Drugi początek | rozdział 1

Kuroko, wracając do domu po wyjątkowo męczącym dniu w pracy, miał ochotę się rozpłakać. Paść na chodnik i pozwolić, by szloch wstrząsnął jego drobnym ciałem, po cichu licząc przy tym, że może któryś z przechodniów zlituje się nad nim i zapyta, czy wszystko w porządku.
A przecież nic nie było.
W chwilach słabości, które ostatnio nawiedzały go coraz częściej, Tetsuya czuł się zdolny do tego, aby zwierzyć się z własnej niedoli nawet nieznajomemu, dać sobie jakoś pomóc, czy choćby pocieszyć. Kiedyś znacznie lepiej potrafił radzić sobie z emocjami, które tłumił głęboko wewnątrz siebie, jednak wyglądało na to, że nawet on ma swoje granice cierpienia, które jest w stanie przyjąć w milczeniu.
Tamtego dnia, z nieznośnie ciążącymi myślami, ponownie znalazł się w stanie, w którym jedno złe słowo skierowane w jego stronę mogło przelać szalę goryczy, a jego własny świat był w stanie rozpaść się na kawałeczki w jedną krótką chwilę. Bał się stracić kontrolę nad własnymi emocjami, jednak nie miał już siły. Czuł się zmęczony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, dlatego marzył tylko i wyłącznie o tym, żeby zaszyć się w jakimś cichym, bezpiecznym miejscu i zapaść w sen niosący ukojenie.
Przez cały czas zastanawiał się, jak mógł w ogóle jeszcze myśleć o powrocie do domu, a przy tym nie zwariować…?
I choć sam fakt niechęci znalezienia się w miejscu będącym dla wielu azylem może wydawać się nieco zaskakujący, tak w jego sytuacji wcale takim nie był. A to dlatego, że tak naprawdę…
No właśnie.
Miejsce, które z trudem przywykł nazywać „domem”, było źródłem wszelkich problemów, które zatruwały mu życie już od przeszło pięciu lat.
Niewielkie osiedle mieszkaniowe w Koutou, przyportowym okręgu Tokio, było zamieszkiwane głównie przez niezamożne, wielodzietne rodziny lub studentów. W pobliżu znajdował się jeden uniwersytet oraz aż trzy licea, cieszące się może mniejszą popularnością aniżeli te w samym centrum, aczkolwiek ujmujące wieloletnią tradycją oraz swoim własnym urokiem, którego nadawała im klasyczna, przedindustrialna architektura. Ludzie w okolicy nie znali się zbyt dobrze, ponieważ większość z nich pomieszkiwała tam tylko tymczasowo, zmieniając lokum po zakończeniu edukacji, w poszukiwaniu pracy lub z przyczyn finansowych, gdy właściciel był zmuszony podnieść nieco czynsz.
Mieszkanie, do które Kuroko posiadał klucze, mieściło się na parterze. Nim jednak zdecydował się otworzyć zamek, oparł czoło o ciemne, solidne drzwi i przymknął powieki, starając się nie uronić ani jednej łzy.
Chwilę później wszedł do środka, przytłoczony myślą, że przecież na świecie nie ma innego miejsca, w którym mógłby się podziać. Świadomość swojego losu, na który, jak myślał, nic nie mogło wpłynąć, w pewien sposób dodała mu odwagi.
─ Już jestem… ─ rzucił od progu, dłonią odnajdując włącznik światła. Żarówka trzymająca się sufitu splotem kolorowych, niezabezpieczonych kabli zamrugała kilkukrotnie, po czym rozbłysła ciepłym blaskiem, skutecznie rozpraszając mrok w genkan.
Kuroko zsunął z nóg buty, a następnie zamienił je na granatowe kapcie. Odłożył materiałową, poprzecieraną w kilku miejscach torbę na niską szafkę stojącą pod wieszakiem, a lekki, beżowy płaszcz, który chronił go przed zimnem, kiedy wracał po zmroku do domu, odwiesił na haczyk obok czarnej, skórzanej kurtki należącej do osoby, z którą dzielił mieszkanie. Spiął się nieco, uświadamiając sobie, iż obecność nakrycia świadczy również o obecności jego właściciela. Skrycie żywił jednak nadzieję, że skoro nie usłyszał odpowiedzi na cichą informację o swoim powrocie, być może Haizaki już śpi.
Nim jednak zdążył pomodlić się o to do wszelkich bóstw tego świata, dostrzegł sylwetkę mężczyzny na końcu krótkiego korytarza prowadzącego do salonu. Światło oświetlające przedpokój nie sięgało jego masywnej postury, jednak Tetsuya nie mógłby pomylić go z nikim innym. Z trudem przełknął ślinę i zgasił żarówkę. Mrok, który zapadł w mieszkaniu, ukoił nieco strach, gdy powoli, niechętnie, z mocniej bijącym sercem zbliżył się do Shougo.
Tylko przeświadczenie o tym, że ich dwójka była w tamtym momencie niewidoczna dla całego świata, trzymało go przy zdrowych zmysłach.
─ Wcześnie wróciłeś ─ westchnął cicho, pozwalając się objąć. Niemal nie czuł dotyku dużych, chłodnych rąk, które wsunęły się pod jego jasny sweter.
─ Nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie ─ prychnął Haizaki, postępując o krok do przodu, w wyniku czego przyparł sobą Tetsuyę do ściany, w miejscu, w którym fragment tapety odkleił się od płaskiej powierzchni już jakiś czas temu, smętnie zwisając rogiem w dół.
Kuroko nie odpowiedział. Nie chciał pogarszać swojej sytuacji, a po tym, gdy Shougo odciął mu swoim ciałem każdą możliwą drogę ucieczki, chłopak spiął się cały, czując nagły przypływ strachu i obrzydzenia. Haizaki jednak zdawał się tym nie przejmować; leniwie przesuwał dłońmi po lędźwiach Tetsuyi, aż w końcu jedną z nich przeniósł na jego brzuch, sprawiając, iż właściciel zgiął się w przód, mimowolnie opierając brodę o bark współlokatora i spinając mięśnie.
─ Stęskniłeś się? ─ mruknął Shougo wprost do jego ucha, nie kryjąc przy tym rozbawienia.
Tym razem brak odpowiedzi zirytował go. Uwielbiał drażnić się z Kuroko, ale kiedy ten nie reagował na jego zaczepki, całą zabawę szlag trafiał. Tego dnia jego limit cierpliwości wyczerpał się już rano, kiedy dostał wiadomość o przechwyceniu przez policję nowej dostawy towaru, którą on i jego podwładni planowali rozprowadzić w tym tygodniu. Taka strata uderzała mocno nie tylko w ich budżet, ale i morale grupy, której przewodził. Nie wspominając o jego własnym samopoczuciu, które w obecnej sytuacji mogło naprawić tylko jedno: Tetsuya.
─ Języka w gębie zapomniałeś?
Kuroko pisnął cicho, gdy dłoń, która wcześniej naruszała rejony podbrzusza, nagle znalazła się na jego gardle, podwijając po drodze cały sweter. Haizaki zawęził uścisk i uniósł w górę chłopaka, który zaczął trząść się z przerażenia oraz braku powietrza. Jego oczy rozwarły się, a źrenice zwężyły ze strachu, wbijając w oprawcę błagalne spojrzenie. Drobne dłonie Tetsuyi kurczowo zacisnęły się na umięśnionym przedramieniu w rozpaczliwej walce o choćby odrobinę tlenu.
Nagle Kuroko upadł z łoskotem na podłogę, zanosząc się kaszlem. Shougo puścił go dopiero, gdy ten zaczynał tracić świadomość, a z prawego kącika posiniałych ust spłynęła strużka śliny.
─ Sam sobie jesteś, kurwa, winien. Odechciało się rozmawiać? Co? ─ warknął Haizaki, całą siłą woli powstrzymując się przed kopnięciem chłopaka w brzuch.
─ Prze… przepraszam…
Tetsuya nie chciał dawać mężczyźnie tej satysfakcji, by ten mógł widzieć jego łzy. Szybko przetarł oczy dłonią, z trudem przełykając ślinę przez ściśnięty przełyk.
─ Chyba cię już uczyłem, jak masz przepraszać. Mam ci odświeżyć pamięć, czy sam sobie poradzisz? ─ Mimo wyraźnie wyczuwalnej złości w jego głosie, na twarzy Haizakiego rozciągał się szeroki uśmiech. Kuroko dostrzegł go kątem oka, drętwiejąc. Zbyt dobrze zdawał sobie sprawę, co oznaczał, idealnie współgrając z wcześniej rzuconymi słowami.
─ Haizaki-kun… ─ wychrypiał cicho, porażony wizją tego, o jaki rodzaj „przeprosin” chodziło mężczyźnie, jednak ten natychmiast mu przerwał.
─ Shougo. Tak mam na imię. I patrz mi w oczy, śmieciu.
─ Uch…
Tetsuya dźwignął swoje obolałe ciało do pozycji siedzącej i oparł się plecami o ścianę. Z trudem zadarł głowę do góry, by jego zrezygnowane spojrzenie spotkało się z pełnym wyższości wzrokiem Haizakiego.
─ Shougo-kun… Przepraszam, ale nie mam na to siły, a jutro muszę być wcześniej w pracy ─ skłamał naprędce, powstrzymując ściskającą jego gardło panikę. W rzeczywistości jednak jeśli istniała najmniejsza szansa na to, by mógł wyrwać się z domu choćby i godzinę wcześniej, byleby tylko nie musieć rano rozmawiać ze swoim oprawcą, rozpaczliwie chciał ją wykorzystać. ─ Może… Może nie dzisiaj… Naprawdę jestem wyczerpany.
─ Gówno mnie to obchodzi.
W blasku księżyca, którego światło wpadało do mieszkania przez niewielkie okno w kuchni, błysnęły stalowe oczy przepełnione złością i pożądaniem. Było to ostatnie, co zobaczył Kuroko, nim zacisnął z bólu powieki, starając się nie krzyknąć. Brunet podniósł go za włosy, a gdy znalazł się na jego wysokości, przerzucił sobie przez ramię niczym lalkę i zaniósł do sypialni.
Rzucił chłopaka na niezaścielony, zabrudzony zaschniętą spermą i krwią futon, po czym usiadł mu na biodrach, nie chcąc, by uciekł, co już parę razy się zdarzało. Następnie nachylił się w przód i zapalił niewielką lampkę, której blask na chwilę poraził ich obu.
Korzystając z okazji, Tetsuya wierzgnął, próbując na ślepo zrzucić z siebie Shougo, jednak gdy tamten zorientował się, co robi, warknął wściekle i przygwoździł jego ramiona do podłoża tak gwałtownie, iż chłopak uderzył głową o podłogę. Jego bladoniebieskie włosy rozsypały się wokół niczym aureola, a zamglony, nieobecny wzrok na stałe spoczął na oprawcy, który bezceremonialnie zaczął go rozbierać. Uznawszy, że chwila otępienia jego ukochanej zabawki będzie wyjątkowo korzystna, Haizaki niedelikatnie zerwał z niego szary sweter i odrzucił na bok, tak, że ten przewrócił lampkę. Mężczyzna nie przejął się tym jednak. Pozbawił Kuroko spodni i bokserek, przez chwilę napawając się widokiem jego nagiego, wychudzonego, poranionego ciała. Niemal każdy fragment bladej skóry naznaczony był jakąś raną. Po niektórych pozostawały jedynie większe lub mniejsze blizny, jednak część z nich była świeża. Strupy na biodrach i ramionach, siniaki na żebrach i udach. Te „znaki” symbolizowały przynależność do Shougo. Mężczyzna chciał być pewien, że dzięki nim Tetsuya na zawsze zapamięta, czyją jest własnością.
W czasie, kiedy mężczyzna siłował się z własnym paskiem od spodni, Kuroko starał się zapanować nad zawrotami głowy. Było mu niedobrze i nie miał pewności, czy przypadkiem nie zwróci zaraz obiadu – ostatniego posiłku, który tego dnia spożywał. Bezwiednie przyłożył wierzch prawej dłoni do ust, wciągając powietrze spazmatycznie przez nos. Światło przewróconej lampki nocnej dokładnie oświetlało masywne, umięśnione ciało nad nim. Przesunął otępiałym wzrokiem po odsłoniętym, muskularnym torsie Haizakiego aż do jego twarzy, na której odznaczał się grymas zniecierpliwienia. Pełne wargi, prosty nos, cienkie, wiecznie zmarszczone brwi. Nienawidził go z całego serca, będąc od niego jednocześnie uzależnionym. Jego czarne niczym smoła włosy zaplecione były w warkoczyki, z których kilka swobodnie opadało mu na kark, po którym leniwie spłynęła kropla potu.
Tetsuyą wstrząsnął dreszcz obrzydzenia. Gdyby nie to, że Shougo właśnie zsunął z bioder spodnie, z pewnością podjąłby kolejną próbę ucieczki. Teraz było już o parę sekund za późno, za długo zwlekał.
─ Będziesz grzeczny, psie? ─ padło pytanie. Kuroko chciał oszczędzić sobie bólu, dlatego skinął posłusznie głową, patrząc na bruneta spod w pół przymkniętych powiek. W myślach starał się skupić tylko i wyłącznie na fakcie, że przecież jutro musiał iść do pracy. ─ Dobra. W takim razie umówmy się: zrobisz mi loda, a jeśli dojdę, dam ci spokój. Co ty na to?
Kolejny twierdzący ruch głową w ramach odpowiedzi, którą Shougo na szczęście zaakceptował.
Chłopak wsparł się na łokciach, następnie odczekał chwilę, aż miną zawroty głowy. W tym czasie Haizaki zszedł mu z talii, wstał i zsunął z siebie bokserki, odrzucając je nogą na leżące obok spodnie. Plecami oparł się o ścianę, żeby było mu wygodniej, i zawiesił wzrok na Kuroko, który, gdy poczuł się na siłach, uniósł się do klęczek. Chwilę później wyprostował plecy i przysunął się do krocza bruneta. Nie kryjąc niechęci, chwycił jego erekcję w dłoń i, powstrzymując odruch wymiotny, wsunął sobie do ust. Lekko słony smak na nowo przywołał jednak mdłości; zmuszony był wyciągnąć członka z buzi i nabrać kilka głębszych wdechów, zanim zaczął kontynuować. Wysunął język i przytrzymując dłonią trzon, zaczął nawilżać nim całą długość męskości Shougo, aby łatwiej mu obciągnąć. W końcu podjął kolejną próbę i objął ustami penisa, powoli wsuwając go sobie aż do gardła. Starał się to zrobić jak najmniej gwałtownie, aby się nie zakrztusić, jednak w decydującym momencie Haizaki wypchnął biodra do przodu, tak, że Tetsuya stracił oddech. Brunet jednak nie pozwolił mu się odsunąć. Wplótł dłoń w jasnobłękitne włosy i przytrzymał mocno, raz po raz wsuwając i wysuwając swoją erekcję do ust chłopaka, który powoli zaczynał się dusić.
W końcu Shougo puścił go i popchnął na futon, nie czekając nawet, aż ten zdąży się wykaszleć i nabrać pełnego wdechu powietrza.
─ Jesteś beznadziejny, prawie fiut mi sflaczał. Ale to twój wybór.
Zanim Kuroko zdążył zorientować się, co się dzieje, Haizaki już na nim leżał, mokrymi od śliny palcami szukając jego wejścia.
─ Nie, nie, nie…! Haizaki-kun, błagam cię, tylko nie to… Nie dzisiaj, proszę! ─ krzyknął, wierzgając dziko, jednak nie był w stanie wyszarpnąć się spod masy nad sobą. Shougo zaczął go niecierpliwie rozciągać, raz po raz wsuwając i wyciągając z niego palce, nic nie robiąc sobie ze słabnących protestów. W końcu wyciągnął je zupełnie i uniósł się, jednak tylko po to, aby przekręcić wątłe ciało na brzuch. Brutalnie przyciągnął kruche biodra do swojej miednicy, a swoim torsem osunął się na plecy Kuroko, tak, by wyszeptać mu do ucha z uśmiechem:
─ Jesteś moją dziwką i będę cię pieprzyć, kiedy tylko będę miał na to ochotę.
Wszedł w chłopaka jednym, sprawnym ruchem, do samego końca, nie dając mu nawet chwili na przyzwyczajenie się. Tetsuya krzyknął, zdzierając sobie przy tym gardło, ale jego następne odgłosy bólu zostały stłumione przez futon, którym Shougo wolną dłonią zatkał mu usta. Brunet zaczął poruszać się w ciepłym, ciasnym wnętrzu, nic nie robiąc sobie ze szlochu, od którego trzęsło się ciało, na którym sobie używał. Na zmianę przyspieszał i zwalniał ruchy, obijając się przy tym jądrami o kościste pośladki. Zaczął cicho posapywać z przyjemności. Wgryzł się w wystającą łopatkę, kiedy Kuroko zacisnął z bólu swoje wnętrze na jego męskości.
Stosunek nie trwał długo. Haizaki był dostatecznie podniecony, by zaraz potem, gdy krew z poranionego odbytu nadała poślizgu jego pchnięciom, dojść z błogim jękiem. Nie wysunął się jednak od razu. Gorące, przepełnione mieszaniną czerwonej posoki i nasienia wnętrze było zbyt przyjemne, by tak po prostu je opuścić, nawet, kiedy zdążył zaspokoić szalejące w jego wnętrzu pożądanie.
W końcu otarł wierzchem dłoni zroszone potem czoło, po czym wysunął się z chłopaka, który pozbawiony oplatających go ramion, bezsilnie runął na futon, kuląc się z bólu, wstydu i obrzydzenia do samego siebie. Jego oprawca wytarł swoją męskość z krwi w chusteczkę z opakowania, które leżało pod ścianą, po czym zgniótł ją i rzucił mu na plecy. Nim wstał i wyszedł, klepnął Tetsuyę w blady pośladek i rzucił:
─ Nie zemdlej, nie zamierzam cię myć.
*
Nie miał pojęcia jakim cudem, ale punktualnie o piątej trzydzieści udało mu się wstać. Haizaki leżał na szczęście w znacznej odległości od niego, dlatego nie musiał go budzić, aby ten wypuścił Kuroko z ciasnego, zaborczego uścisku. Tym razem chłopak cieszył się w duchu podwójnie, ponieważ nie byłby w stanie znieść dotyku mężczyzny. Nie po tym, jak ten kolejny raz dopuścił się gwałtu na nim. Zazwyczaj Shougo wystarczyło, kiedy mógł uderzyć Tetsuyę, aby jakoś odreagować gorszy dzień, ewentualnie zmusić niebieskowłosego, by zaspokoił go ustami. Ostatnio jednak mężczyźnie coraz częściej zdarzało się tracić panowanie nad sobą. Przemoc nie wystarczała – wyładowywanie na Kuroko swoich żądz stanowiło niemal codzienność. I o ile Haizaki kiedyś robił to nie tylko o wiele rzadziej, ale i mniej boleśnie, tak ostatnio zaczął zacierać wszelkie hamulce.
Chłopak ledwo mógł chodzić. Każdy krok powodował znaczący ból u dołu kręgosłupa oraz nieprzyjemne szczypanie. Bał się, że lada moment jego rany się otworzą, a on znów zacznie krwawić. Z trudem dokuśtykał do łazienki i posmarował wrażliwe sfery maścią, która ułatwiała gojenie. Miał nadzieję, że to wystarczy i nie będzie musiał prosić szefa po raz kolejny o wcześniejsze zwolnienie do domu w środku swojej zmiany.
Nie jadł śniadania, ponieważ na samą myśl o jedzeniu robiło mu się niedobrze. Wypił jedynie kubek gorącej, zielonej herbaty, która sprawiła, że był w stanie choć trochę się odprężyć i przygotować organizm na nowy dzień pełen obowiązków.
Po wczorajszych wydarzeniach na jego szyi rozciągały się ciemnofioletowe plamy, które pozostawiły po sobie palce Shougo, dlatego przed wyjściem Tetsuya był zmuszony nałożyć na sińce jasny podkład i puder ryżowy, zakupione jakiś czas temu na właśnie takie okoliczności. Mimo iż tego dnia założył na siebie czarny golf zakrywający znaczną część obrażeń, make-up zatuszował to, czego nie był w stanie ukryć pod ubraniem. Szczególnie, iż ślady po duszeniu kończyły się dopiero pod żuchwą.
Punktualnie o szóstej Kuroko opuścił niewielkie mieszkanie w Koto i udał się do metra. Tamtego dnia pogoda współgrała z jego samopoczuciem: niebo spowijały tabuny ciemnych, burzowych chmur, a wiatr szarpał bezlitośnie drzewami, wyrywając z nich niedawno wyrośnięte zielone liście i pąki. Tetsuya, w miarę możliwości, przyspieszył kroku, spodziewając się, że lada moment spadnie deszcz. Był na siebie zły, bo zamiast cieplejszej kurtki z kapturem, przy wyjściu zarzucił na siebie swój beżowy płaszcz, błądząc myślami po wydarzeniach z wczorajszego dnia. Zamiast rozwlekać to, co stało się nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, powinien skupić się na sprawach, na które ma wpływ! A jedną z nich było jego, i tak nadwyrężone, zdrowie.
Nim zdążył dotrzeć do najbliżej stacji, niebo przecięła błyskawica, a zaraz po niej zaczęło padać. Ściana deszczu zawisła nad Tokio, bezlitośnie mocząc wszystko na swojej drodze. Chłopakowi do pokonania zostały zaledwie dwie przecznice, dlatego starał się podbiec, jednak już po chwili zatrzymał go paraliżujący ból świadczący o naderwaniu kilku zasklepionych ran. Syknął cicho, czując zbierające się w oczach łzy.
Tym razem pozwolił im popłynąć.
Gdy w końcu dotarł do metra, był cały przemoczony i zziębnięty. Jego włosy przyklapły smętnie, przyklejając się do szczupłej twarzy i wchodząc do oczu. Również torba, którą ze sobą miał, nasiąkła wodą niczym gąbka.
Wyciągnął kartę, przeszedł przez bramki i zjechał ruchomymi schodami na peron. Wokół tłoczyło się już całkiem sporo ludzi. Większość z nich miała ze sobą złożone, tworzące pod sobą kałuże, parasole, jednak zauważył parę osób, które podobnie jak on, były mokre od stóp do głów. Wczorajszy pogodny wieczór oraz dodatnie temperatury nie zapowiadały wiosennej ulewy, która zaskoczyła znaczną część mieszkańców Tokio.
W oczekiwaniu na pociąg, Tetsuya ruszył wzdłuż krawędzi peronu. Szedł powoli, uważając, by kolejny raz nie narazić się na ból. Obawiał się, że woda zmyła część makijażu, którym desperacko starał się zatuszować wszelkie ślady świadczące o tym, jak bardzo cierpiał każdego pojedynczego dnia.
Czemu ja to właściwie robię?
Nie mógł zwrócić się do rodziny, ponieważ ta wyrzekła się go już pod koniec liceum. Nie miał przyjaciół, którym mógłby zwierzyć się ze swoich trosk – Haizaki zadbał o to, aby zerwał kontakt z wszystkimi bliskimi mu ludźmi. Nie potrafił również poprosić o pomoc nieznajomych, ponieważ nie chciał wciągać ich w sytuację, w której się znajdował. Shougo był nieobliczalny, dlatego nie chciał ryzykować, że przez kontakt z nim komuś mogłoby zagrażać niebezpieczeństwo – nie zniósłby poczucia winy.
Co mu pozostało w obecnej sytuacji? Żyć dalej w ten sposób? Ale jaki to miało sens…?
Komunikat o nadjeżdżającym pociągu sprawił, że większość ludzi posłusznie cofnęła się za linię bezpieczeństwa, ustawiając tak, by zrobić miejsce dla wysiadających. Młoda matka stanęła między dwójką kłócących się ze sobą dzieci, łapiąc każde z nich za rękę. Mimo wczesnej pory i przygnębiającej pogody, rodzeństwo tryskało energią. Siedmioletni chłopczyk zażarcie sprzeczał się ze swoją o dwa lata starszą siostrą o to, że pewnego dnia zostanie maszynistą, jednak nie będzie wpuszczać jej do swojego pociągu, ponieważ dzień wcześniej nie chciała ona podzielić się z nim jego ulubionym napojem. Dziewczynka zamierzała właśnie z wyższością oznajmić bratu, że w takim razie do pracy będzie dojeżdżać swoim samochodem i pokazać mu język, jednak umilkła w pół zdania, wpatrzona w jakiś punkt ponad głową chłopca.
─ Mamo… Ten pan chyba nie powinien stać tak blisko torów, prawda? Przecież zaraz przyjedzie pociąg! ─ zawołała nagle, ciągnąc rodzicielkę za rękę.
Kobieta podążyła wzrokiem w kierunku, który wskazała jej dziewczynka. Po całej stacji rozległy się przyciszone głosy, które wzmogły się z chwilą, w której na końcu tunelu zapłonęły trzy jasne światła pędzącej maszyny.
─ Niech pan się odsunie!
─ Tu są dzieci!
─ Trzymajcie go, bo skoczy…!
Do Kuroko słowa rzucane w jego kierunku docierały jakby przez mgłę. Miał wrażenie, jakby mieszające się ze sobą uwagi i ostrzeżenia stanowiły płynącą z głośników muzykę, która coraz bardziej cichła. Mimo przemoczonych i przylegających ciasno do ciała ubrań i wstrząsających nim dreszczy, w środku było mu ciepło i przyjemnie. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio czuł tak błogi spokój. Przymknął na moment oczy, ponieważ zaczęło mu się kręcić w głowie. Wydawało mu się, że słyszy czyjś krzyk zmieszany ze zgrzytem stali, który wwiercał mu się w czaszkę. Czuł się jednak zbyt dobrze i lekko, by myśleć o tym, co wywołało ten hałas.
W pewnym momencie nogi ugięły się pod nim, a on bezwładnie runął przed siebie.
Silny uścisk odebrał mu dech w piersi. Wstrząs, który nastąpił zaraz po tym, był dla niego niczym wyrwanie się na powierzchnię i pierwszy łapczywy oddech po zbyt długim czasie spędzonym pod wodą. Gdy otworzył oczy, tuż przed twarzą mignął mu pociąg, który mimo tego, że hamował, wciąż rozpędzony był do kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. Z mocno bijącym sercem i adrenaliną sięgającą zenitu poleciał do tyłu, pociągnięty siłą nieznanego mu pochodzenia. Dopiero, gdy upadł, zdał sobie sprawę, że pod sobą nie ma ziemi, a drugiego człowieka.
Jak oparzony zerwał się na równe nogi, jednak wstał zbyt szybko i gwałtownie, co zaskutkowało mroczkami przed oczami i ponownymi zawrotami głowy. Uklęknął więc na jedno kolano, przykładając do czoła dłoń.
─ Ty cholerny idioto!
Wrzask, który usłyszał nad sobą, sprawił, że zatrząsł się ze strachu, stracił równowagę i przewrócił. Nie rozumiejąc, co się dzieje, utkwił rozbiegane spojrzenie w mężczyźnie przed nim, który właśnie podnosił się z ziemi, patrząc na niego jak na kogoś, kto postradał zmysły. Kuroko jednak nie rozumiał, o co mu chodzi, czego manifest stanowiła cała jego zaskoczona i przestraszona osoba.
To tylko zdawało się podsycać gniew mężczyzny, który wybuchnął nagle:
─ Co ci odbiło, do diabła?! Nie mam pojęcia, w jakim gównie się znalazłeś, ale ze wszystkim można sobie jakoś poradzić! Samobójstwo to żadne rozwiązanie! Pomyślałeś chociaż o kimś?! Jak zareagowałaby na to twoja rodzina?! Samobójcy to pieprzeni egoiści, z nikim ani niczym się nie liczą! Jeszcze raz spróbuj coś takiego odwalić, a cię własnoręcznie zaciągnę do wariatkowa i zapnę w pasy bezpieczeństwa, słyszysz?!
Tetsuya powoli się rozejrzał. Wokół zgromadził się cały tłum ludzi, który otaczał ich dwójkę zwartym murem, mierząc zaniepokojonymi, a zarazem zaciekawionymi spojrzeniami. Chłopak w dalszym ciągu nie potrafił przyswoić, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku minut, jednak wyrazy twarzy wszystkich zgromadzonych podpowiadały mu, że to nie z mężczyzną, który na niego nakrzyczał, jest coś nie tak.
Drgnął, kiedy poczuł, jak nieznajomy łapie go za przód golfa i ciągnie w górę.
─ Jak się nazywasz?
Mężczyzna był ogromny. Nie pamiętał, żeby widział kogoś wzrostu Haizakiego, jednak on zdecydowanie przewyższał go o parę centymetrów. Zdenerwowany wyglądał tak samo groźnie jak Shougo. Krótkie, sterczące w różnych kierunkach bordowe włosy nadawały jego osobie dzikiego usposobienia, oczy w kolorze czerwonego wina płonęły. Tylko zmarszczone w złości brwi rozdwojone na końcach nadawały twarzy dość groteskowego wyrazu, jednak w tamtej chwili Kuroko bynajmniej nie było do śmiechu.
Trochę ze strachu, a trochę z mimowolnej ciekawości, odpowiedział:
─ Kuroko Tetsuya…
─ A więc Kuroko: idziesz teraz ze mną ─ oznajmił mężczyzna. A widząc, jak Tetsuya powoli otwiera usta, dodał szybko: ─ I nie chcę słyszeć żadnych protestów. Nawet nie próbuj ściemniać, że miałeś na dzisiaj jakieś plany oprócz rzucenia się pod pociąg.
Chłopak bezwiednie skinął głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nieznajomy puścił jego golf, jednak nie pozwolił mu na pełną swobodę ruchów. Nic sobie nie robiąc z rozemocjonowanych szeptów zbiegowiska, chwycił Kuroko za przegub i pociągnął za sobą, w stronę ruchomych schodów. Tłum przed nimi posłusznie rozstępował się, pozwalając im przejść, do czasu, aż drogi nie zagrodziła im pewna starsza kobieta, która przyglądała się rozgrywającym wydarzeniom od samego początku.
─ Przepraszam panów… Czy wszystko już w porządku? Może mogłabym jakoś pomóc? ─ zapytała mierząc Tetsuyę stroskanym spojrzeniem znad okrągłych szkieł okularów.
─ Eee… D-dziękujemy, ale sytuacja jest już opanowana. Zajmę się nim ─ odparł towarzysz Kuroko, po czym skinął staruszce głową i poprowadził niższego chłopaka do wyjścia.
Kiedy znaleźli się już na górze, przy bramkach, nieznajomy na chwilę się zatrzymał. Odwrócił głowę w tył, wpatrując się w zatłoczony peron tak, jakby próbując czegoś dostrzec.
─ W samą porę ─ mruknął po chwili. ─ Gdybyśmy zostali tam dłużej, mogłaby cię sprzątnąć ochrona, a potem policja!
Kuroko podążył wzrokiem w kierunku, który tak zaabsorbował wyższego mężczyznę. Rzeczywiście. Na platformie zgromadziło się kilku pracowników metra odznaczających się w masie podróżnych odblaskowymi kamizelkami. Dwójka z nich rozmawiała właśnie ze staruszką, która wcześniej ich zaczepiła.
─ Dobra, spadamy stąd ─ zarządził nieznajomy. ─ A ty mógłbyś się w końcu odezwać, dziwnie się czuję… ─ burknął, ciągnąć Tetsuyę przez bramki.
Kuroko zmarszczył lekko brwi, przetwarzając w głowie słowa wyższego. Dopiero po chwili dotarło do niego, iż tym razem oczekiwano od niego odpowiedzi oraz nie było nikogo innego, kto mógłby go w tym wyręczyć.
─ Dokąd idziemy? ─ zdołał wydusić.
─ Spoko, to niedaleko.
Mężczyźni zaczęli wspinać się kolejnymi stopniami ku powierzchni, skąd dobiegał szum deszczu oraz pojedyncze grzmoty. Mijało ich wielu ludzi spieszących się na swój pociąg, jednak nikt nie zawieszał na nich wzroku na dłużej. Niebieskowłosy miał problem, aby dotrzymać kroku swojemu towarzyszowi. W końcu zatrzymał się, pochylił i oparł dłonie o kolana, dysząc ciężko. Wciąż lekko kręciło mu się w głowie, a ból pulsujący u dołu kręgosłupa ani na chwilę nie pozwalał o sobie zapomnieć. Mimo tego, że drżał z zimna, wyczuł spływającą mu po skroni kroplę potu.
─ Chyba nie masz kondycji, co? ─ zagadnął nieznajomy, cierpliwie czekając, aż Tetsuya chwilę odsapnie.
─ Po prostu nie czuję się najlepiej ─ odparł Kuroko, prostując się powoli. ─ Dziękuję za twoją pomoc, ale sam dam radę trafić do domu…
─ Naprawdę myślisz, że tak po prostu pozwolę odejść niedoszłemu samobójcy? ─ spytał sceptycznie wyższy, unosząc jedną brew. ─ Masz mnie za matoła?
─ Nie planowałem samobójstwa! ─ uniósł się Tetsuya. W końcu zaczęło docierać do niego, co tak naprawdę zdarzyło się na peronie i jak mogło zostać to odebrane przez osoby postronne, dlatego pośpieszył z wyjaśnieniem: ─ Nie zdążyłem zjeść dzisiaj śniadania i zrobiło mi się słabo, to wszystko. Potrzebuję tylko trochę odpocząć, dlatego nie musisz się fatygować.
─ Sorry, ale to nie brzmi przekonująco…
Mężczyzna wzruszył ramionami i już zamierzał ponownie zamknąć nadgarstek Kuroko w stalowym uścisku, jednak ten odsunął się od niego krok, mierząc nieufnym spojrzeniem.
─ Naprawdę dziękuję, ale poradzę sobie.
Nieznajomy zawahał się. Wyglądał, jakby bił się z myślami. Chłodne zdecydowanie zmieszane z błyskiem strachu widoczne w błękitnych oczach Tetsuyi sprawiło, iż ten jeszcze raz zastanowił się nad tym, jak miał zamiar pomóc chłopakowi. Przez chwilę milczał, jakby w nadziei, że niższy powie coś jeszcze, jednak gdy to nie nastąpiło, westchnął cierpienniczo i zmierzwił odstające kosmyki włosów dłonią.
─ Tu za rogiem jest Maji Burger, otwierają o siódmej. Pomyślałem, że możemy tam iść, pogadać. No, i coś zjeść, jesteś strasznie blady ─ mruknął, czerwienią się lekko.
Widzą to, Kuroko nie był w stanie powstrzymać subtelnego uśmiechu, który mimowolnie wypłynął na jego usta.
─ Jak się nazywasz?
─ Kagami Taiga.
─ Dziękuję, Kagami-kun. Doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłeś, ale lepiej będzie, jeśli już pójdę ─ powiedział, po czym minął go, pokonał resztę stopni i wyszedł na deszcz, nie oglądając się za siebie.

8 komentarzy:

  1. Jezu, scena na peronie to majstersztyk! Cała sytuacja z Haizakim to obłęd! Biedny Kurokoś, jak mogłaś go tak skrzywdzić ;-;
    Kagami wybawca-awanturnik. Na przypale albo wcale XD
    Rozdział bardzo mi się podoba i jestem ciekawa jak potoczą się losy naszych bohaterów. Zwłaszcza rozwinięcia historii z Shougo. Jak niebieskowłosy i handlarz wylądowali razem? Dlaczego Kuroko poprostu nie ucieknie?
    Mam tyle pytań i żądam odpowiedzi!
    Wyczekuję nowego rozdziału że zniecierpliwieniem i wiedz, że chodźby dzień zwłoki zostanie "nagrodzony" zaspamioną skrzynką!
    Trzymaj się Shiro-chan! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale w tym opku zależało mi na zrobieniu z Kuroko biednej, małej sierotki, którą trzeba się będzie dobrze zaopiekować B) xDD
      I co tu dużo mówić... Kocham wkurwy Kagamiego xD Możesz być pewna, że trochę ich tutaj będzie, hehe.
      Dziękuję bardzo za komentarz, ogromnie cieszę się z tak entuzjastycznej reakcji :D Już od jutra zacznę pracować nad rozdziałem 2.
      Pozdrawiam ♥

      Usuń
    2. Tak się zastanawiam... Dlaczego Haizaki to zawsze zły charakter? Jest tyle innych postaci nadających się do tej roli.

      Usuń
    3. Może dlatego, że w anime został pokazany jako badass, a przy tym (moim zdaniem) jego charakter został dość schematycznie uproszczony...? Ja akurat, jako autorka, lubię jego postać właśnie przez ten "skrót", który sprawia, że bardzo łatwo jest prawidłowo oddać jego usposobienie. Trochę pójście na łatwiznę :p
      Jednak osobiście wybrałam do tej roli Haizakiego, ponieważ idealnie wpasował się w koncept (na razie nie mogę zdradzić zbyt wiele).

      Usuń
    4. Hmmm... Nie ja piszę to opowiadanie to się na razie nie wypowiem ;)
      Jeszcze wyrażę swoje zdanie pod koniec opo (o ile do tego dojdzie X"D )

      Usuń
  2. Hej,
    ta scena na peronie piękna, biedny Kuroko tak skrzywdzony, aż mam ochotę coś zrobić Shugo... ale czemu Kuroko po prostu nie ucieknie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, hejka,
    fantastycznie, ta scena na peronie wyszła naprawdę pięknie, och biedny Kuroko tak bardzo skrzywdzony... mam ochotę coś naprawę zrobić Shugo... ale zastanawiam się czemu Kuroko nie ucieknie?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, a ta scena na peronie wyszła naprawdę pięknie, Kuroko tak bardzo jest skrzywdzony... mam ochotę coś zrobić Shugo... ale zastanawiam się czemu to Kuroko nie ucieknie?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń