypadku Kuroko odcisnęła piętno, którego wpływ był odczuwalny w całym jego późniejszym życiu. Kiedyś wzbudzające czystą admirację szare oczy stały się przekleństwem, a ich wzrok zaczął palić żywym ogniem.
Tetsuya bał się miłości. Po latach egzystencji na uwięzi nie był nawet pewien, jakie to uczucie. Czy w ogóle potrafił je odczuwać? Dobrze wiedział, co to strach, ból, dusząca niepewność, powoli gasnąca nadzieja. Ale miłość? Nie był w stanie obdarzyć kogoś szczerym zaufaniem, co dopiero głębszą sympatią.
Do większości ludzi ze swojego otoczenia miał neutralny stosunek. Gdy zaczął pracować w Japan Library of Mystery Literature, parę osób próbowało tam nawiązać z nim bliższy kontakt, jednak prędzej czy później ich zapał słabł, gdyż Kuroko niezmiennie traktował ich z tą samą chłodną uprzejmością. Uprzykrzające prośby kolegów z pracy o dołączenie na wspólny wypad na piwo ustały, a kilka czytelniczek ze złamanym sercem przestało odwiedzać bibliotekę.
Oczywiście były również osoby, do których żywił nieco bardziej przejrzyste, niewymuszone uczucia. Sato Kazuo, jego przełożony, wzbudzał w nim poważanie i szacunek już od chwili ich pierwszego spotkania. Mężczyzna potraktował go rzeczowo i uprzejmie, nie oceniał, nie pytał o powód, dla którego zdecydował się nie iść na studia jak znaczna większość jego rówieśników. Egzekwował warunki umowy, którą zawarł z Kuroko przy zatrudnieniu go. Nie wymagał niczego, co nie byłoby powiązane z podstawowymi zasadami kultury i taktu. Tetsuya bardzo cenił jego postawę, czego naturalnym następstwem była wdzięczność i namiastka zaufania, którą obdarzył przełożonego. Ten zaś nigdy go nie zawiódł, jedynie umacniając to uczucie.
Odkąd Haizaki zaczął roztaczać swój wpływ na jego życie, tylko jedna osoba, którą poznał, wiedziała, jak ono wyglądało. Hidekiego Ishidę spotkał po raz pierwszy niedługo przed tym, jak Shougo drugi raz zniknął gdzieś na dłużej. Już od tamtej chwili połączyła ich nić porozumienia. Wystarczyło, by ich oczy się spotkały. Kuroko bez problemu odnalazł w nich cień żalu, bezsilności i pustki. Czuł się, jakby patrzył w lustro. Był pewien, że Hideki rozumiał go tak dobrze, jak on jego. Ich relacja była niczym oddech – naturalna, podświadoma, czasem wstrzymana lub intensywniej zaczerpnięta. Dla Kuroko liczyło się tylko to, że istniała. W przeciwnym razie nie byłby w stanie poradzić sobie z przygniatającym uczuciem samotności, które bezlitośnie napierało na niego w najgorszych momentach. Myśl o Ishidzie i jego losie chroniła go przed zmiażdżeniem.
Kuroko nie spodziewał się, że w jego obecnym życiu pojawi się ktoś jeszcze. Brakowało w nim miejsca na cokolwiek, choćby przedsmak jakichkolwiek pozytywnych emocji, więc poznanie Kagamiego było dla niego swego rodzaju przełomem. Sama obecność mężczyzny niosła za sobą spokój i ciepło, czyli coś, czego Tetsuyi bardzo brakowało. Podejrzewał, że to dlatego tak bardzo przepadał za towarzystwem Taigi. Ryży nie wiedział o nim prawie nic, nie mógł go zrozumieć, nie mógł nic zmienić. Jednak to nie przeszkadzało w niczym. Tęczówki w kolorze czerwonego wina potrafiły wywołać u Kuroko szczery uśmiech i uczucie ciepła w sercu. Czasem chłopak był w stanie nawet zapomnieć o Haizakim. Te chwile, choć niezwykle rzadkie, miały dla niego ogromne znacznie.
„Kagami-kun…?”
„Tylko mi nie mów, że niczego się nie domyśliłeś?”
Tamtego dnia, gdy się spotkali, Kuroko jeszcze długo rozmyślał nad słowami Kise. Ryouta powiedział mu wprost, że Kagami się nim interesował. Był tym faktem nie mniej zaskoczony niż swoją własną reakcją: oszołomieniem zmieszanym z odrobiną beztroskiego podekscytowania. Tylko raz czuł coś podobnego. I nie skończyło się to dobrze.
Istniała szansa, iż Kise źle zinterpretował słowa bądź zachowanie Taigi. Tetsuya nie podejrzewał, by Ryouta celowo go okłamywał, jednak z drugiej strony nie był w stanie zweryfikować tej informacji. Przynajmniej do czasu spotkania z Kagamim, na którego myśl jego serce nieznacznie przyspieszało. Wewnętrznie próbował zganić się za zbyt beztroskie podejście do sytuacji, ale nie mógł nic na to poradzić. Tym razem długo tłumione emocje wzięły górę nad rozumem. Choć podświadomie wiedział, że ewentualne uczucie Taigi do niego mogło przysporzyć im obu wielu problemów, zdusił w sobie obawy.
Tylko do jutra, obiecał sobie.
Wątpliwości pojawiły się rano, w niedzielę. Mieli spotkać się o czternastej przed stacją. Kuroko ze snu wyrwał trzask niedomkniętego okna. Przez chwilę jego serce zamarło, a ciałem wstrząsnął niekontrolowany dreszcz. Przez głowę instynktownie przemknęła mu myśl o powrocie Haizakiego. Poderwał się z kanapy w salonie, na której usnął i wyjrzał do przedpokoju.
Pusto. Odetchnął z ulgą.
Wrócił do pokoju i podszedł do okna, by odpowiednio je zamknąć. Poprzedniego wieczora pozostawił je uchylone, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Na dworze robiło się coraz cieplej, również wieczorem temperatura utrzymywała się w granicach piętnastu stopni, dlatego nie obawiał się, że zmarznie. Jednak nad ranem znacznie się ochłodziło. Tetsuya przyłożył dłoń do chłodnego szkła szyby, na którym utrzymywały się krople deszczu. W nocy musiało padać. O ulewie świadczyły także mokre chodniki i kałuże. Słońce było przysłonięte grubymi, gęstymi chmurami, a wiatr szarpał koronami drzew rosnących w pobliżu. Na ten widok chłopak mimowolnie wzdrygnął się z zimna.
Ponieważ było zbyt wcześnie, aby zacząć się szykować, Kuroko zamienił krótkie, szare, dresowe spodenki od piżamy na długie, a biały, rozciągnięty t-shirt na czarną koszulkę z długim rękawem. Wykonał poranną toaletę, zjadł śniadanie (zakupione dzień wcześniej cztery sztuki onigiri z marynowaną morelą i tuńczykiem), złożył koc, którym był w nocy przykryty, i posprzątał w kuchni. Następnie zabrał się za czytanie książki, którą ostatnio wypożyczył. Jako bibliotekarz miał ten przywilej, iż nie naglił go termin zwrotu, tak więc mógł spokojnie wrócić do jakiś czas temu rozpoczętej powieści psychologicznej.
Dał radę przeczytać zaledwie parę stron. Wystarczyło, że przypadkiem zerknął na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła 9. Poczuł, jak ogarnia go fala gorąca. Już za pięć godzin miał spotkać się z Kagamim. Jak powinien interpretować ich wspólny wypad?
Jak… randkę?
Pokręcił szybko głową, próbując odgonić niechciane myśli. Wrócił wzrokiem do tekstu, ale nie był w stanie dostatecznie się skupić. Gubił wątek, następujące po sobie zdarzenia mieszały się, nie przyswajał kolejnych słów. Mieli tylko pójść coś zjeść, porozmawiać, spędzić miło czas. Z drugiej strony, czy właśnie na tym nie polegały randki? Kagami nic o tym nie wspomniał, ale czy charakter tego typu spotkań zawsze musi być sztywno określony? A może pozostaje niedopowiedziany, odkryty niespodziewanie, między ukradkiem posyłanymi sobie długimi spojrzeniami a wymianą uśmiechów?
Zbyt intensywne myśli wywołały ból głowy. Kuroko z hukiem zamknął opasłe tomiszcze, które bezowocnie starał się czytać.
– Uspokój się – syknął do siebie, po czym poszedł zaparzyć herbaty. Miał nadzieję, że ukoi jego nerwy, których stał się chodzącym uosobieniem.
*
Tetsuya zaczął szykować się do wyjścia dwie godziny przed umówioną porą. Wziął prysznic, wysilił się na wysuszenie i ułożenie swoich niesfornych, zwykle odstających we wszystkie strony włosów, starannie wybrał elementy garderoby, które zazwyczaj dobierał przypadkowo. Ciemnogranatowe chinosy były odrobinę za duże, ponieważ schudł, odkąd ostatnio miał je na sobie, jednak szary, cienki sweter z dekoltem wyciętym w serek idealnie opinał jego szczupłą klatkę piersiową. Tetyda wetknął jego krańce w spodnie, dodatkowo zabezpieczając je paskiem. Na koniec zarzucił na siebie lekką, materiałową, czarną kurtkę z kapturem, do które pasowały mu jego stare, poprzecierane w wielu miejscach sztyblety, pamiętające jeszcze czasy ostatniej klasy liceum.
Jego dłonie drżały nieznacznie, gdy zamykał mieszkanie na klucz. Postanowił to zignorować, wpychając je do kieszeni. Westchnął głęboko i ruszył w kierunku stacji, nie wiedząc, że jest obserwowany.
Na miejscu zjawił się pięć minut przed czasem, jednak Kagami już na niego czekał. Z daleka dostrzegł sterczącą, bordową czuprynę, na widok której serce podeszło mu do gardła. Mimowolnie przypomniał sobie słowa Kise, a myśli zaczęły krążyć wokół tego, co niewypowiedziane. Nie wiedział czemu, uśmiechnął się subtelnie, czując rozchodzące się po ciele ciepło. Wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do tego, jak reagował na towarzystwo Taigi, ale w gruncie rzeczy mu to nie przeszkadzało.
– Dzień dobry, Kagami-kun. Mam nadzieję, że nie czekasz długo?
Mężczyzna spojrzał mu prosto w oczy i uśmiechnął się szeroko. Od niedawna zaczął wyczuwać obecność Tetsuyi, zanim ten zdążył niespodziewanie wyrosnąć przed nim jak spod ziemi. Szło mu to coraz lepiej, dlatego również i tamtego dnia nie dał się zaskoczyć, wyłapując chłopaka wzrokiem już pośród przechodniów, którzy zmierzali do wejścia do metra.
– Hej. Nie tak długo. Domyśliłem się, że będziesz wcześniej, więc nie chciałem, żebyś to ty czekał. Idziemy?
– Skoro już tu jesteśmy…
– Ej!
Kagami pokręcił głową z rozbawieniem, po czym odepchnął od murku, o który stał oparty. Ruszyli przed siebie równym, spokojnym krokiem.
– Jak tam spotkanie z Kise? – zagadnął Kagami.
Kuroko wspomniał Taidze dzień wcześniej o nietypowych okolicznościach, w jakich spontanicznie umówił się z blondynem na spotkanie, dlatego pytanie mężczyzny nie zdziwiło go.
– W porządku. Przesiedzieliśmy w kawiarni dobre trzy godziny, ale wciąż mam wrażenie, że Kise-kun przekazał mi zaledwie ułamek tego, co zamierzał.
– Nic dziwnego – prychnął Taiga. – Zawsze był takim przeklętym gadułą?
– Owszem. Musze przyznać, że spoważniał nieco, odkąd straciliśmy kontakt, ale w gruncie rzeczy dalej jest… sobą.
– No ta. Szczerze to nie spodziewałem się innej odpowiedzi. A jak z pracą? Nie miałeś problemów przez to jego wtargnięcie do biblioteki tylko po to, żeby cię rozpraszać?
– Och, nie, Kise-kun dobrze to przemyślał. Wypożyczył potem parę książek. Nie wiem, czy to pretekst do kolejnego takiego spotkania, ale na szczęście byłem wtedy sam na zmianie.
– Tym lepiej… Ale przynajmniej odnowiliście kontakt. To chyba fajnie? – Taiga zerknął ukradkiem na niższego. Ten jednak uśmiechnął się, szczerze rozbawiony jego niepewną miną i tradycyjnie zmarszczonymi brwiami.
– Tak, muszę przyznać, że brakowało mi go. Wcześniej byliśmy przyjaciółmi. Teraz czuję się, jakbyśmy cofnęli się w czasie.
– Kise myśli tak samo – parsknął mężczyzna. – Zadzwonił do mnie wczoraj z płaczem. Boże, co za człowiek…
– Wyjątkowo wrażliwy? – podsunął Kuroko.
– Chyba raczej przewrażliwiony. O, dobra, to tu. Blisko, mówiłem ci.
Zatrzymali się przed niewielkim budynkiem z przeszklonymi ścianami. Zza ogromnych okien było widać rzędy stolików, przy których można było zauważyć mnóstwo studentów, rodziców z dziećmi oraz starszych osób. Restauracja Maji Burger cieszyła się sporym powodzeniem wśród okolicznych mieszkańców. Gdy Kagami i Kuroko weszli do środka, do nozdrzy niższego doszedł smakowity zapach, od którego jego żołądek aż skręcił się z głodu. Choć nie przepadał za jedzeniem typu fast food, sam przed sobą musiał przyznać, że nie był w podobnym miejscu już od kilku lat. Zwykle chodził na burgery z całą drużyną koszykówki z gimnazjum. Na samo wspomnienie tych beztroskich chwil poczuł ukłucie w sercu.
Z zadumy nagle wyrwało go chrząknięcie Taigi.
– Co chciałbyś zjeść?
– Szczerze mówiąc, nie jestem pewien – odparł po chwili wahania. – Wszystko wygląda apetycznie.
– No wszystkiego to na pewno ci nie kupię – zaśmiał się w odpowiedzi Kagami.
– Nie musisz mi nic kupować, mam pieniądze – odpowiedział szybko Kuroko, jednak jego towarzyszy już go nie słuchał. Podszedł pewnym krokiem do kasy i złożył zamówienie za ich obu. Następnie poprowadził niższego w głąb sali, gdzie zajęli stolik przy oknie.
– Naprawdę nie musiałeś tego robić. Powiedz, ile zapłaciłeś, oddam – drążył chłopak, nie kryjąc skrępowania całą sytuacją. Mimowolnie przeszło mu przez myśl, że kupowanie posiłku dla drugiej osoby to przecież coś, co robi się na randkach…
– Daj spokój, nie będziemy się przecież licytować o 1000 jenów. – Kagami wywrócił oczami. – Nie ścigam kumpli o hajs, szczególnie jeśli sam zapraszam ich na obiad.
Kumpli?
Ryży wstał i poszedł odebrać ich zamówienie, podczas gdy w głowie Kuroko wciąż odbijało się echem to jedno słowo. Zaczął się zastanawiać, czy Taiga rzeczywiście postrzegał ich tylko jako przyjaciół? Zdaniem Kise czuł do niego coś więcej, jednak po tym, co powiedział, ponownie zaczęły trawić go wątpliwości, a cały entuzjazm, który łączył z ich spotkaniem, rozmył się niczym napis na piasku zabrany przez falę.
Momentalnie poczuł na siebie złość. Skąd te absurdalne myśli? Mieszkał pod jednym dachem z nieobliczalnym dilerem, który całkowicie go sobie podporządkował. I choć nie marzył o niczym więcej, jak tylko uwolnić się spod jego wpływów i zacząć w końcu normalnie żyć, na razie nie było to możliwe. Nagle poczuł na skórze zimny pot. Znajomość z Kagamim mogła przecież skończyć się tragicznie nie tylko dla niego, ale również dla ryżego. Może lepiej by było po prostu ją zakończyć, póki Haizaki jeszcze o niczym się nie dowiedział?
– Wziąłem ci 2 cheesburgery, duże frytki i shake’a waniliowego. Jak będziesz jeszcze chciał, to mogę coś domówić.
Taiga z hukiem postawił przed nim tacę z parującym od ciepła jedzeniem. Wyglądało bardzo apetycznie, jednak porcja była ogromna. Kuroko wątpił, by był w stanie zmieścić w siebie coś poza jednym burgerem i kilkoma łykami mrożonego napoju.
– Dziękuję – powiedział, nawet nie patrząc na wyższego. Samo wspomnienie Shougo wystarczyło, by pozbawić go resztek dobrego humoru, a także apetytu.
– Coś tak zmarkotniał? – spytał z troską Kagami.
Tetsuya powoli podniósł na niego wzrok, jednak ledwo był w stanie dostrzec go zza sterty hamburgerów, które znajdowały się na jego tacy. Ten widok sprawił, że mimowolnie parsknął śmiechem.
– Naprawdę to wszystko zjesz?
– No raczej.
Rozpakował pierwsza kanapkę i pochłonął ją w mniej niż 10 sekund.
– Takie szybkie jedzenie raczej nie jest za bardzo zdrowe… – zwrócił uwagę Kuroko.
– Ty się tak nie wymądrzaj, bo jeszcze… ekhe-!
Taiga przerwał w połowie zdania, krztusząc się jedzeniem. Donośny kaszel, którym się zaniósł, przykuł uwagę wszystkich klientów restauracji, którzy siedzieli w pobliżu.
– No i widzisz, co zrobiłeś – powiedział słabo, po czym pociągnął ze stojącego obok kubka kilka łyków coli.
– Przepraszam, Kagami-kun. Nie chciałem cię mieć na sumieniu.
– Dobra, dobra. Sam zajmij się jedzeniem, bo ci wszystko wystygnie.
Zgodnie z poleceniem chłopaka, Tetsya powoli rozwinął swojego burgera z papieru, w który był owinięty i powoli, jakby bojąc się, że jedzenie jest zatrute, wziął małego gryza. Po jego podniebieniu rozszedł się przyjemny smak soczystego, grillowanego mięsa, dobrze przyprawionego sosu i kremowego, ciągnącego się sera. Przyjemność z jedzenia była tak wielka, że aż przymknął lekko oczy, by móc jeszcze bardziej pobudzić kubki smakowe. Przez chwilę jadł kanapkę, jednak gdy poczuł, że powoli się nią zapycha, odłożył jedzenie na tacę i popił posiłek shakiem.
– Już nie pamiętam, kiedy jadłem coś tak pysznego – westchnął cicho. Oparł głowę na dłoni i wbił spojrzenie w swojego towarzysza. Ten zdążył rozprawić się już z niemal połową swojej porcji.
– Nie ma to jak dobry fast food. Rzadko jem śmieciowe żarcie, więc muszę się najeść na zapas – wyjaśnił Kagami.
– Jeśli to w siebie zmieścisz, będę pod wrażeniem – przyznał szczerze Kuroko.
– E tam, nie takie rzeczy się robiło. Wiesz, jaki przeżyłem szok, kiedy przeprowadziłem się do Japonii ze Stanów? Tu wszystko jest takie malutkie… I nie mówię tylko o wysokości pomieszczeń czy rozmiarach ubrań, ale przede wszystkim o porcjach jedzenia. Takim jednym burgerkiem to by się nawet dziecko nie najadło. – Z pogardą zmierzył wzrokiem kanapkę. – Jak idziesz do prawdziwego, amerykańskiego fast fooda, to żarcia jest tyle, że nawet ja się dzieliłem z Tatsuyą – podsumował.
Chłopak poczuł drobne ukłucie w sercu.
– Tatsuya to ten chłopak, o którym mi opowiadałeś? – spytał nieśmiało. Ponownie chwycił w dłoń burgera, jednak nie ugryzł go. Z napięciem czekał na odpowiedź Taigi.
– Taa… Od dziecka się przyjaźniliśmy. To on nauczył mnie grać w kosza. Mieliśmy taki zwyczaj, że zawsze po treningu chodziliśmy coś zjeść, żeby uzupełnić spalone kalorie. W sumie do dzisiaj mi to zostało, że po każdym wysiłku łapie mnie straszny głód.
Gdy ryży skończył mówić, po raz pierwszy zapadła między nimi niezręczna cisza. Kuroko nigdy nie uważał, że milczenie jest czymś złym, jednak miał wrażenie, że Kagami oczekuje od niego, że coś powie. Tymczasem on nawet nie był w stanie zebrać myśli. Nie wiedział, czym przejmuje się bardziej – tym, że chłopak nazwał go „kumplem”, wizją nieuchronnego powrotu Haizakiego, a może faktem, że samo wspomnienie byłego partnera Taigi wywołuje u niego zazdrość?
– Przepraszam, musze wyjść do toalety.
Szybko podniósł się z miejsca i skierował swoje kroki do najbliższej łazienki. Zamknął za sobą drzwi, po czym oparł drżące dłonie na umywalce. Niepewnie spojrzał w lustro i natychmiast tego pożałował. W błękitnych oczach czaiły się smutek, żal i obawa.
To wszystko zmierza w bardzo złą stronę – przemknęło mu przez myśl.
Od kiedy tak łatwo dawał ponosić się emocjom? Haizaki zniknął niecały miesiąc temu, a on miał wrażenie, że przez ten czas stał się zupełnie inną osobą. Gdyby Shougo był w domu, nigdy nawet nie przeszłoby mu przez myśl, żeby umówić się z Kagamim czy Kise. Mało tego, nawet nie próbowałby nawiązać z żadnym z nich relacji. Zbyłby ich kilkoma suchymi zdaniami, a w razie potrzeby zaszył w mieszkaniu tak długo, by mężczyźni pogodzili się z myślą, że nie ma zamiaru utrzymywać z nimi kontaktu. Fakt, że jeszcze tego nie zrobił, działał na niekorzyść ich wszystkich. Nie był w stanie przewidzieć, jak zareaguje Haizaki, gdy dowie się, że podczas jego nieobecności nawiązał z kimkolwiek kontakt, jednak nie miał wątpliwości, że ucierpi na tym więcej niż jedna osoba. Nie mógł tak wiele ryzykować, a fakt, że zaczął czuć do Kagamiego coś więcej niż zwykłą sympatię tylko wszystko niepotrzebnie komplikował.
Wyprostował się powoli i opłukał twarz zimną wodą z kranu. Następnie sięgnął po ręcznik papierowy, którym się osuszył. Nie chciał zostawić Taigi samego, w końcu się umówili, jednak postanowił, że po tym, jak zjedzą, podziękuje mu za wspólnie spędzony czas i wróci do domu. A potem…
W pomieszczeniu nagle rozległo się gorączkowe pukanie do drzwi. Tetsuya wziął kilka głębszych wdechów, po czym otworzył zamek i wyszedł z łazienki. Omal nie wpadł na ryżego, który wpatrywał się z niego z niepokojem.
– Wszystko gra? Jedzenie ci zaszkodziło?
– C-co? – zdziwił się Kuroko.
– Nie było cię dobre 10 minut. Zacząłem się martwić – wyjaśnił.
Nie miał pojęcia, że minęło tyle czasu. Nie miał przy sobie ani telefonu, ani zegarka, dlatego w gruncie rzeczy nie miał pojęcia, ile czasu spędził w toalecie na rozmyślaniu o własnej niedoli. Poczuł, jak na jego policzkach wykwita rumieniec. Miał ogromne wyrzuty sumienia. Taiga sprawiał wrażenie, jakby myślał, że chłopak po prostu go wystawił i nie spodziewał się zastać go w łazience.
– Przepraszam, wszystko w porządku – skłamał naprędce Tetsuya, wbijając spojrzenie w podłogę.
– A nie wygląda – mruknął wyższy. – Powiesz mi, co się dzieje? Przecież widzę, że coś cię gryzie.
Kuroko tylko wzruszył ramionami. Nie był w stanie wydusić z siebie nic więcej, jak tylko kolejne przeprosiny.
– Ehh… Nic cię nie stało, to ja przepraszam. Nie chcę cię zmuszać do zwierzeń. Chodźmy do stolika, bo zostawiłem tam rzeczy.
Niższy potulnie ruszył za ryżym, wpatrując się w jego szerokie barki. Przez obcisłą, białą koszulkę mógł dostrzec zarys jego mięśni, które wydawały się lekko spięte. Chłopak zaczął odczuwać jeszcze większe wyrzuty sumienia. Nie chciał popsuć atmosfery, a Taiga wyraźnie przestał czuć się przy nim komfortowo.
Po powrocie na miejsce Kuroko ze smutkiem odkrył, że jego shake się roztopił, a nadgryziony cheeseburger wystygł. Nie miał ochoty na frytki, więc po prostu pozostawił resztki jedzenia nietknięte. Zaczął powoli sączyć przesłodzony napój. Wanilia gryzła go w gardło, jednak nie chciał, by całe zamówienie, które opłacił Kagami, poszło do wyrzucenia. Nie mógł wcisnąć w siebie już ani kęsa, w przeciwieństwie do napoju, za którym przepadał.
– Może chciałbyś przejść się na boisko? – spytał niespodziewanie Taiga.
Chłopak odstawił rozmiękły papierowy kubek na stolik i przygryzł lekko wargę.
– W zasadzie to miałem się już zacząć zbierać. Może innym razem?
– Naprawdę chcesz już iść? – zdziwił się jego rozmówca. Przez chwilę milczał, po czym spytał: – To przez to, że jestem gejem?
Kuroko drgnął lekko i aż otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Wyznanie ryżego, tak szczere i proste w swojej formie, uderzyło go niczym fizyczny cios. Przez moment nie wiedział, jak na nie odpowiedzieć. Był pewien tylko jednego – na pewno nie mógł milczeć.
– Nie mam nic do twojej orientacji, Kagami-kun. Gdybym nie chciał, przecież nie zadawałbym ci na ten temat pytań – zauważył, na co wyższy tylko wzruszył ramionami.
– Skąd mam wiedzieć, że nie robisz tego z czystej uprzejmości?
– Nie umówiłem się z tobą na spotkanie z litości, jeśli o to pytasz.
– To dlaczego chcesz z niego uciec?
– Ja nie…
Tetsuya umilkł i ponownie odwrócił wzrok, co nie uszło uwadze Taigi.
– Nawet na mnie nie spojrzysz – powiedział cicho. Jego tembr głosu sprawił, że Kuroko poczuł na plecach dreszcz. Atmosfera między nimi zgęstniała do tego stopnia, iż był przekonany, że dałoby się ją pokroić nożem. Powodem tego wcale nie był niewygodny temat, a fakt, że ich serca waliły w podobnym, przyspieszonym rytmie. Obaj byli zestresowani i spięci, choć z zupełnie innych powodów.
Niebieskowłosy zacisnął dłonie na kurtce, którą trzymał na kolanach. Ich spojrzenia w końcu spotkały się na dłużej. Kagami próbował wyczytać z twarzy chłopaka jakiekolwiek emocje, jednak maska chłodnego opanowania, która ten przybrał, całkowicie mu to uniemożliwiała.
– Zagraj ze mną – powiedział z naciskiem. – Jesteś mi to winien, Kuroko.
Tetsuya dał za wygraną. Westchnął głęboko i dźwignął się powoli z krzesła. Ociężałym krokiem ruszył do wyjścia. Gdy zorientował się, że ryży nie ruszył się z miejsca, przystanął.
– Nie mamy dużo czasu, Kagami-kun. Jeśli mamy grać, zróbmy to teraz.
*
Droga na pobliskie boisko do ulicznej koszykówki zajęła im 15 minut. W tym czasie żaden z nich nie odezwał się ani słowem. Kuroko mimowolnie zaczął żałować, że zgodził się zagrać z ryżym. Co prawda, odkąd tylko Kagami napomknął o tym, że uprawia sport, który tak kochał w przeszłości, marzył o tym, by kiedyś zmierzyć się z nim one-on-one, jednak w jego wyobraźni miało to miejsce, gdy już był w stanie uniezależnić się od Haizakiego. Odpowiedź z banku dał mu realną nadzieję na to, że już niedługo do tego dojdzie. Jeśli rzeczywiście istniała na to szansa, uznał, że lepiej będzie, jeśli teraz odetnie się od Taigi i odnowi z nim kontakt, gdy już ułoży swoje życie na nowo.
Tetsuya nie przewidział, że chłopak zdoła go namówić na wspólną rozgrywkę tak szybko. A jednak. Oto stali naprzeciw siebie na ogrodzonym siatką boiskiem. Słońce zaszło za chmurami, a wiatr zaciął ostrzej zacinać. Rozpięte poły kurtki niższego załopotały złowieszczo, a podmuch powietrza wdarł się pod jego ubrania, sprawiając, że aż zatrząsnął się lekko zimna. Wpatrywał się w Kagamiego z nadzieją, że może zmieni on zdanie, jednak tęczówki w kolorze czerwonego wina wbijały się w niego z wręcz zapierającą dech determinacją. Chłopak zrzucił ze swojego ramienia czarny, sportowy plecak, z którego wyciągnął piłkę do koszykówki. Teraz Kuroko miał już pewność, że cała ta sytuacja została przez wyższego zaplanowana.
– Mam propozycję – oznajmił nagle ryży. – Każde zdobyte 2 punkty to jedno pytanie do zadania.
Kuroko poczuł, jak kąciki jego ust mimowolnie unoszą się w górę. Kagami zaczął kozłować, powoli podchodząc do niego.
– Nigdy nie byłem zbyt dobry w zdobywaniu punktów. Grałem jako rozgrywający.
– Wiem. Kise mi powiedział – przyznał szczerze Taiga. – Ale chyba nie stchórzysz?
Niższy pokręcił powoli głową.
– Jeśli już mamy grać, to możemy jakoś urozmaicić rozgrywkę.
Nie czekając, aż Kagami powie cokolwiek więcej, chłopak ruszył w jego stronę i przechwycił piłkę. Kozłując, zaczął biec w stronę kosza, jednak ryży szybko zreflektował się, co zamierza zrobić. Rzucił się w jego stronę, próbując zatrzymać szarżę na kosz, jednak niższy przewidział dokładnie każdy jego kolejny krok. Gdy wyciągnął rękę w stronę piłki, Tetsuya nagle się zatrzymał, czym zmylił przeciwnika. Udało mu się go wyminąć, zrobić dwutakt i wykonać rzut.
– Czyli Kise nie wymyślał – zaśmiał się Kagami, gdy piłka odbiła się od obręczy i upadła z głuchym łupnięciem na gumową nawierzchnię.
– Dawno nie grałem – dodał niższy na swoją obronę.
– I tak nieźle sobie radzisz. Przeszedłeś mój blok.
– Nie było to szczególnie trudne…
Taiga zgromił go wzrokiem.
– Zobaczymy, jak ty sobie poradzisz.
Znów stanęli naprzeciw siebie, na środku boiska. Kuroko stanął tyłem do kosza, a ryży przejął piłkę. Nie dał niższemu wiele czasu, bo niemal od razu ruszył prosto na niego. Tetsuya nie był w stanie go powstrzymać, ponieważ omal nie został staranowany. Nie zamierzał jednak tak łatwo dopuścić do zdobycia przez przeciwnika punktu, dlatego pobiegł za nim, próbując wybić mu piłkę. Tym razem to jednak Kagami zmylił jego zamiary i nagle wyskoczył do góry z linii rzutów za 3 punkty. Chłopak był pewny, że nie uda mu się wykonać wsadu z tak dużej odległości, jednak Taiga po raz kolejny go zaskoczył. Po zdobyciu punktów jeszcze przez chwilę wisiał na poręczy kosza, po czym zeskoczył na dół, unosząc ręce w geście triumfu.
– Całkiem nieźle, Kagami-kun. Słucham pytania.
– Dlaczego tak się dzisiaj dystansujesz? Chcesz zerwać ze mną kontakt? – wypalił ryży.
– Miało być jedno pytanie.
– No to odpowiedz na pierwsze.
Zanim się na to zdecydował, westchnął ciacho.
– Wspominałem ci już, że jestem w dość trudnej sytuacji życiowej – zaczął, ostrożnie dobierając słowa. – Czuję, że przerasta mnie to wszystko.
– Więc uznałeś, że lepiej będzie mnie odciąć, niż o tym porozmawiać?
– Dlaczego nie przestrzegasz reguł, które sam wymyśliłeś, Kagami-kun?
– Cholera. Grajmy.
Kuroko ponownie zaatakował kosz przeciwnika, jednak z podobnym skutkiem. Choć udało mu się przejść obronę wyższego i zastosować wyjątkowo zręczny unik, gdy próbował zabrać mu piłkę, nie udało mu się zdobyć punktów. Własna niemoc zaczęła powoli działać mu na nerwy. Podobnie jak Kagami, któremu udało się znów wykonać widowiskowy wsad.
– Znamy się już prawie miesiąc. Czemu nie możesz ze mną po prostu szczerze pogadać, Kuroko?
Niższy zagryzł mocno zęby, jakby próbując powtrzymać się tym przed zbyt pochopną odpowiedział. Choć nie zamierzał kłamać, w myślach ważył każde słowo.
– Nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy. Ja sam mam wystarczająco dużo na głowie…
– Większy kłopot sprawia mi wyciskanie z ciebie na siłę odpowiedzi – prychnął ryży, po czym rzucił mu piłkę.
Rozgrywka, którą toczyli, stawała się coraz bardziej zacięta. Choć minęło kilka lat, odkąd po raz ostatni grał w kosza, wszystkie ruchy i techniki, którymi się posługiwał, przychodziły mu tak łatwo i instynktownie jak oddychanie. Znacznie bardziej zaczęła doskwierać mu za to kondycja, a raczej jej brak. Na co dzień nie stanowiło to dla niego problemu, ponieważ prowadził dość spokojny tryb życia. Mieszkał blisko stacji, do pracy dojeżdżał metrem, natomiast każdą wolną chwilę spędzał z nosem w książkach, uciekając myślami do innych rzeczywistości – jak najdalej od koszmaru, w którym żył na co dzień. Przez ostatnie lata nie czuł potrzeby, by ćwiczyć fizycznie, szczególnie, że jego stan zdrowia regularnie pogarszał się przez Haizakiego. Podejrzewał, że fakt, iż nie ma siły się bronić, jest dla mężczyzny bardzo wygodny, dlatego ten postanowił dopilnować, by tak zostało.
Charakterystyczny odgłos siatki towarzyszący piłce w momencie wpadania do kosza ponownie dobiegł do uszów Kuroko. Taiga zdobył kolejne punkty.
– Widzę, że kopanie leżącego sprawia ci przyjemność – zauważył z kwaśnym uśmiechem Tetsuya.
– Tak długo, dopóki mogą z tobą dzięki temu rozmawiać, to owszem.
– Przecież cały czas rozmawiamy…
– Ale na pewno nie tak bezpośrednio.
Kagami miał rację. Choć od trzech tygodni spędzali niemal każdy poranek na prowadzeniu żywych dyskusji, w dalszym ciągu niewiele o sobie wiedzieli. Ryży podświadomie wyczuwał, że poruszanie prywatnych tematów jest dla niebieskowłosego niewygodne, dlatego postanowił mu tego oszczędzić. Kiedy jednak zauważył, że Tetsuyę ewidentnie coś gryzie, postanowił zareagować. Już od dawna chciał wyciągnąć go na boisko, dlatego zawsze nosił piłkę w plecaku na wszelki wypadek. Teraz w końcu nadarzyła się okazja, by ją wykorzystać.
– Czy Kise wie o twoich problemach?
– Nie. Jego tym bardziej nie zamierzam tym wszystkim obarczać – mruknął cicho chłopak.
– Ale od tego ma się kumpli – drążył Taiga. Nie miał pojęcia, że wywoła tym u Kuroko irytację.
Chłopak zacisnął usta w wąską linię, a w piłkę, którą trzymał w dłoniach, wbił paznokcie. Odetchnął głęboko, by uspokoić szalejącą w jego wnętrzu burzę. Gdy uspokoił oddech, był gotowy, by ponownie zaatakować. Rzucił się w kierunku Kagamiego, który nie spodziewał się bezpośredniego dryblingu. Po wykonaniu skomplikowanej sekwencji odbić, Tetsuya wyminął przeciwnika i ruszył na kosz. Taiga w ostatniej chwili go wyprzedził, rozciągając szeroko ręce na boki, by uniemożliwić mu atak. Zaledwie kilka metrów dzieliło chłopaka od zdobycia punktów. Choć w rzutach za 3 był jeszcze gorszy niż w tych z bliskiej odległości, postanowił zaryzykować. Wykonał jeszcze jedną zmyłkę, po czym oddał decydujący strzał. Zamarł, gdy piłka zatańczyła na obręczy kosza, a nawet na chwili się na niej zatrzymała. Mocny podmuch wiatru sprawił, że padła do środka.
– Ej, nieźle. Tego się nie spodziewałem – pochwalił go Kagami. – To teraz wal śmiało. Odpowiem na wszystko.
Choć Kuroko już od dawna miał w głowie ułożone pytanie, zabrakło mu odwagi, by je zadać. Poszedł po piłkę, która potoczyła się aż pod samą siatkę. Po tym, gdy wziął ją w dłonie, przez chwilę przypatrywał się jej z uwagą. Pomarańczowa, chropowata faktura była w niektórych miejscach przetarta. Już na pierwszy rzut oka było widać, że właściciel korzystał z niej intensywnie przez długie godziny. Tetsuya zaczął mimowolnie zastanawiać się, czy to właśnie tą piłką ryży grał ze swoim byłym partnerem na tym samym boisku. Nie miał pojęcia, dlaczego, ale ta myśl była dla niego bardzo niewygodna.
– Kuroko…
Nawet nie zauważył, gdy Kagami pojawił się tuż za nim. Drgnął, gdy poczuł jego ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Ten drobny gest sprawił, że poczuł nagły przypływ pewności siebie. Choć wciąż stał tyłem do ryżego, spytał:
– Naprawdę jestem dla ciebie tylko kumplem?
– Mogę prosić inne pytanie?
Tetsuya odwrócił się gwałtownie w stronę Taigi. Zamierzał zgromić go wzrokiem za tę próbę uniknięcia odpowiedzi, jednak okazało się, że mężczyzna tylko na to czekał. Przyparł niższego do siatki i złączył ich usta.
Pocałunek był dziki, łapczywy i namiętny. Kuroko na początku nie potrafił się w nim odnaleźć. Wyższy gorączkowo muskał jego wargi swoimi, jakby bojąc się, że chłopak może w każdej chwili odepchnąć go od siebie. Gdy po paru sekundach nic takiego się nie stało, Kagami poczuł przypływ odwagi. Delikatnie splótł ich języki w czułym tańcu, który Tetsuya nieśmiało odwzajemnił. Objął go jedną dłonią w pasie, a drugą wplątał w jego jasne włosy. Ten czuły gest sprawił, że Kuroko cicho westchnął mu w usta.
Po chwili odsunęli się od siebie lekko, by nabrać powietrza. Niższy otaksował spojrzeniem twarz ryżego. Była lekko zarumieniona, jednak chłopak mierzył go stanowczym wzrokiem. Tetsuya wiedział, że czeka na jego gest, dlatego nie zwlekał długo. Zarzucił ręce na szyję Taigi i przyciągnął go do kolejnego pocałunku, stając na palcach. Ich języki ponownie się spotkały, sprawiając, że Kuroko poczuł, jak w jego podbrzuszu narasta ekscytacja. W tamtym momencie nie liczyło się dla niego nic poza napierającymi na jego własne wargami, ciepłym oddechem, który czuł na swojej skórze oraz dotykiem dłoni Kagamiego, które błądziły po jego ciele. Nie myślał o Haizakim ani nawet o tym, że ktokolwiek mógłby ich w tamtej chwili zobaczyć. Nigdy jeszcze nie czuł się z nikim tak, jak przy Taidze. Przy nim był gotowy zapomnieć o bożym świecie i dać się ponieść namiętności.
– Odpowiedziałem na twoje pytanie? – mruknął po chwili wyższy, gdy już oderwali się od siebie. Dalej stali bardzo blisko siebie i oddychali ciężko. Intensywny pocałunek zmęczył ich bardziej niż starcie na boisku.
– T-tak – odparł cicho Kuroko. Poczuł, jak na jego policzkach wykwita rumieniec. – Nie wiedziałem, że ty… ja…
– Nie musisz ściemniać. Wiem, że Kise o wszystkim ci wypaplał. Przyznał się.
– Myślałem, że robi sobie żarty – przyznał Tetsuya. – Szczególnie po tym, jak nazwałeś mnie „kumplem”.
– Spanikowałem, okej?
– Mhm… – mruknął sceptycznie niższy. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, by ryży był w stanie odczuwać aż tak wielki strach związany z wyznaniem mu swoich uczuć.
– To… co teraz?
– Co masz na myśli, Kagami-kun?
– Wygląda na to, że oboje się lubimy, a nawet bardziej, niż lubimy. Eee… Co z tym zrobimy? – spytał, drapiąc po głowie. – T-to znaczy, nie musimy nic z tym robić, jeśli nie chcesz. Bez presji, jak coś…
Kuroko przełknął ciężko ślinę. Sam się w to wpakowałeś, przemknęło mu przez myśl. Nie chciał zawieść Kagamiego, ale co miał mu powiedzieć? Przecież nie mógł zacząć się z nim spotkać. A przynajmniej nie teraz. Chyba, że…
Tetsuya odwrócił wzrok, wbijając go w ziemię. Zaczął zastanawiać się nad wyznaniem Taidze prawdy. Pierwszy raz od kilku lat na poważnie rozważał zrzucenie ze swoich barków choć części ciężaru, który na nich dźwigał. Był pewien, że ryży okazałby mu zrozumienie, podobnie jak wtedy, gdy powiedział mu o gwałcie. Może nawet pozwoliłby mu wprowadzić się do siebie na jakiś czas, póki nie uzyskałby zdolności kredytowej?
– Zależy mi na tobie, Kuroko – mruknął niespodziewanie wyższy. Splótł ich dłonie w uścisku, nie przestając taksować chłopaka wzrokiem. Uważnie obserwował każdą, nawet najmniejszą zmianę w jego mimice. – Nie odrzucaj mnie.
– Ja…
– Proszę, proszę… – Głos, który rozległ się po boisku, sprawił, że Tetsuyi serce stanęło w gardle. Otworzył szeroko oczy ze strachu, a jego ciało instynktownie spięło się boleśnie. Panika poraziło go niczym napięcie elektryczne. – Jak, kurwa, romantycznie. Aż nie chciałem wam przeszkadzać.
Kagami odwrócił się powoli i utkwił wzrok w mężczyźnie, w którego ze strachem wpatrywał się Kuroko. Był wysoki i postawny, na pierwszy rzut oka ryży mógł stwierdzić, że podobnie silny, jednak o wiele szczuplejszy. Miał na sobie szare spodnie od dresu, w kieszeniach których trzymał ręce, i czarną bluzę z kapturem. Powoli zmierzał w ich kierunku, a z każdym kolejnym krokiem metalowe kółeczka, które miał wplecione w warkoczyki na głowie, cicho dzwoniły.
– Coś za jeden? – warknął Taiga. Już z daleka mógł wyczuć, że nadciągają kłopoty. Mężczyzna był sam, jednak aura, którą roztaczał, miała w sobie coś niebezpiecznego.
– Kuroko o mnie nie mówił? – spytał, nie kryjąc rozbawienia.
Kagami szybko przeniósł wzrok na niższego.
– Znacie się?
– I to jak – odpowiedział zamiast niego czarnowłosy. – Nie pochwalił się, że ma chłopaka?
Mężczyzna zatrzymał się w odległości kilku metrów od nich. Choć mówił do Taigi, ani na sekundę nie spuścił wzroku z Tetsuyi.
– Kuroko? To prawda?
– Przepraszam – powiedział cicho chłopak. Panika ścisnęła jego gardło do tego stopnia, że był w stanie powiedzieć nic więcej. Wyrwał dłoń z uścisku Kagamiego i szybkim krokiem podszedł do Haizakiego.
– Zrób mi przysługę i spierdalaj stąd w podskokach – warknął Shougo w kierunku wyższego. – Odpierdol się od Kuroko. Jeszcze raz cię z nim zobaczę, to zajebię – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Tetsuya pomyślał, że Haizaki perfekcyjnie odegrał rolę zazdrosnego chłopaka.
Kagami jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Kuroko, mając nadzieję, że ten zaraz roześmieje się i powie mu, że to żart. Nic jednak nie wskazywało na to, by miało do tego dojść. Tetsuya stał ze spuszczoną głową, a czarnowłosy mężczyzna zaborczo obejmował go jedną ręką w pasie. Nie mogąc pogodzić się z tym obrazkiem, Taiga po prostu zgarnął z ziemi swój plecak i piłkę, po czym odszedł.
W tej samej chwili Haizaki pochylił się lekko nad niższym.
– Zaskoczyłeś mnie – mruknął mu do ucha. – Naprawdę, kurwa, mnie zaskoczyłeś, a to się nie zdarza za często. Nie masz za grosz instynktu samozachowawczego? Myślałeś, że się nie dowiem, że puszczasz się z innym?
– Ja nie… Nie zrobiłbym tego – odpowiedział szybko przez zaciśnięte gardo. – Do niczego nie doszło, przysięgam – zaczął gorączkowo tłumaczyć. Dłoń Haizakiego boleśnie zacisnęła się na jego przedramieniu, tak, że aż syknął z bólu, a z kącików oczu spłynęły mu łzy.
– Zawrzyj ryj – syknął mężczyzna, przyciągając niższego jeszcze bliżej siebie. Gdy kątem oka dostrzegł, że ryży odwraca się przez ramię, brutalnie wbił się w usta Kuroko.
Tetsuya jęknął z bólu, gdy wyższy rozciął mu wargę ugryzieniem. Próbował się wyrwać, ale stalowy uścisk Haizakiego sprawił, że znalazł się w potrzasku. Pocałunek, którym ten go uraczył, zupełnie różnił się od tego, który jeszcze chwilę temu przeżył z Taigą. Był ordynarny i bolesny, z posmakiem alkoholu, którym emanował mężczyzna. Odebrał niebieskowłosemu wszystkie siły. Gdyby nie fakt, że Shougo go podtrzymywał, runąłby bezwładnie na boisko.
– Mam cię zerżnąć tu na środku, żebyś sobie w końcu uświadomił, że jesteś moją własnością, kundlu? – warknął mu w usta wyższy. – Mogę ci odświeżyć pamięć, nie ma problemu. Twój nowy znajomy na pewno chętnie popatrzy.
– Nie, proszę – pisnął spanikowany. – Przepraszam, bardzo cię przepraszam Shougo-kun. To się już nigdy nie powtórzy, przepraszam!
– Nie masz za co, to moja wina. Za słabo cię wyruchałem ostatnim razem. Gdybym rozpieprzył ci dupę tak, że nie byłbyś w stanie na niej usiąść, na pewno byś o mnie tak łatwo nie zapomniał.
– Nie mów tak, ja…
– Idziemy – przerwał mu tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Kuroko rozejrzał się rozpaczliwie po boisku, jednak Kagami już dawno zniknął za siatką. Chłopak jednak nie miał czasu, by się nad tym zastanawiać, ponieważ Haizaki pociągnął go mocno za nadgarstek, w którym coś chrupnęło. W jego oczach znowu zebrały się łzy, ale posłusznie ruszył za swoim oprawcą. Mężczyzna ciągnął go na parking, na którym stała zaparkowana czarna, sportowa Mazda. Tetsuya nie kojarzył tego modelu auta, jednak fakt, że Shougo posiada nowy samochód, nie zdziwił go zbytnio. To, że zmieniał pojazdy jak rękawiczki, było związane bezpośrednio z jego działalnością przestępczą.
Haizaki otworzył drzwi od strony pasażera i wepchnął Kuroko do środka. Sam obszedł samochód i zajął miejsce kierowcy. Ryk, który towarzyszył maszynie podczas zapłonu silnika, poczuł w każdym centymetrze swojego ciała.
– Gdzie jedziemy? – Zdobył się na odwagę, by zadać pytanie.
– Niespodzianka – odparł Shougo z niebezpiecznym błyskiem w oku. – Czeka cię pierdolona lekcja posłuszeństwa.
No takiej końcówki się nie spodziewałam! Ten pocalunek Kagamiego i Kuroko byl w tak odpowiednim momencie, naprawde! A potem Haizaki ;-; Co będzie dalej? Kocham to opowiadanie i nie wytrzymam kolejnego czekania latami T^T
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz <3 Bardzo się cieszę, że rozdział się podobał. To chyba znaczy, że nie wyszłam do końca z wprawy xD Mnie też na nowo wciągnęła ta historia, więc powiem tylko, że pracuję nad kolejnym rozdziałem c:
Usuń