Drugi początek | rozdział 8

─ Eee… No to czuj się jak u siebie i tak dalej…
─ Przepraszam za najście.
Kuroko z nieskrywaną ciekawością przekroczył próg mieszkania Kagamiego, podświadomie wstrzymując na moment oddech. Wyższy wszedł zaraz za nim i zamknął drzwi, po czym zapalił światło. Prosta, mlecznobiała lampa sufitowa rozproszyła mrok w genkan. Chłopak ściągnął z nóg czarne, poprzecierane w paru miejscach oksfordy i odstawił je na jedną z półek niskiej szafki, którą wskazał mu Taiga. Dopiero wtedy zreflektował się, że ma przemoczone skarpetki. Nerwowo podwinął pod siebie place u stóp, jakby instynktownie starając się zamoczyć jak najmniejszy skrawek kamiennych kafelków, na których stał. Płaszcz, który trzymał w dłoniach, wyglądał jak świeżo wyciągnięty z prania, a z przesiąkniętej deszczem bluzy kapało na podłogę.
Widząc to wszystko, Tetsuya nawet nie śmiał wejść na drewniane panele.  
Tymczasem Taiga ściągnął już z siebie przemoczone, czerwone trampki, które pyrgnął niedbale pod szafkę, po czym ruszył przez korytarz. Dopiero po kilku krokach zorientował się, iż Tetsuya nie ruszył się z miejsca.
─ Serio, Kuroko? Chcesz nocować w przedpokoju? ─ westchnął zniecierpliwiony.
─ Um… Pomoczę ci podłogę, Kagami-kun.
─ Tym się przejmujesz?! Rany…
Mężczyzna cofnął się i wziął od niższego jego płaszcz. Rozwiesił go na dwóch wieszakach nad butami, licząc, że w tym miejscu choć trochę podeschnie do rana. Następnie wyciągnął z szafki kapcie, które wziął w jedną rękę. W drugą złapał nadgarstek Kuroko i pociągnął go za sobą niczym dziecko. Przeszli przez nieduży hol. Na jego końcu znajdowały się jasne drzwi prowadzące do łazienki, które Taiga otworzył. Wepchnął tam niższego, sam zaś zatrzymał się w wejściu.
─ Wykąp się pierwszy, a ja w tym czasie poszukam dla ciebie jakiś ciuchów. Ręczniki są w szafce pod umywalką, a płyn możesz wziąć mój.
Ryży podał mu kapcie. Miał już zamiar opuścić pomieszczenie, jednak zatrzymał się w pół kroku, gdy Tetsuya niespodziewanie wyraził swój sprzeciw:
─ Nie zgadzam się, Kagami-kun. Zmokłeś bardziej niż ja. Wyszedłeś na deszcz w samej koszulce! Powinieneś pierwszy się ogrzać ─ stwierdził stanowczo. W lazurowych tęczówkach błyszczała determinacja. Doceniał gest wyższego, jednak nie zamierzał pozwolić, by przez wzgląd na niego to on się rozchorował. Taiga przecież też chodził do pracy, a w dodatku miał do zaliczenia obowiązkowe praktyki w remizie.
─ Dzięki, Kuroko, ale póki to moje mieszkanie, to ja tu rządzę. Im dłużej będziesz gadać, tym dłużej sobie poczekam. Więc idź się już myć ─ powiedział, wyciągnął z wcześniej wspomnianej przez siebie szafki biały, puchowy ręcznik, który zarzucił sobie na głowę, po czym wyszedł z łazienki, zamykając drzwi na klamkę.
Tetsuya został sam. Jego wzrok jeszcze przez chwilę utkwiony był w miejscu, w którym zniknął Kagami, jednak ten nie wracał. Westchnął ciężko, niepocieszony. Dopadły go wyrzuty sumienia. Niepotrzebnie zawracał mężczyźnie głowę. Miał nadzieję, że nie złapie przez niego przeziębienia.
W dalszym ciągu zatopiony we własnych myślach, począł odruchowo rozglądać się wokół. Wcześniej nie miał szansy, by przypatrzeć się wystrojowi mieszkania, jednak łazienka urządzona była w zachodnim stylu. Po prawej stronie od wejścia znajdował się długi blat z czarnego marmuru w kształcie lustrzanego odbicia litery „L”. Pod nim znajdował się ciąg szafek i szuflad. Kuroko otworzył tę, którą wskazał mu Kagami, by wyciągnąć z niej taki sam ręcznik, który zabrał dla siebie ryży. Chłopak ułożył go na blacie i przejechał po nim dłonią. Był tak miękki i przyjemny w dotyku, iż podejrzewał, że musi być nowy.
Uniósł głowę, by kontynuował rozglądanie się po pomieszczeniu, jednak ze zdziwieniem odkrył, że patrzy na siebie. Duże, podkrążone oczy wlepiały w niego przeszywający wzrok niebieskich tęczówek, na dnie których czaił się strach podszyty niepewnością. Chorobliwie jasna cera oświetlana światłem padającym znad lustra wyglądała na niemal białą, a pudrowe, wąskie wargi niemal się w nią wtapiały. Drobny nos i lekko zapadnięte policzki były nieco zaczerwienione; na czoło opadały mokre, posklejane ze sobą kosmyki błękitnych włosów.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dokładnie przyglądał się swojej twarzy. Sprawiała wrażenie niezdrowo zmęczonej. Nieoczekiwanie zdał sobie sprawę, że część negatywnych emocji, które tłumił w sobie przez kilka lat, znalazła ujście, odznaczając piętno na jego obliczu.
Odwrócił się od swojego odbicia, nie mogąc już dłużej na nie patrzeć. Plecami oparł się o blat i uniósł wzrok. Przed sobą miał bambusowy kosz na pranie, a po jego prawej stronie, w kącie, stała duża, biała wanna, na widok której mimowolnie przeszedł go dreszcz. Nie zamierzał z niej korzystać. Przesunął spojrzeniem po dalszej części łazienki, w poszukiwaniu prysznica, jednak między wanną a marmurowym blatem znajdowało się jedynie okno zasłonięte beżową roletą.
Jego oddech stał się nagle o wiele szybszy i cięższy. Z trudem przełknął ślinę, czując, że robi mu się słabo. Nie potrafił kontrolować swoich reakcji. Odkąd Haizaki po raz pierwszy zgwałcił go właśnie w tym miejscu, nabawił się swoistej fobii. Tamto wydarzenie stawało mu przed oczami, gdy tylko patrzył na wannę. Był pewien, że po wejściu do niej wspomnienia uderzyłyby w niego ze zdwojoną mocą. To, jak wielkie piętno Shougo odcisnął na jego życiu, było zatrważające. Nawet tak prozaiczna rzecz jak kąpiel stanowiła dla chłopaka wyzwanie. Świadomość tego, że cokolwiek by nie zrobił, widmo mężczyzny zawsze będzie mu towarzyszyć, zaczęła go przytłaczać, z resztą, nie po raz pierwszy. Myśli o Haizakim potrafiły osaczyć go w najmniej spodziewanym momencie i sparaliżować. Bywało, że idąc zatłoczoną ulicą w centrum Tokio, wydawało mu się, że czuje oddech mężczyzny na karku.
Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Tetsuya drgnął, po czym niemal rzucił się na klamkę, by otworzyć. Kagami był wyraźnie zaskoczony jego zachowaniem. Zamrugał szybciej parę razy i zmarszczył brwi.
─ Kuroko? Co ty wyrabiasz? Miałeś się kąpać!
Chwilowe poirytowanie zastąpiło zmartwienie, kiedy dokładnie przyjrzał się chłopakowi. Niższy wyglądał, jakby zobaczył ducha. Jego spojrzenie było nieobecne, oczy przeszklone, a sylwetka przygarbiona. Cały czas miał na sobie przemoczone ubrania i trząsł się nieznacznie.
─ Coś się stało? ─ spytał już łagodniej. ─ Jeśli naprawdę aż tak ci na tym zależy, to mogę iść pierwszy, ale już się przebrałem w suche rzeczy, więc jest okay…
Tetsuya zacisnął usta w wąską linię i pokręcił głową. Kiedy zebrał się w sobie, uniósł wzrok i spojrzał na Taigę. Mężczyzna zmienił wilgotne jeansy na czarne dresy, a płynący wodą t-shirt na szarą bluzkę z wizerunkiem tygrysa. Jego włosy były w nieładzie. Kosmyki sterczały zabawnie w każdą stronę, zapewne pocierane wcześniej ręcznikiem.
Kuroko wypuścił z płuc drżące powietrze, które się w nich nagromadziło. Było mu niewypowiedzianie głupio, jednak postanowił udzielić najbliższej prawdzie odpowiedzi.
─ Przepraszam… Po prostu zastanawiałem się, czy może nie masz prysznica, Kagami-kun ─ wydusił z siebie.
─ Prysznica? O to chodzi? ─ westchnął ryży. ─ Ech, Japończycy i ten wasz rytuał kąpieli… Nie zbezcześcisz mi łazienki, jeśli od razu wejdziesz do wanny, wiesz? Sorry, ale wynajmuję to mieszkanie od mieszanego małżeństwa. Babka-Amerykanka chyba nie mogła dogadać się ze swoim mężem, bo całość urządzona jest niby po japońsku, ale łazienka i parę innych udogodnień została zachodnia. Nic nie poradzę.
─ Nie, przepraszam! To niegrzeczne z mojej strony… Szczerze mówiąc to ja… Nie przywykłem do kąpieli w wannie. Ale może… Może mógłbym po prostu zostawić lekko uchylone drzwi? Naprawdę przepraszam!
─ Ha?
Brwi Kagamiego powędrowały w górę ze zdziwienia, a oczy rozwarły szerzej. Zamierzał wyrazić w słowach, jak bardzo Tetsuya go zaskoczył, jednak zdążył w porę ugryźć się w język, gdy tylko spojrzał na Kuroko. Chłopak był cały czerwony na twarzy, jego wzrok uciekł gdzieś w bok. Na pierwszy rzut oka można było domyśleć się, ile trudu sprawiło mu wypowiedzenie swojej prośby na głos.
Ryży nie miał pojęcia, z czego ona wynikała, jednak nie potrafiłby na nią nie przystać. To była jedna z bardzo nielicznych chwil, kiedy miał okazję zobaczyć na twarzy niższego tak wiele ekspresji.
─ Mogłeś od razu spytać ─ mruknął, drapiąc się po karku. ─ Mówiłem już: czuj się jak u siebie. Rób, co chcesz, mi obojętnie.
Czyste, suche ubrania na zmianę, które ze sobą przyniósł, zostawił na blacie obok umywalki, po czym odwrócił się, by opuścić łazienkę. Po prawdzie nie chciał zostawiać Tetsuyi w tej chwili samego, jednak podświadomie czuł, że tak powinien.
W tej samej chwili chłopakiem wstrząsnął nagły impuls – nim zdołał zastanowić się nad tym, co robi, złapał wyższego za tył koszulki, sprawiając, że ten się zatrzymał.
─ Dziękuję.
Poza panem Sato, który był dla niego nad wyraz wyrozumiały i uprzejmy, jeszcze nikt nigdy nie okazał mu tyle dobroci, co Kagami. Kuroko nie był w stanie zrozumieć, dlaczego robi dla niego tak wiele, nie domagając się niczego w zamian. Pozornie błahe, drobne gesty pełne serdeczności, którymi Taiga obdarzał go na co dzień, zostawiały w jego wnętrzu trwały ślad. Niższy nie byłby w stanie o nich zapomnieć. Wdzięczność, którą pałał do mężczyzny, wręcz paliła go od środka, jednak on nie był w stanie zrobić nić więcej, jak za nią podziękować.
─ Kąp się, bo już wstawiłem zupę.
Kuroko nie mógł dostrzec uśmiechu Kagamiego, ponieważ mężczyzna stał do niego tyłem; z resztą on sam wbijał zawstydzony wzrok w podłogę. Posłusznie jednak skinął głową, po czym puścił ryżego. Gdy ten wychodził, zostawił uchylone drzwi. Chłopak przez chwilę się w nie wpatrywał, czując rozchodzącą się po jego ciele miłą ulgę. W myślach zbeształ się za to infantylne zachowanie, jednak, choćby chciał, nie mógł negować faktu, iż niewielka przerwa między drzwiami a framugą skutecznie ukoiła jego skołatane nerwy.
Włączył kran, by napuścić wody do kąpieli i zaczął się rozbierać. Bluzę Taigi, którą wcześniej na sobie miał, złożył w kostkę i zostawił na blacie obok ręcznika. Swoje przemoczone ubrania zostawił na podłodze. Kiedy był już nagi, podszedł do krawędzi wanny. Chwilę przypatrywał się gorącemu strumieniowi, który napływał do środka z pluskiem. Powoli przełożył jedną, a następie drugą nogę, by zanurzyć się w przyjemnie ciepłej wodzie. Podciągnął kolana pod brodę, którą na nich oparł. Przez chwilę poczuł się bardzo niepewnie, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na niedomknięte drzwi i głęboki wdech, by nie dał się ponieść emocjom. Słyszał szum telewizora i krzątaninę Kagamiego w kuchni. Raz nawet do jego uszu dotarł brzdęk talerzy i towarzyszące mu głośne „Shit!”.
Kiedy wanna była już napełniona do tego stopnia, by zakrywać nagie, blade ciało, Tetsuya zakręcił kran. Sięgnął dłonią po butelkę z płynem do kąpieli, która stała na brzegu. Nabrał odrobinę na dłoń, po czym zaczął pocierać wychłodzoną skórę. Do jego nozdrzy wdarł się przyjemny, acz ciężki zapach świerku. Na myśl o tym, że właśnie pokrywa się zapachem Taigi, spalił buraka, kręcąc głową w niedowierzaniu. Odkąd po raz pierwszy wyczuł tę leśną woń na mężczyźnie, do głowy mu nie przyszło, że kiedyś będzie mu dane pachnieć tak samo.
Mył się spokojnie, pochłonięty własnymi myślami. Woda była nagrzana do tego stopnia, że parowała delikatnie. Przez to nawet nie poczuł podmuchu chłodnego powietrza, który ruszył drzwiami.
Drgnął gwałtownie, gdy po łazience rozległo się głuche trzaśnięcie. Nim zorientował się, co się stało, jego ciało instynktownie spięło się, a serce, ogarnięte nagłym przypływem adrenaliny, zaczęło bić szybciej. Podniósł wzrok na drzwi, jednak te były zamknięte.
Nie potrafił kontrolować swoich myśli, które przeniosły go do tamtego dnia. Strach ścisnął mu gardło, a do oczu napłynęły łzy. Chciał wyjść z wanny jak najszybciej, jednak nie był w stanie nawet drgnąć, nie mówiąc o dźwignięciu się na nogi. Nie mógł odwrócić wzroku od zamkniętych drzwi. Patrzył na nie tak długo, aż w końcu pomieszczenie, w którym się znajdował, zaczęło wirować. Wydawało mu się, że znów jest w mieszaniu Haizakiego, a jego właściciel pochyla się nad nim. Czuł zapach krwi, który mieszał się z odorem potu, uryny i alkoholu. Widział nad sobą Shougo – jego usta wykrzywiały się w obleśnym uśmiechu, gdy wystawiał język, którym przejechał po swoim kciuku.
Krzyknął, czując rozdzierający ból. Jego własny głos wydobywający się ze ściśniętej krtani był bodźcem, dzięki któremu udało mu się wyrwać z sideł strachu i wyimaginowanych, oplatających go ramion. Nie był pewien, jak to się dokładnie stało, ale wypadł z wanny z głośnym plaskiem, rozlewając wodę na podłogę i swoje ubrania. Dyszał ciężko jak po biegu, a przed oczami miał mroczki.
Nawet nie zarejestrował, gdy w drzwiach stanął Kagami.
─ Ej, wszystko w po… Cholera!
Mężczyzna w jednej chwili znalazł się przy nim. Uklęknął tuż obok, mocząc tym samym swoje dresy. Chwycił Tetsuyę za ramiona i potrząsnął lekko, chcąc skupić na sobie spojrzenie rozbieganych tęczówek. Do Kuroko zdawało się jednak nic nie docierać. Zaczął się wyrywać, dysząc tak szybko i ciężko, jak gdyby był na granicy hiperwentylacji. W pewnym momencie zakrztusił się rozpaczliwie zaczerpniętym haustem powietrza i zaczął kaszleć.
Taiga bał się, że jeśli tego nie przerwie, Tetsuya zrobi sobie przez przypadek krzywdę. Nie wiedział, czy dobrze przystępuje, ale nie był typem osoby, która poświęcałaby zbyt dużo na rozmyślania w sytuacji, w której trzeba działać. Przyciągnął do siebie chłopaka, łamiąc tym samym jego desperackie próby odepchnięcia go. Objął go mocno jedną ręką w pasie, a drugą wsunął w mokre, niebieskie kosmyki.
─ Już dobrze ─ mruknął cicho, gładząc chłopaka uspokajająco po włosach.
Kuroko zamarł. Przestał się szarpać i na moment wstrzymał oddech, drżąc na całym ciele. W głowie dalej miał obraz Haizakiego, czuł na sobie jego dotyk, który budził głęboko zakorzeniony,  paniczny strach. Dopiero po chwili zaczęły docierać do niego realne, zewnętrzne bodźce – zapach świerku, ciepło, mocny i stanowczy, ale nie agresywny uścisk. Kojąca obecność drugiej osoby spowodowała, że tama uczuć pękła, a do oczu napłynęły świeże łzy. Zatrząsł się od szlochu i zacisnął dłonie na tyle koszulki Taigi.
Kagami trzymał go w objęciach, dopóki się nie uspokoił. W tym czasie nie odezwał się ani jednym słowem. Nie robił nic więcej, prócz gładzenia chłopaka po włosach. Kiedy poczuł, iż przestał się trząść, a płacz ustał, puścił go na chwilę, by sięgnął po przyszykowany wcześniej ręcznik. Zarzucił mu go na ramiona, po czym przytulił raz jeszcze, wzdychając cicho. On także potrzebował chwili, by uspokoić się po tym, jak zaskoczyło, a jednocześnie zaniepokoiło go zachowanie Tetsuyi.
─ Chcesz pogadać o tym, co się stało? ─ spytał cicho.
Niższy pociągnął nosem, jeszcze bardziej wtulając policzek w pierś mężczyzny. Z trudem powstrzymywał kolejny napad płaczu. Był na siebie wściekły, a jednocześnie ogarnęła go niemal paraliżująca bezradność. Zastanawiał się, co Kagami musi sobie o nim teraz myśleć. Cokolwiek by to jednak nie było, Kuroko czuł się wręcz zobowiązany wyjaśnić zaistniałą sytuację. Taiga zadał pytanie w taki sposób, iż chłopak miał możliwość odmowy, ale na to nie pozwalało mu z każdą chwilą ciążące coraz bardziej sumienie.
Po raz pierwszy, odkąd zamieszkał z Haizakim, zdecydował się zrzucić ze swoich barków choć część ciężaru, który nagromadził się na nich od tamtego czasu.
─ Parę lat temu zostałem zgwałcony ─ wydusił z siebie, czując palący wstyd. ─ To… To się stało właśnie w wannie. Od tamtego czasu korzystam tylko z prysznica. Przepraszam cię, Kagami-kun, naprawdę nie podejrzewałem, że tak zareaguję, ale te drzwi… Nagle się zamknęły. Przez chwilę mi się wydawało, że znowu jestem tam, a on… ─ urwał krótko, czyniąc przy tym nieporadny gest dłonią. Przygryzł wargę i zacisnął powieki, zduszając w sobie łzy.
Bał się, że Kagami go puści, jednak on tylko zacieśnił uścisk, w jakim go trzymał.
─ Już wszystko w porządku. Jesteś ze mną, Kuroko. To może brzmieć jak największy banał na świecie, ale postaraj się o tym nie myśleć. Przepraszam, chciałem przewietrzyć, więc pewnie zrobił się przeciąg. Zapomniałem o tych drzwiach. Wybacz.
Słowa Taigi emanowały spokojem i łagodnością. Jednak wbrew temu, chłopak wyraźnie wyczuł, jak jego szczęki zaciskają się, a ciało delikatnie drży. Poczuł, że coś jest nie tak, mimo że mężczyzna wyraźnie nie chciał, by ten zauważył jego stan.
Kuroko zrozumiał, co się dzieje, gdy tylko odsunął się od ryżego, by przetrzeć zaczerwienione oczy. Od Kagamiego biła niewysłowiona wściekłość. Odkąd się poznali, jeszcze się nie zdarzyło, by jego aura zmieniła się w tak drastyczny sposób, by wręcz razić swą intensywnością. Jego spojrzenie było nieobecne – zupełnie tak, jak wzrok Tetsuyi jeszcze parę chwil wcześniej.
Chłopak spiął się, z niepokojem przyglądając Taidze. Podświadomie obawiał się, że jest zły na niego, jednak starał się uspokoić trzeźwymi myślami, iż przecież nie ma ku temu podstaw.
─ Kagami-kun…
─ Przepraszam, Kuroko. Jestem po prostu totalnie wkurwiony. Rozumiem, że pewnie nie chcesz o tym gadać, więc szanuję to, ale jeśli mi powiesz, kto ci to zrobił, to możesz być pewien, że znajdę go i zajebię.
Cisza, która między nimi zapadła, była przesycona wzburzonym napięciem rosnącym z każdą chwilą. Dla Tetsuyi było to już zbyt wiele intensywnych emocji jak na jeden wieczór. Był psychicznie wyczerpany. Zaczęło kręcić mu się w głowie, a wszystkie kończyny ciążyły nieznośnie. Mimo to zmusił swoje ciało do ruchu. Zdjął z ramion ręcznik, którym wcześniej okrył go Kagami, i przewiązał go sobie w pasie. Wstał, przytrzymując się szafki, aż w końcu oparł się o blat, by nie stracić równowagi.
─ Dziękuję ci, Kagami-kun, ale nie da się z tym nic zrobić. Nie powinieneś się tym przejmować.
─ Czyli mam mieć to gdzieś?! ─ krzyknął Taiga. ─ Tak po prostu?
Mężczyzna poderwał się z podłogi, by stanąć naprzeciw niższego. Kuroko był tak zaskoczony tą nagłą reakcją, że musiał zaprzeć się całą siłą woli, by się nie cofnąć.
─ Nie do końca o to mi chodziło ─ odparł cicho. ─ Jestem wdzięczny za wszystko, co dla mnie robisz, dlatego chciałem uniknąć obarczania cię swoimi uczuciami. Przepraszam. Ale jeśli twierdzisz, że respektujesz moje zdanie na ten temat, to…
Przerwał mu nagły świst, a zaraz po nim niewielki, acz wyraźnie odczuwalny ból. Nim zdążył zorientować się, co zamierza ryży, ten wziął zamach i trzepnął go otwartą dłonią w głowę.
─ Idioto! ─ warknął. ─ Kto jak kto, ale wydawało mi się, że ty powinieneś ogarniać, na czym polegają relacje międzyludzkie! Mówienie o swoich problemach i wspólne szukanie wyjścia z ciężkich sytuacji nie jest „obarczaniem” drugiej osoby! Wbij to sobie do tego pustego łba i przemyśl, zanim kiedykolwiek walniesz podobny tekst! A teraz w końcu się ubierz, do cholery, bo za minutę chcę cię widzieć wysuszonego w salonie ─ wyrzucił z siebie na jednym oddechu, po którym sapnął ciężko, jakby pozbywając się z siebie resztek zebranej w nim złości.
Nim Tetsuya zdążył choćby przytaknąć, Kagami wyszedł z łazienki, nie oglądając się na niego. Chłopak nie zamierzał jeszcze bardziej mu się narażać. W dalszym ciągu będąc w lekkim szoku, wytarł się ręcznikiem i zaczął zakładać poszczególne części garderoby. Z radością odkrył, że jego własne bokserki były suche, dlatego wciągnął je na siebie i przyjrzał się reszcie rzeczy, które przyniósł mu mężczyzna. Niezgrabnie złożone, ciemnoszare dresy były tylko odrobinę na niego za duże. Na pewno nie należały do Kagamiego, chyba że ten trzymałby w mieszkaniu ubrania ze swoich nastoletnich lat, w co Kuroko szczerze wątpił. Następna była koszulka – podobnie jak bluza, którą wcześniej na sobie miał, sięgała mu do połowy ud. Był to prosty, biały t-shirt na krótki rękaw z wytartym, czarnym napisem na przedzie. Nie ulegało wątpliwości, kto był jego właścicielem, jednak co do spodni Tetsuya miał wątpliwości.
Wytarł włosy ręcznikiem, który następnie rozwiesił na pustym wieszaku koło marmurowego blatu, po czym spuścił wodę z wanny i pozbierał mokre ubrania z podłogi. Opuścił łazienkę, nie będąc pewnym, gdzie powinien się skierować. Przed sobą miał korytarz, na końcu którego znajdowały się drzwi wejściowe, po prawo zamknięte shoji, natomiast na lewo drzwi do, jak mniemał, toalety, a zaraz koło nich przejście do kolejnego pomieszczenia, skąd światło padało podłużną smugą na drewniane panele w przedpokoju. To właśnie tam skierował się Kuroko.
Salon, do którego trafił, był tak ogromny, że z wrażenia aż zatrzymał się w progu. Po prawo od wejścia znajdował się podłużny, narożny, zajmujący niemal dwie długości ścian, kamienny blat kuchenny, którego powierzchnia imitowała barwę sodalitu. Kagami krzątał się przy nim, co jakiś czas mieszając zawartość garnka ustawionego na lśniącej, czarnej płycie indukcyjnej. Nad jego głową znajdował się ciąg ciemnych, drewnianych szafek. Miały one od spodu zamontowane lampki, dlatego cała przestrzeń była bardzo dobrze oświetlona.
Część kuchenną od reprezentacyjnej oddzielała podłużna, wolnostojąca wyspa, która mogła pełnić również funkcję stołu. Kuroko podszedł do niej, mijając po drodze podłużną sofę, która ustawiona była przodem do drewnianej meblościanki zapełnionej w głównej mierze książkami i filmami na DVD. Nie chcąc przeszkadzać Taidze, wdrapał się na jeden ze stołków barowych, które ustawione były pod blatem wyspy. Mokre ubrania, które przyniósł ze sobą, położył na kolanach i wbił spojrzenie w plecy mężczyzny. Ten zaś, jakby podświadomie wyczuwając jego wzrok, odwrócił się i wzdrygnął.
─ Kurde, serio?! Jak długo tu jesteś…? Ostrzegaj następnym razem, bo zajdę na zawał! Wystarczyłoby chociaż chrząknięcie, wiesz? Raany…
─ Przepraszam. Dopiero przyszedłem. Nie chciałem cię sobą rozpraszać.
─ A teraz to co niby robisz…? ─ mruknął Kagami sam do siebie.
Kuroko wzruszył ramionami i zeskoczył ze stołka, wskazując na swoje rzeczy.
─ Mógłbym je gdzieś rozwiesić, żeby wyschły?
─ J-jasne. Daj, zaniosę do sypialni. Tam jest grzejnik, więc pewnie do rana będą suche. Popilnuj zupy.
Taiga wziął od niego ubrania, po czym zniknął w wyjściu z pomieszczenia. Tetsuya zaś posłusznie podszedł do płyty grzewczej. Prócz garnka z bulgoczącą zupą, ustawiona była na niej patelnia z przykrywką. Chłopak jednak nie mógł stwierdzić, co się na pod nią znajdowało, ponieważ cała zaparowała. Zapachy, które mieszały się i docierały do jego nozdrzy sprawiły, że zaburczało mu w brzuchu. Nie jadł nic od lunchu w pracy, więc smakowita woń pobudziła jego żołądek do bolesnych skurczów. Z trudem odwrócił wzrok od garnka z apetycznie prezentującą się zawartością, by rozejrzeć się po wyposażeniu kuchni. Z wyjątkiem ryżowaru, który był ustawiony zaraz obok płyty indukcyjnej, na blacie nie znajdował się żaden cięższy sprzęt, który ograniczałby wolną przestrzeń, która wręcz zachęcała do użytku. Zamiast tego przy zabudowanej granatowymi kafelkami ścianie stał okazale prezentujący się stojak na noże, a zaraz obok niego dwie zwinięte, bambusowe matki do robienia sushi. Zdecydowanie więcej rzeczy znajdowało się przy drugiej ścianie, po prawej strony Tetsuyi. Chłopak miał wręcz wrażenie, że w tamtym miejscu powstała malutka hodowla świeżych ziół. Wszystkie roślinki były podobnej wielkości oraz stały w takich samych, stalowych doniczkach; różniły się tylko wielkością i kształtem listków. Nie miał jednak więcej czasu, by dokładniej im się przyjrzeć, ponieważ wrócił Kagami.
─ Jestem. Siadaj, gdzie chcesz, już nakładam.
Kuroko skinął głową. Miał właśnie minąć ryżego i usiąść przy wyspie, jednak ten dodał niespodziewanie:
─ Ee… No i sorry za to, że cię walnąłem. Tam, w łazience. Trochę mnie poniosło… ─ przyznał niechętnie.
─ Miałeś rację, Kagami-kun. Nie musisz za to przepraszać. Szczerze mówiąc to moja wina, bo odzwyczaiłem się od dzielenia z kimkolwiek swoimi prywatnymi sprawami.
─ W razie czego zawsze możesz o nich ze mną pogadać. Mam nadzieję, że cię do tego nie zniechęciłem…
─ Wręcz przeciwnie ─ odparł szczerze, po czym uśmiechnął się delikatnie i usiadł ponownie na stołku przy wyspie.
Jedzenie, które przygotował Taiga, było obłędne – przynajmniej tak w myślach ocenił je Tetsuya. Gorąca zupa miso-shiru rozgrzała go od środka, a porcja tataki podanego z pastą czosnkową, cebulą, imbirem oraz ryżem sprawiła, ze napełnił żołądek do granic możliwości. W trakcie posiłku nie odezwał się, rozkoszując smakiem potraw oraz nasłuchując szumu deszczu za oknem. Ulewa nie zmniejszyła się; Kuroko wydawało się, że tajfun wręcz przybrał na sile. W tamtej chwili tym bardziej cieszył się, że nocował u Kagamiego, ponieważ w mieszkaniu Haizakiego instalacja elektryczna często zawodziła przy każdym większym oberwaniu chmury i musiałby obejść się bez światła przynajmniej do rana.
Po kolacji Kuroko komplementował umiejętności kulinarne gospodarza (przyprawiając go tym o dumny uśmiech i lekki rumieniec) i zgłosił swoją chęć pomocy przy zmywaniu, jednak ryży wygonił go z kuchni, twierdząc, że jako gość może co najwyżej usiąść na kanapie i pooglądać wiadomości. Niższy niechętnie przystał na to polecenie, usadawiając się wygodnie. Zamiast jednak utkwić swój wzrok w telewizorze, nie mógł oderwać go od Taigi. Oparł podbródek na oparciu sofy, siadając bokiem, by móc swobodnie obserwować krzątaninę mężczyzny w kuchni. Cierpliwie czekał, aż skończy, by z nim porozmawiać.
Po upływie piętnastu minut Kagami doprowadził całą część przeznaczoną do przygotowywania posiłków do stanu, w jakim znajdowała, nim zaczął gotować. Przeszedł do salonu i uwalił się na kanapie, zajmując sobą resztę pozostałego wolnego miejsca koło Tetsuyi, który zmieścił się na zaskakująco niewielkiej przestrzeni.
─ Rany, zmęczyłem się ─ sapnął Taiga, po czym ziewnął, nawet nie trudząc się, by zasłonić przy tym usta.
Na ten gest Kuroko uśmiechnął się lekko i pokręcił głową z rozbawieniem.
─ Przecież mogłem ci pomóc.
─ Ale co wtedy byłby ze mnie za gospodarz?
Niższy westchnął bezradnie, wiedząc, że w tej kwestii Taiga raczej nie zmieni zdania. Postanowił subtelnie zmienić więc temat.
─ Mieszkasz tu sam, Kagami-kun?
─ Ano. Chyba widać. Skąd to pytanie?
Tetsuya wzruszył ramionami.
─ Masz bardzo duże mieszkanie jak na kogoś, kto mieszka w pojedynkę… A poza tym te spodnie, które mi dałeś, raczej do ciebie nie należą. Mylę się?
Ryży milczał chwilę, po czym roześmiał się głośno.
─ Rany, Kuroko, przerażasz mnie! Nic się przed tobą nie ukryje, he?
─ Po prostu łączę fakty.
─ Nie wiedziałem, że to może być dla kogoś tak oczywiste ─ burknął, po czym westchnął głośno. ─ Noo, ale masz rację. Po części. Te mieszkanie jest raczej… dla par. N-no bo wiesz, jedna sypialnia, ale za to całkiem sporawy metraż całości jak na japońskie standardy.
─ Och… Więc masz kogoś, Kagami-kun? ─ bąknął Tetsuya.
Taiga poczerwieniał i zamachał gwałtownie rękoma, omal nie trącając przy tym rozmówcy.
─ Nie, nie mam! Eee… Miałem, jak się tutaj wprowadzałem. Znaczy no… Nie wiem, czy chce ci się tego słuchać ─ mruknął, drapiąc się po karku.
─ W porządku. Wątpię, żebyś miał podzielić się ze mną czymś bardziej wstrząsającym, niż moje dzisiejsze wyznanie.
─ Niby racja. Dobra, Kuroko, będę z tobą szczery. Kiedy opowiadałem ci o swoich rodzicach, wspominałem chyba o kumplu, u którego pomieszkiwałem, kiedy nawiałem z domu.
─ Tak było.
─ No to… Tak naprawdę spotykaliśmy się.
Kagami zamilkł na chwilę, z niepokojem zerkając na niższego, jakby bojąc się, że ten zaraz wstanie i wyjdzie, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Twarz Tetsuyi wyrażała absolutne opanowanie, wzrok utkwiony miał w neutralnym punkcie pomieszczenia, by nie peszyć nim mężczyzny. Głowa delikatnie przechylona w bok zdradzała ciekawość.
─ Nie skłamałem, kiedy powiedziałem, że uciekłem ze Stanów do Japonii i na początku miałem problem z tym, żeby się tutaj odnaleźć, ale rok później Tatsuya… T-to znaczy, ten chłopak, też tu przyjechał i jakiś czas wspólnie wynajmowaliśmy to mieszkanie. Zostało po nim parę rzeczy, trochę ciuchów… Zapomniał przy wyprowadzce.
─ Um… Więc co się stało?
─ W sumie sam nie wiem. ─ Wzruszył ramionami. ─ Tak naprawdę zawsze traktowaliśmy się jak bracia, tylko z czasem to się tak jakoś rozwinęło. To, co między nami było, przypominało bardziej… zauroczenie? Wzajemną fascynację? Na pewno nie miłość. Poza tym przez tamten rok przerwy dużo się zmieniło. Odległość jednak robi swoje. Przestaliśmy się dogadywać, często kłóciliśmy… Myślę, że każdy z nas ciągnął to w Japonii ze względu na to, że byliśmy do siebie przywiązani. Ale w końcu postanowiłem to zakończyć. Tak się złożyło, że akurat tego samego dnia on wyznał mi, że chyba się zakochał. W innym.
Kuroko odruchowo skinął głową, powoli przyswajając sobie to, o czym mówił Kagami. Nie był do końca pewien, jak powinien zareagować. Powiedzieć, że mu przykro? Wyrazić jakiś gest solidarności? Sam Kagami nie pomagał mu w odczytaniu swoich prawdziwych odczuć, sprawiając wrażenie zdystansowanego i obojętnie nastawionego do tego, o czym mówił. Chłopak zdawał sobie sprawę, że może to być spowodowane  odstępem czasu, który osłabił emocje.
Postanowił spytać:
─ Jak się po tym czułeś, Kagami-kun?
─ Szczerze mówiąc dziwnie, bo właśnie nie czułem nic specjalnego. Próbowałem się nawet zmusić do zwykłej złości, która w takiej sytuacji byłaby raczej naturalna, ale nie mogłem. No, może gdzieś tam podświadomie było mi szkoda tych wszystkich chwil, które spędziliśmy razem. Wiesz, wtedy dotarło do mnie, że to naprawdę koniec, a znaliśmy się w sumie odkąd przyleciałem do Stanów jako dzieciak. Mimo to pamiętam, że wtedy pomyślałem, że tak będzie po prostu lepiej. I tyle.
─ Czyli… nie utrzymujecie kontaktu?
─ Nie no, od czasu do czasu piszemy do siebie albo dzwonimy, żeby pogadać. Dobrze mu się układa z tamtym facetem. O, no i zawsze wysyłamy sobie kartki na Nowy Rok! ─ dodał, kiedy jego wzrok mimowolnie zawędrował na meblościankę. Kuroko postąpił za jego przykładem. Na półce obok włączonego telewizora stały ustawione rządkiem trzy kartki.
─ To miłe.
─ Ano. Szkoda by było, gdybyśmy zakończyli wtedy znajomość. Zastanawiałem się, czy nie przeszkadza to chłopakowi Tatusyi, ale podobno kiedyś stracił w podobny sposób przyjaciela, więc nam kibicuje.
Zapadła cisza. Obaj zwrócili wzrok na telewizor, gdzie akurat zakończył się pogram z wiadomościami, a zaczęła prognoza pogody na najbliższe dni. Na informację o deszczowym tygodniu Kuroko odrobinę zmarkotniał. Liczył na to, że ostatnie, słoneczne dni utrzymają się nieco dłużej. Po cichu miał nadzieję, że może znów uda mu się odwiedzić Kiyosumi Garden.
─ Kuroko…? Mogę o coś spytać?
Minęła chwila, zanim niższy uświadomił sobie, że Kagami próbuje skupić na sobie jego uwagę. Zwrócił na ryżego spojrzenie swoich dużych, niebieskich oczu i skinął powoli głową.
─ Oczywiście.
─ Sorry za wścibskość, ale skoro tak szczerze ze sobą gadamy… Czy to przez to, co mi dzisiaj powiedziałeś, urwał ci się kontakt z Kise?
Tetsuya zacisnął drobne dłonie na przydługim materiale koszulki i odwrócił wzrok. Przez moment w milczeniu wpatrywał się w telewizor, jednak nie docierało do niego nic z obrazów, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Wrócił myślami do wiosny tuż po rozpoczęciu trzeciej klasy liceum, kiedy z dnia na dzień został pozbawiony dachu nad głową. Starał się nie winić za to swoich rodziców. Od zawsze był na tyle empatyczną osobą, iż w wielu przeróżnych, nawet tych najcięższych sytuacjach stawiał siebie na miejscu innych osób, by móc przyswoić sobie motywy, którymi się kierują. Czasem zapominał w tym wszystkim o jednym, małym szczególe – sobie. Mimo to tamtego dnia wydawało mu się, że rozumiał. Widział w oczach matki niewysłowiony żal, od ojca biła stanowczość i rozczarowanie. Zdawał sobie sprawę, że zawiódł rodziców, jednak powód tego był zbyt złożony, by mógł tak po prostu przeprosić i obiecać poprawę. Wiedział, że nie potrafi się zmienić. Nie w tym jednym. Dlatego opuścił dom i rodzinę.
Zawsze wydawało mu się, że potrafi dość szybko przystosować się do sytuacji, w której się znajduje. Przyjmował rzeczywistość taką, jaką była, analizował ją i po prostu starał się w niej przetrwać. Jednak kiedy odwrócili się od niego rodzice, zdał sobie sprawę, na czyjej łasce się znajduje. Gdyby nie Haizaki, prawdopodobnym było, że zwróciłby się po pomoc do przyjaciół, jednak Shougo nie dał mu na to najmniejszej szansy, bardzo szybko uzależniając go od siebie.
Nowe realia okazały się zbyt trudne i ryzykowne, by jego życie mogło toczyć się tak jak dotychczas. Przerwał więzy łączące go z bliskimi, odciął się od wszystkich ludzi, na których mu zależało. Próbował usprawiedliwić się troską o ich bezpieczeństwo, ale prawdziwa przyczyna leżała w nim i jego sceptycznym podejściu – był świadom, że prędzej czy później przysporzyłby swoją osobą nie lada problemów. Chciał oszczędzić tego innym.
Odchrząknął cicho, zdając sobie sprawę, że zbyt długo zwleka z odpowiedzią. Taiga nie wyglądał, jakby zamierzał naciskać, jednak przyglądał się mu z pewną dozą niepewności i zmartwienia.
─ To się stało później ─ odparł szczerze Tetsuya. ─ Gdyby Kise-kun zauważył, że coś jest nie tak, na pewno nie pozwoliłby mi, abym się odsunął. ─ Uśmiechnął się smutno. ─ Przestałem utrzymywać kontakt z przyjaciółmi, bo popełniłem dużo błędów, przez które znajomość ze mną mogłaby stać się dla innych prawdziwym problemem. Starałem się ich na nic nie narażać. Jeśli uważasz, że przesadzam, Kagami-kun, jednego możesz być pewien: nie jestem na tyle bezuczuciową osobą, by z byle powodu zawieść bliskie mi osoby. Po prostu nigdy nie mógłbym pogodzić się z myślą, że narażam ich na realne niebezpieczeństwo.
Wbrew pozorom, Taiga wcale nie zamierzał się z nim kłócić.
─ Nie znamy się za dobrze, Kuroko, ale według mnie jesteś w porządku. Wierzę ci. Skoro tak uznałeś, to znaczy, że nie było innego wyjścia. Tylko… Jak jest teraz?
To pytanie zaskoczyło go. Nagle zdał sobie sprawę, że od chwili kiedy zerwał kontakt z bliskimi, w zasadzie nic się nie zmieniło. Dalej mieszkał z Haizakim, a jego jednym celem było wyrwanie się spod destrukcyjnych wpływów mężczyzny. Egzystował w obawie o każdy kolejny dzień, nie mogąc pozbyć się strachu, który stał się nieodłącznym elementem codzienności.
Jednak mimo wszystko kontynuował znajomość z Kagamim. Rozmawiał z nim, spotykali się, miał nawet u niego nocować. I coś nie pozwalało mu tego przerwać. Nie potrafił już wyobrazić sobie samotnej podróży do pracy, braku obecności kogoś, z kim czuł się po prostu dobrze i naturalnie, a nawet trwanie w ciszy sprawiało przyjemność.
Pokręcił głową bezradnie, nie potrafiąc udzielić odpowiedzi.
Dopiero jakiś czas później zdał sobie sprawę, że ten drobny szczegół, który wkradł się w jego życie niespodziewanie był czymś, co je odmienił.

3 komentarze:

  1. hgdsjcksjd
    No to zaczynam swoje omawianie nowego rozdziału. Jak napisałaś, że będzie się działo w rozdziale to miałam dwa możliwe scenariusze:
    1) Coś większego między nimi zajmie.
    2) Haizaki wparuje wkurzony do domu Kagami'ego i chce go pobić, ale wtedy nasz rycerz w srebrnej zbroi dzielnie odpowiada oraz wygrywa...
    A tu takie zaskoczenie! Akcja o wiele bardziej mi się podoba niż możliwa scena z mojej głowy. Nie spodziewałam się, że Kuroko będzie bał się wanny, ale to było do takiego stopnia genialne iż moje serduszko w dalszym ciągu szybciutko bije.
    Mam nadzieję, że rozdział będzie już za niedługo (bo chociaż nie lubię regularnego dodawania to się wkurzam jeśli coś co uwielbiam wychodzi baaardzo powoli)!
    Czekam i weny oraz dziękuję za dedykację <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się, czy tą sceną trochę nie przegnę, ale nawet jeśli - było warto B) xD Miałam doskonałą okazję na większą interakcję między chłopaczkami, więc oczywiście musiałam ją wykorzystać!
      Bardzo mnie cieszy, że opowiadanie cały czas Ci się podoba! Już pracuję nad kolejnym rozdziałem, szkoła troszkę poczeka... ^^

      Usuń
  2. Hejka, hejka,
    wspaniale, Shugo całkowicie zdominował życie Kuroko, ale Kagami och tak naprawde wesprze widać to po tej reakcji jak sie wkurzył kiedy dowiedział  się co go spotkało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń