Drugi początek | rozdział 9

Rozpościerająca się przed nim ciemność wydawała się nie mieć końca. Została zerwana nagle, niczym potężna zasłona – jednym, silnym ruchem. Jego powieki drgnęły, powoli otworzył zaspane oczy. Pierwszym, co zobaczył, była smuga złocistego światła, która padała swobodnie na mlecznobiałą kołdrę od futonu. Kuroko wyswobodził spod niej dłoń i przejechał opuszkami palców po bawełnie, badając miękkość materiału. Spokojnie wdychał intensywny zapach cytrusowego proszku do prania wdzierający się do jego nozdrzy. Leżał na w pół śpiący, bez pośpiechu trawiąc błogość poranka i otulającą go ciszę. Już od dawna nie czuł się tak swobodnie i dobrze. Świadomość, że nie spędził tej nocy w zatęchłym, ciemnym i zimnym mieszkaniu Haizakiego, wypełniała jego umysł, przysłonięta delikatną senną mgiełką.
Kiedy już nieco się rozbudził, uniósł się na łokciach, by omieść spojrzeniem sypialnię. Nie za bardzo pamiętał, jak się w niej znalazł, jednak gdy jego wzrok padł na śpiącego nieopodal Kagamiego, nieoczekiwanie natarły na niego obrazy z wydarzeń poprzedniego wieczora. Ryży spał z głową opartą na blacie niewielkiego, drewnianego stoliczka, chabudai, a za poduszkę służył mu opasły tom z zakresu szkolenia strażaków. Zaraz obok stała lampka nocna, która była cały czas włączona, choć w blasku słońca, którego promienie wpadały przez niezaciągnięte do końca rolety, niełatwo było to zauważyć.
Z jakiegoś powodu Tetsuya nie martwił się o godzinę. Być może podświadomie pragnął ciągnąć ten przesycony słodką beztroską poranek jak najdłużej, bez jakiejkolwiek presji czasu. Odsunął pofałdowaną kołdrę na bok, dźwignął się z miękkiego materaca i na czworakach przybliżył do Taigi. Mężczyzna znajdował się na wyciągnięcie dłoni. Kuroko mógł dostrzec fragment ostatnio czytanego przez niego rozdziału: „Podstawy organizacji akcji gaśniczej, rozwijanie linii, zajmowanie stanowisk gaśniczych”. Jego brwi przybrały groźny, zmarszczony wyraz nawet, gdy spał. Chłopak powstrzymał cisnący mu się na usta uśmiech, po czym podniósł się z klęczek, chwycił w dłoń przykrycie, które zarzucił na unoszące się i opadające w jednostajnym rytmie plecy Kagamiego. Starał się poruszać jak najciszej, by nie obudzić gospodarza. Przechodząc obok, zgasił lampkę i przystanął na chwilę. Nie mógł oderwać spojrzenia od Taigi. Serce lekko ścisnęło go w piersi, a oddech przyspieszył, gdy zdał sobie sprawę, że jego dłoń mimowolnie wyrwała do przodu, chcąc zatopić palce w czerwono-bordowych kosmykach. Cofnął ją jak oparzony, by zaraz potem niemal uciec z sypialni.
W ciemnym przedpokoju oparł się plecami o najbliższą wolną ścianę i odetchnął głęboko, ściskając winną kończynę w drugiej ręce, aż nie pobielały mu knykcie. Zastanawiał się, co właściwie nim kierowało. Na początku nie potrafił zrozumieć swojej reakcji, która była niemal bezwarunkowa. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że gdy był dzieckiem, matka często budziła go nad ranem, głaszcząc po głowie, jeśli akurat poprzedniego dnia usnął przy biurku przy nauce. Tym drobnym gestem chciała w jakiś sposób wynagrodzić trud, jaki wkładał w swoją edukację.
Podobnie było z Tetsuyą, podświadomie pragnął okazać Taidze troskę. Poprzedniego wieczora ryży udostępnił mu swoją sypialnię, choć on usiłował zrobić wszystko, byle tylko nie musieć korzystać z, w jego mniemaniu, przesadnej życzliwości gospodarza. Kanapa w zupełności by wystarczyła. Nie chciał zabierać Taidze miejsca do spania, szczególnie, iż ten znacznie bardziej potrzebował odpoczynku. Kagami jednak puszczał mimo uszu każdy jego argument, brutalnie kończąc dyskusję na swój sposób – przerzucił sobie chłopaka przez ramię niczym worek kartofli i zaniósł do sypialni, prosto na przygotowany już wcześniej futon. Na samo wspomnienie tej żenującej sytuacji Kuroko miał wrażenie, że jego policzki w dalszym ciągu płoną ze wstydu. Kagami okazał się niepokonanym adwersarzem. Tetsuyi zabrakło siły przebicia, a potem także i determinacji, gdyż nie odezwał się już ani słowem sprzeciwu i potulnie zakrył kołdrą aż pod samą brodę, mrucząc w poduszkę ciche „Dobranoc”. Gdy ryży spytał jeszcze, czy nie będzie przeszkadzać mu włączona lampka, zmusił się od odpowiedzi przeczącej. Więcej nie zamienili ani słowa. Cisza mieszała się z innych oddechami. Kuroko wbił spojrzenie w oświetloną ciepłym światłem ścianę, próbując usnąć, jednak nie był w stanie. Męczył się chwilę, po czym przeniósł wzrok na przygarbioną sylwetkę Taigi  akurat, gdy ten ziewnął potężnie.
Tetsuya obserwował jego skuloną przy malutkim stoliczku sylwetkę, dopóki nie zmorzył go sen. Płytki, acz spokojny.
Chłopak nie miał pewności, jednak mógł się domyślać, że każdy swój wolny wieczór Kagami spędza podobnie. Za każdym razem, gdy ryży wspominał o swoim szkoleniu, w jego oczach pojawiał się błysk determinacji zmieszany z iskierką szczęścia. Owszem, zdarzało mu się narzekać na nadmiar nauki i obowiązków, ale jego tęczówki zawsze zdradzały te same emocje, które Tetsuya potrafił bezbłędnie rozszyfrować.
Gdy nieco ochłonął, Kuroko udał się do łazienki. Przemył twarz chłodną wodą i doprowadził odstające kosmyki do porządku. Poranek był tą porą dnia, która udowadniała, że jego włosy żyły własnym życiem.
Salon pogrążony był w półmroku. Okna znajdowały się tam od strony zachodniej, dlatego Tetsuyi zbytnio nie zdziwił ten stan rzeczy. Mimo to odsłonił zasłony, odkrywając tym samym wejście na obszerny balkon, a raczej – taras. Metraż mieszkania Taigi robił na nim coraz większe wrażenie.
Gdy tylko przekroczył umowną granicę kuchni, dopadły go wątpliwości. Obawiał się, że jego działania mogłyby zostać uznane przez przeciętnego Japończyka za jawny akt impertynencji, ponieważ to w obowiązku gospodarza leżało przygotowywanie posiłków. Mimo to nie chciał budzić Kagamiego tylko po to, by ten zajął się śniadaniem. Nie tylko sumienie Kuroko by mu na to nie pozwoliło – pragnął wykazać się inicjatywą ze swojej strony, by chociaż w drobnym stopniu podziękować za gościnę oraz wszystko, co Taiga dla niego robił.
Po zaznajomieniu się z dość egzotyczną zawartością lodówki (ser żółty, ostry sos salsa do nachosów, opakowanie suszonych kiełbasek salsiccia fresco czy też konfitury raczej nie należały do grona typowo japońskich produktów, których zwykł używać), postanowił przyrządzić omlet tamagoyaki, a do tego odgrzać resztkę pozostałej z poprzedniego dnia zupy miso-shiru. Wyciągnął wszelkie niezbędne produkty na blat i zaczął szykować śniadanie.
Na analogowym zegarze wbudowanym w piekarnik widniała godzina piąta czterdzieści, gdy wyłączył kuchenkę. Na patelni skwierczały dwa intensywnie żółte omlety, które przełożył na talerze. Zalał wrzątkiem kubki z herbatą, a następnie przeniósł wszystkie naczynia na kuchenną wyspę i poszedł obudzić Kagamiego.
Jednak gdy stanął przed wciąż śpiącym w najlepsze mężczyzną, zdał sobie sprawę, że nie wie, jak powinien się za to zabrać. Uklęknął przy Taidze i przez chwilę mierzył go spojrzeniem, żywiąc nikłą nadzieję, że może sam się ocknie. Nie przyniosło to żadnych rezultatów.
Robiło się coraz później. Zmobilizowany presją czasu Kuroko położył rękę na ramieniu ryżego i potrząsnął lekko.
Żadnej reakcji.
─ Kagami-kun. Proszę, wstań. Powinniśmy już zacząć zbierać się do pracy.
Chrapnięcie.
─ Kagami-kun!
─ Mmm Tatsuya, jeszcze pięć minut…
Gwałtownie zabrał dłoń, sztywniejąc na całym ciele. Coś ścisnęło go w piersi. To, że Taiga nieświadomie nazwał go imieniem swojego ex, nie znaczyło przecież nic wielkiego. Mężczyźni mieszkali przecież jakiś czas razem, niewykluczone, iż niejaki Tatsuya codziennie budził Kagamiego w podobny sposób jak on w tamtej chwili. Nieważki, przyćmiony snem umysł podsunął ryżemu okoliczności, do których był po prostu przyzwyczajony. Kuroko nie wiedział, kiedy zerwali. Mogło mieć to miejsce rok czy dwa wcześniej; z drugiej strony czas ten mógł ograniczać się do kilku miesięcy, może nawet tygodni.
Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak mimo to wszystko, poczuł w sercu wyraźne ukłucie. Było niczym ostrze przebijająca się przez grubą warstwę bierności i obojętności, która z biegiem lat rosła i odgradzała go od zbędnych bodźców emocjonalnych. Nie wiedział, jak powinien to interpretować. Starał przekonać się w myślach, że obiektywnie rzecz ujmując, w ostatnim czasie spotkało go wiele nowych doznań, a wszystkie miały związek z osobą Taigi.
Nie powinienem się przejmować, pomyślał.
Odetchnął głęboko, tłumiąc w sobie nadmiar uczuć, po czym wbił dwa palce pod żebra mężczyzny. Ten sposób pobudki okazał się skuteczny. Kagami drgnął, prostując się gwałtownie i otworzył szeroko oczy. Jego usta wykrzywił grymas bólu.
─ Nosz kur…! Kuroko, ty mała bestio… Za co… ─ wywarczał, rozmasowując obolałe miejsce.
─ Próbowałem tylko cię obudzić, Kagami-kun. Sam zmusiłeś mnie do podjęcia drastycznych kroków ─ odparł chłopak ze stoickim spokojem. Oczywiście, Taiga mógł się tylko domyślać, w jaki sposób „zmusił” Tetsuyę do zastosowania tak gwałtownej pobudki.
─ No, zazwyczaj śpię jak kamień, szczególnie kiedy siedzę do późna ─ mruknął ryży. Tembr jego głosu był nieco niższy niż zazwyczaj, przyozdobiony poranną chrypką.
Przetarł twarz dłonią, jak gdyby próbował zetrzeć z niej resztki snu. Miał lekko przekrwione oczy. Ziewnął potężnie, a zaraz potem westchnął ciężko, zbierając w sobie siły, by dźwignąć się z mat tatami.
Tetsuya uśmiechnął się na ten widok.
─ Zrobiłem śniadanie.
─ Dałeś radę? ─ Kagami szybko zdał sobie sprawę, że palnął coś niestosownego, dlatego zaraz sprostował, nie dając Kuroko szansy na przeanalizowanie tej uwagi. ─ To znaczy… Myślałem, że będę musiał wyjść po zakupy. Niewiele rzeczy zostało po wczoraj.
─ Gdyby tak było, musielibyśmy obejść się raczej bez jedzenia.
Wymowy wzrok niższego zawędrował na niską szafkę po przeciwnej stronie sypialni, na której stał budzik wskazujący godzinę piątą czterdzieści siedem.
─ Szlag, późno!
─ Mielibyśmy więcej czasu, gdybyś od razu się obudził.
─ Dobra już, dobra… Sorry.
Chwilę później mężczyźni byli już w trakcie jedzenia śniadania. Kagami pochłonął swojego omleta w kilku pośpiesznych kęsach (mimo iż jego porcja była zdecydowanie większa), po czym popił go gorącą zupą, parząc sobie przy tym język. Z herbaty zrezygnował. Następnie przeprosił Kuroko, który ledwo co napoczął posiłek, i poszedł się wykąpać.
Tetsuya dokończył śniadanie w samotności, pozmywał, a potem poszedł ubrać się w swoje wysuszone ubrania. W chwili, gdy zapinał koszulę – ostatni element garderoby, Taiga wystrzelił z łazienki niczym pocisk, uwalniając przy tym tumany pary, która zgromadziła się w pomieszczeniu. Na sobie miał jedynie ręcznik, który przytrzymywał jedną ręką, by nie zsunął mu się z bioder. Skonsternowany tym widokiem Kuroko przeszedł do przedpokoju, postanawiając już tam zaczekać na gospodarza, by nie plątać mu się pod nogami, gdy ten będzie się ubierać.
Na peron udało im się dotrzeć chwilę przed przyjazdem pociągu. Pięć minut piechotą na stację było ogromną zaletą w tak kryzysowych sytuacjach.
─ Jeszcze raz dzięki za wyżerkę, Kuroko. Jak tak o tym myślę, to strasznie dawno nie jadłem tamagoyaki ─ powiedział Kagami, gdy już pędzili metrem.
Tego dnia tłok był o wiele mniejszy niż zazwyczaj. Tetsuya domyślał się, że mógł mieć na to wpływ tajfun, który poprzedniego dnia zaskoczył Tokio. Nikt nie spodziewał się, że pogoda tak szybko ulegnie poprawie. Aura panująca na zewnątrz była zapowiedzią słonecznego, nieco wietrznego i chłodnego dnia. Ptaki wróciły na gałęzie drzew, pająki na nowo zaczęły snuć sieci.
─ Nie ma za co. To ja powinienem podziękować za gościnę ─ zreflektował się niższy. ─ Przepraszam za sprawienie ci problemu.
─ Weź daj spokój, kurde, żaden problem! Mam tylko nadzieję, że się nie rozchorujesz. Poza tym jak się mieszka samemu, to czasem miło jest mieć się do kogo odezwać. Albo chociaż razem pomilczeć. Eee… Znaczy, chodzi mi o to, że sama twoja obecność sprawiła, że… No, było mi raźniej, nawet jak już poszedłeś spać ─ zakończył niezgrabnie Taiga.
Kuroko uśmiechnął się w odpowiedzi. Słowa Kagamiego, zwłaszcza tak szczere w swojej prostocie, sprawiły, że w duchu naprawdę się ucieszył. W ciągu poprzedniej nocy odsłonił przed mężczyzną jedną z tych stron, która była duszoną przez niego tajemnicą. Mimo iż Taiga ją zobaczył, nie odtrącił go, a wręcz przeciwnie – okazał zrozumienie i wsparcie.
Coś, czego Tetsuyi dotychczas brakowało.
─ W sumie jak już przy tym jesteśmy, to kiedy masz wolne?
Niższy zwrócił na ryżego swój pytający wzrok.
─ Prawdopodobnie w niedzielę ─ odparł powoli.
─ Jakieś plany?
─ Cóż. ─ Oczyma wyobraźni zobaczył Haizakiego, jednak szybko odrzucił tę myśl. ─ Raczej nie. Mogę wiedzieć, czemu…
─ Umówmy się ─ wypalił Kagami. Oblał się przy tym rumieńcem, jakby dopiero w tej chwili dotarło do niego, co właśnie powiedział. Mimo to mówił dalej, choć jego głos lekko drżał. ─ W-wiesz, chodźmy coś zjeść, gdzieś się przejść… Bo głównie widujemy się tylko w drodze do pracy. To trochę krótko… A-ale jeśli ci to pasuje, to w porządku! Nie chcę być upierdliwy. Więc po prostu wal szczerze.
─ Dobrze.
─ Co?
─ Zgadzam się.
Decyzje Kuroko były zazwyczaj bardzo szczegółowo przemyślane. Chłopak analizował każde możliwe wyjście, każdą odpowiedź, przewidując skutki. Sądził, że zachowawczość to jedna z wielu jego wrodzonych cech.
Tymczasem okazało się, iż nagle zawiodła. Odpowiedź Tetsuyi była całkowicie naturalna, podyktowana sercem, nie rozumem. W ułamku sekundy po jej wypowiedzeniu przyszły mu na myśl jej najgorsze konsekwencje. Był na siebie zły – wystarczyła jedna noc spędzona poza mieszkaniem Haizakiego, by zapomniał o realnej szansie powrotu mężczyzny w każdej możliwej chwili. Być może już na niego czekał, zastanawiając się przy tym, jak stosownie go ukarać. Znarkotyzować albo upić, by nie miał siły stawiać oporu? Pobić? Zgwałcić? Zamknąć w odosobnieniu?
Zabić
─ Serio?
Kagami wyglądał na szczerze zaskoczonego. Wcześniej starał się nie dać po sobie poznać, jak bardzo zależy mu na pozytywnej odpowiedzi, dlatego mimowolnie nastawił się na odmowę. Spodziewał się, że Kuroko chociaż na jakiś czas zamilknie, by przemyśleć jego propozycję, lub chociaż upewni się, czy na pewno dobrze usłyszał.
Dokładnie tak jak Taiga w tamtym momencie.
─ Naprawdę chcesz?
Tetsuya jeszcze chwilę wcześniej postanowił ugryźć się w język, nim palnie coś zbyt pochopnie, jednak i tym razem nie zdołał się powstrzymać. Odparł bez zbędnych refleksji:
─ Co w tym dziwnego? Lubię spędzać z tobą czas, Kagami-kun.
─ T-to super. Ja z tobą też.
Przez dłuższy moment żaden z nich już nic nie mówił. Mimo to cisza między nimi nie była nieprzyjemna. Obaj zdawali się jeszcze rozmyślać nad tym, co usłyszało każde z nich. Na ich ustach gościły niemal identyczne, ledwo zauważalne uśmiechy, a serca biły tym samym, lekko przyspieszonym rytmem.
Kiedy metro zaczęło zwalniać, a z głośników popłynęła nazwa stacji Gokokuji, Kagami odchrząknął, po czym zarzucił na ramię swój plecak, który wcześniej spoczywał na podłodze, między jego nogami.
─ To ja się zbieram. Co do niedzieli to szczegóły jeszcze się ustali.
─ Dobrze. Miłego dnia, Kagami-kun. Jeszcze raz dziękuję za gościnę.
─ Polecam się na przyszłość!
Kuroko skinął głową, po czym odprowadził ryżego do wyjścia. Nim jednak ten zniknął z jego pola widzenia, odwrócił się na moment i wyszczerzył, mimowolnie powiększając tym samym uśmiech chłopaka.
Po raz pierwszy w życiu nie mógł doczekać się wolnego.
*
Dzień na dziesięciogodzinnej zmianie w Japan Library of Mystery Literature mijał Tetsuyi nad wyraz spokojnie. Większość ludzi odwiedzających bibliotekę robiła to po pracy, tak więc do południa chłopak nie miał zbyt wiele do zrobienia. Zwykle, gdy przez dany okres czasu wiedział, jakie czekają go obowiązki, lubił rozplanowywać sobie zadania tematycznie, by szybko i sprawnie się z nimi uporać. Poprzedniego dnia zajął się odkładaniem na półki brakujących, skatalogowanych lub oddanych książek. Udało mu się roznieść je wszystkie, tak więc swój kolejny etat mógł w całości przeznaczyć na pracę przy komputerze. Skrupulatnie analizował rejestr czytelników i tam, gdzie była taka konieczność, wysyłał powiadomienia informujące o zbliżającym się upływie terminu na wypożyczenie. Od czasu do czasu nieliczni goście przebywający w czytelni, głównie uczniowie liceum, podchodzili do niego, by poprosić o wskazanie wybranej książki. W takich chwilach Kuroko przerywał swoje zajęcie i pomagał odnaleźć potrzebne pozycje.
O godzinie trzynastej udał się na przerwę. W pomieszczeniu socjalnym znajdował się niewielki aneks kuchenny oraz stół, przy którym chłopak posilił się swoim lunchem – trzema sztukami onigiri zakupionych po drodze ze stacji do pracy. Gdy wrócił na recepcję, zajął się pisaniem maila do pani Aidy. Była ona młodą, rezolutną kobietą, która bardzo często odwiedzała Japan Library of Mystery Literature. Wypożyczała każdą książkę dotyczącą zdrowia lub sportu, jaka tylko wpadła jej w ręce. Kiedyś przy rozmowie z nią Tetsuya dowiedział się, że studiuje dietetykę, a jednocześnie, w ramach praktyk, które miały przygotować ją do zawodu, zajmuje się rozpisywaniem sportowcom diet oraz treningów. Chłopak nie znał jej zbyt dobrze, jednak darzył sympatią i szacunkiem. Mógł tylko podejrzewać, jak wiele spraw ma na głowie, w dodatku w tak młodym wieku.
Aida wypożyczała książki w niemal hurtowych ilościach, więc dość oczywistym było, że nie przeczyta wszystkich na raz. Jednak prędzej czy później wracały one do biblioteki w nienaruszonym stanie, dlatego Kuroko często przymykał oko, gdy roznosił pozycje na półki po wyznaczonym terminie. Mimo to zawsze pisał do kobiety maile z przypomnieniem o zbliżającej się dacie zwrotu.
Był w trakcie przepisywania adresu mailowego Aidy ze spisu do okienka odbiorcy, gdy nagle ktoś podbiegł do blatu recepcji, by radośnie się przy nim wybić i zawołać z nieskrywanym entuzjazmem:
─ Kurokocchi!!!
Kuroko wzdrygnął się, a z czytelni, która znajdowała się tuż obok, dało się słyszeć niezadowolone pomruki członków kółka literatury japońskiej. Podniosły esej Sakutaro Hagiwary został brutalnie przerwany przyziemnym, pełnym podekscytowania okrzykiem.
─ Kise-kun? Co ty tutaj robisz? ─ Kuroko nawet nie starał się ukryć zdziwienia. ─ A co ważniejsze – czy mógłbyś zachowywać się odrobinę ciszej?
─ Ach, tak, tak, wybacz Kurokocchi, zupełnie się nie spodziewałem, że cię tu spotkam! ─ Sprawca całego zamieszania, Kise Ryouta, zaśmiał się perliście. ─ To już chyba przeznaczenie, skoro wpadamy na siebie po raz kolejny w przeciągu niecałych dwóch dni!
Tetsuya uśmiechnął się słabo, powoli kiwając głową. Czuł się dość niezręcznie przez to, w jaki sposób potraktował blondyna zaledwie dzień wcześniej, jednak ten sprawiał wrażenie, jak gdyby ich ostatnie spotkanie było przynajmniej tak udane, jak wypad dwóch najlepszych przyjaciół na stałą porcję plotek.
Nie miał jednak zbyt wiele czasu, aby brnąć dalej w swoje rozmyślania, ponieważ Kise trajkotał z prędkością karabinu maszynowego i bez skupienia na jego słowach mógłby łatwo zgubić się w tym, o czym mówił:
─ Nie myśl sobie tylko, że cię śledziłem, czy coś w tym stylu… Jestem tutaj zupełnie przypadkiem, myślałem, że pracujesz w innym miejscu. Huh, nie patrz tak na mnie, Kurokocchi, wcześniej wyglądałeś trochę, jakbyś chciał mnie zbyć! Ale gdyby nie to, że zaraz obok mam casting i na chwilę wyszedłem się przewietrzyć, to pewnie nawet by mi nie przyszło na myśl, żeby tu sprawdzić. Zobaczyłem tę bibliotekę i przypomniało mi się, że przecież mam tutaj założoną kartę, bo korzystałem z niej w liceum. Czekam na przymiarki już od rana, więc uznałem, że może mógłbym coś wypożyczyć. Chociaż sama nuda to nie taki problem. Nawet sobie nie wyobrażasz, Kurokocchi, jaki jestem głodny! O, a może pójdziemy razem coś zjeść?
─ Przepraszam, ale niedawno miałem przerwę…
─ Ojej, szkoda. Może kiedy indziej! No nic, w każdym razie czeka nas chyba jeszcze z piętnastu w kolejce, bo projektant zachorował i przysłał swojego zastępcę, a on chyba nie za bardzo wie, co ma robić. Z resztą współczuję mu, jego szef to straszny gbur, mówię ci! Nie zdziwiłbym się, jakby nie zostawił mu nawet żadnych instrukcji. Robiłem już dla niego kilka kampanii… Gdyby nie mój agent, to chyba dałbym sobie z tym spokój. Tak by było lepiej, z resztą mam dzisiaj jeszcze tyle spraw do załatwienia, a ta obsuwa z castingiem krzyżuje mi plany. Wiesz, że Aominecchi gra dzisiaj mecz? Obiecałem, że przyjdę, od początku sezonu nie opuściłem żadnego! Ale przedtem mam jeszcze…
─ Nie chcę ci przerywać, Kise-kun, ale myślę, że to nie jest najlepsza pora na rozmowę. Przeszkadzasz czytelnikom ─ wtrącił stanowczo Tetsuya, sugestywnie zwracając wzrok na kilka par oczu, które były w nich utkwione, przeszywając spojrzeniem niemal na wylot.
─ O-och, chyba faktycznie trochę się zapędziłem… ─ bąknął Ryouta. ─ Przepraszam Kurokocchi, ale mimowolnie biorę pod uwagę, że każde nasze spotkanie może być tym ostatnim, więc chciałbym powiedzieć ci jak najwięcej.
 Żołądek Kuroko skurczył się boleśnie, manifestując tym narastające poczucie winy. Nawet nie zorientował się, kiedy żal ścisnął mu gardło. Nie miał Kise za złe jego słów, doskonale zdawał sobie sprawę, że to, w jaki sposób potraktował przyjaciela kilka lat temu, musiało być dla niego bardzo dotkliwe. Znał blondyna na tyle dobrze, by wiedzieć, iż ten na pewno zamartwiał się o niego na przemian z szukaniem przyczyny zaistniałej sytuacji w samym sobie.
Tetsuya na jego miejscu czułby się dokładnie tak samo. Dlatego właśnie zaproponował:
─ W takim razie co ty na to, Kise-kun, żeby umówić się w tym tygodniu na kawę?
Twarz Ryouty wyrażała czysty szok, który powoli zaczął ustępować miejsca szczerej radości. Na bladoróżowych wargach wykwitł uśmiech rodem z okładek topowych miesięczników modowych, a oczy zalśniły pogodnym blaskiem.
─ Chętnie!

3 komentarze:

  1. Jejciu, nawet nie wiesz jak się cieszę, że ten rozdział został dodany tak szybko i że od razu mnie o tym poinformowałaś! Ach te myśli Kuroko, cudo! Prawie rzuciłam telefonem gdy przeczytałam jak Kagami przez sen wymawia imię swojego byłego, ale przetrzymałam to jak zrobił to nasz Kuroś! Ale jeszcze bardziej czekam na Haizakiego! Chcę wiedzieć już co wyniknie z ich spotkania po tak długim czasie, Tetsuya no po prostu musi się zmienić ;-;.
    Ale jeszcze za nim to nadejdzie to czeka go rozmowa z Kise — ciekawe o czym porozmawiają, oby Kuro powiedział mu prawdę, bo nie wytrzymam ;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też strasznie się cieszę, że udało mi się skończyć w weekend, bo pewnie męczyłabym się z pisaniem w tym tygodniu i post byłby w piątek x'D Ale przy tym obrocie spraw zacznę pisać już kolejny! *^*
      Może to trochę niestosowne z mojej strony, ale twoje emocje z czytania wywołały u mnie szeroki uśmiech! Miło jest wiedzieć, że tekst tak silnie poruszył sferą uczuciową czytelnika *-*
      Jeśli chodzi o Haizakiego, to mogę delikatnie zaspoilerować, że będzie to punkt kulminacyjny opowiadania, dlatego jeszcze chwilę się z tym wstrzymam, ponieważ musi wydarzyć się parę rzeczy, które znacząco wpłyną na dalszy rozwój historii ;) Rozmowa z Kise jest jedną z nich!
      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz! ♥

      Usuń
  2. Hejka,
    fantastyczny rozdział, te myśli Kuroko cudowne i taka szybka odpowiedź Kuroko na spotkanie z Kagamim wywołała szok jak i Kise zaskoczony, że ten proponuje spotkanie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń