Ostatni
dzień kwietnia był wyjątkowo parny. Temperatura sięgała dwudziestu pięciu
stopni Celsjusza, dlatego większość przechodniów na ulicach Tokio pozbywała się
okrycia wierzchniego, z lubością nadstawiając twarze ku promieniom słońca
nieprzysłoniętego ani jedną chmurką. Wiał lekki wiatr, który niósł za sobą
bryzę znad Zatoki Tokijskiej. Do wszechobecnego idyllicznego nastroju brakowało
tylko śpiewu ptaków, które z otwartych przestrzeni przeniosły się na gałęzie
lub do gniazd, milcząc jak zaklęte.
Piękna,
wiosenna pogoda miała wkrótce ulec zmianie. Pająki snujące sieci w rogach
budynków porzuciły swoje zajęcie i pochowały się w szczelinach, mrówki opuściły
swoje kryjówki znajdujące się w pęknięciach chodników, a jaskółki wyruszyły na
żer, zniżając swój tor lotu z każdą kolejną godziną. Uliczne koty machały
nerwowo ogonami, szukając zadaszonych kryjówek między ciasnymi przerwami w
miejskiej zabudowie.
Japan
Library of Mystery Literature była modernistycznym budynkiem, jednak
jedną z niewielu drobnych, aczkolwiek dokuczliwych wad infrastruktury był brak
klimatyzacji. Jej zainstalowanie zaplanowane było dopiero na lato, z resztą
nikt nie przewidział, że ociepli się tak szybko. Mimo to pan Sato, dbając
zarówno o swoich pracowników, jak i czytelników odwiedzających bibliotekę,
osobiście rozstawił nad ranem w czytelni kilka wydobytych z zaplecza wiatraków.
Tego dnia Kuroko przypadła praca na recepcji oraz odkładanie książek z magazynu
na półki, dlatego miał to szczęście, by wykonywać swoje obowiązki w miłym
chłodzie.
Od porannego
spotkania z dawnym przyjacielem Tetsuya bez przerwy zmagał się z myślami, które
napływały mu do głowy niczym ciemne, burzowe chmury powoli przysłaniające
niebieski firmament na zewnątrz. To, kiedy spadnie deszcz, stanowiło tylko
kwestię czasu. Wraz z ulewą miał nadejść również silny wiatr oraz pojedyncze
grzmoty.
Nad Tokio
nadciągał tajfun.
*
Dochodziła
siedemnasta trzydzieści, gdy chłopak roznosił ostatnie skatalogowane przez
siebie książki na półki. Biblioteka była nieczynna już od godziny, ale mógł ją
opuścić dopiero po skończeniu wszystkich zadań, które nad ranem wyznaczył mu
szef. Został w budynku ostatni, jednak nie przeszkadzało mu to. Kiedy zamykał po
raz pierwszy, strasznie się denerwował, że zrobi coś nie tak. Wtedy czuł, że
zaufanie, jakim został obdarzony było niczym ciążący balast. Jednak od tamtej
pory minęło już kilka lat. Z czasem nabrał wprawy oraz pewności siebie, dzięki
którym ten obowiązek stał się dla niego przywilejem. Lubił ciszę i spokój, które
zapadały w bibliotece po opuszczeniu takowej ostatniego czytelnika lub
pracownika. W chwilach takich jak ta mógł się odprężyć i skierować myśli tylko
i wyłącznie na pracę, dzięki czemu nie rozmyślał nad trapiącymi go problemami.
Czytelnię
wypełniał specyficzny zapach starych książek, kurzu oraz tuszu drukarskiego. Ta
woń stawała się intensywniejsza, gdy tylko weszło się między sięgające sufitu
regały, które wręcz uginały się pod ciężarem lektur. Kuroko wdychał ją z
radością. Na białym wózku bibliotecznym leżały luzem ostatnie dwa tomy. Chłopak
pchał go przed siebie powoli i z uwagą, przypatrując się oznaczeniom, którymi
były oklejone kolejne półki. W końcu zatrzymał się przy literze „H”. Okładka
jednej z kultowych powieści Harady Meiko miała ciemnogranatową, odrobinę
zagiętą okładkę. Tetsuya przejechał palcem po wystającej fałdce, jakby chcąc ją
przygładzić. Jego zdaniem ta niewielka skaza dodawała książce uroku – była
dowodem na popularność wśród czytelników, którzy wielokrotnie ją wypożyczali.
Odłożył
pozycję na jej miejsce wśród kilku innych egzemplarzy, po czym zajął się
ostatnią lekturą. Wsunął ją między tomy na sąsiednim regale. Uśmiechnął się sam
do siebie i ruszył z wózkiem, by odstawić go za ladę recepcji. Przemierzając korytarz, przystanął na chwilę,
by spojrzeć za okno. Ciemne chmury kłębiły się na niebie, a drzewka zasadzone w
klombie nieopodal uginały się pod siłą wiatru, którego złowieszcze świsty
słychać było aż w budynku. Kuroko zmarkotniał. Nie wziął z domu parasolki,
ponieważ wszystkie stacje meteorologiczne zapowiadały piękny, słoneczny dzień.
Informowano co prawda o dość silnych prądach powietrznych, jednak nie zanosiło
się na żaden huragan, a tym bardziej tajfun. Pogoda w Japonii bywała jednak
wyjątkowo kapryśna, do czego jej mieszkańcy byli przystosowani. Tetsuya zganił
się w myślach za swoje gapiostwo – podręczna, składana parasolka nie zajmowała w
torbie wiele miejsca, a nierzadko mogła uratować przed przemoknięciem do suchej
nitki.
Miał jednak
nadzieję, że może zdąży dotrzeć do domu przed deszczem, na który się
zapowiadało.
W szatni
zamienił służbową kamizelkę na ciepły, morelowy sweter. Narzucił na siebie
również płaszcz, przezornie zapinając guziki aż pod samą szyję. Przerzucił
torbę przez ramię i ruszył ku wyjściu. Jego szybkie kroki odbijały się echem po
opustoszałym korytarzu, a światła gasły z cichym pyknięciem, kiedy je wyłączał.
W końcu opuścił budynek i aż wzdrygnął się z zimna. Porywisty wicher utrudniał
nabranie głębszego oddechu i bezlitośnie wdzierał się między poły ubrania,
drażniąc skórę niemiłym chłodem. Kuroko przekręcił klucz w drzwiach głównych
biblioteki, po czym, wsunąwszy szyję w kołnierz płaszcza, pośpieszył przed
siebie. Od najbliższej stacji metra dzieliło go tylko parę minut, dlatego po
cichu liczył na to, że uda mu się nie zmoknąć.
Szedł
zatopiony we własnych myślach, obojętnie mijając nielicznych przechodniów
otulonych kurtkami, kiedy nagle uświadomił sobie, że plecy idącego przed nim
mężczyzny są mu dziwnie znajome. Utkwił w nich bezwiedne spojrzenie już parę
chwil wcześniej, jednak o tym, że idzie za Kagamim, zorientował się dopiero po kilku
minutach.
Ze
zdziwienia aż się zatrzymał. Co Taiga robił aż tutaj? Tetsuya postanowił go o
to zapytać osobiście. Mocniej zacisnął dłoń na pasku torby, po czym puścił się
biegiem w dół ulicy.
─
Kagami-kun!
Ryży nie
zatrzymał się. Kuroko miał wrażenie, że wręcz przyspieszył kroku. Dopiero,
kiedy go dogonił, zreflektował się, że wyższy miał na uszach słuchawki, dlatego
złapał go delikatnie za ramię, by go zauważył. O mało na niego nie wpadł, gdy
ten gwałtownie przystanął.
─ Kuroko?!
Co ty tu robisz…? ─ spytał, nie kryjąc zdziwienia. Wyłączył muzykę i zdjął
słuchawki, przyglądając się Tetsuyi, jakby nie dowierzając, że rzeczywiście go
spotkał.
─ O to samo
ja mógłbym spytać ciebie, Kagami-kun ─ odparł chłopak, uśmiechając delikatnie.
─ Właśnie wyszedłem z pracy.
─ Pracujesz
tutaj? A, nie, czekaj… No tak. Przecież jesteśmy w Ikebukuro. ─ Klepnął się
otwartą dłonią w czoło. ─ Cały czas się nie mogę przyzwyczaić. Idziesz na
metro?
Kuroko
przytaknął.
─ Dobra, to
chodź. Powiem ci po drodze, bo zmokniemy.
Ruszyli
przed siebie wraz z pierwszymi pojedynczymi kroplami deszczu, które spadły na
ziemię.
─ Mówiłem ci
jakiś czas temu, że mam praktyki w straży, nie? Zostało mi tylko kilkanaście
godzin, ale pod koniec postanowili mnie przenieść do Komendy Głównej, właśnie w
Ikebukuro. Jestem tu już tak od
trzech dni. No, rano idę do pracy normalnie, ale potem po południu się zrywam i
przyjeżdżam tutaj na swoją zmianę.
Tetsuya pokiwał
powoli, przetwarzając w głowie słowa ryżego. Rzeczywiście, zaledwie dwie
przecznice od biblioteki mieściła się Komenda Główna Państwowej Straży
Pożarnej. Pamiętał, jak kiedyś pan Sato żartował sobie, że być może, w czasie
pożaru, ocaleją dzięki temu jakieś książki.
─ Chyba
musisz dobrze sobie radzić, skoro przenieśli cię aż tutaj ─ odparł Kuroko po
chwili. Kątem oka zerknął na rozmówcę. W samą porę, by dostrzec jego
zakłopotanie.
─ E tam,
wcale nie… Aż sam się zdziwiłem ─ mruknął. ─ Poza tym ostatnio schrzaniłem z
odbiorem wezwania. Rany, nie wiedziałem, w co ręce włożyć, a na zmianie ze mną
był kompletny idiota. Pracuje tam już od kilku lat, a nawet nie zna numeru do swojego
przełożonego!
─ W takim
razie czy nie powinni przydzielić ci kogoś bardziej kompetentnego…?
─ Chyba po
prostu nie wiedzą, kogo zatrudnili. ─ Westchnął ciężko. ─ No, nieważne. A jak
tam u ciebie w robocie?
Kuroko miał
właśnie zamiar opowiedzieć pokrótce o swoich postępach w katalogowaniu, jednak
głośny szum nie dał mu nawet dojść do głosu. Podjudzana wiatrem ściana deszczu
chlusnęła na Tokio, mocząc wszystko, co tylko spotkała na swojej drodze.
Tetsuya poczuł, że jego włosy i ubranie w jednej chwili nasiąkają wodą.
Widoczność znacznie pogorszyła się, tak, że chłopak ledwo widział idącego tuż
obok Kagamiego.
Głos
wyższego z trudem przebił się przez zacinającą kurtynę kropli bijących niczym
grad:
─ Cholera,
biegniemy!
Pomknęli
przed siebie, nie patrząc na nic. Żaden z nich nie miał przy sobie parasolki, a
wejście do metra znajdowało się zaledwie pięćset metrów przed nimi. Dotarli do
niego niemal na ślepo, ponieważ deszcz zalewał im twarze i wpadał do oczu.
Gdy znaleźli
się już pod dachem, odetchnęli z ulgą. Byli kompletnie przemoczeni, Taiga miał
zarzuconą na siebie jedynie cienką jeansową kurtkę, która wręcz nabrzmiała od
wchłoniętej wody. Ryży szybko ją z siebie zdjął, kiedy zorientował się, że
przemacza mu ona czarną bluzę z kapturem, którą miał pod spodem.
Na peron
dotarli tuż przed odjazdem pociągu, dlatego podbiegli jeszcze kawałek, by na
niego zdążyć. W przeciwnym razie musieliby czekać na przyjazd kolejnego dobre
dziesięć minut.
Ostatni
wagon był o wiele mniej zapełniony ludźmi niż poprzednie, tak, że znaleźli dla
siebie miejsca siedzące. Tetsuya z ulgą opadł na miękkie oparcie. Już dawno się
tak nie zmęczył, jego kondycja wołała o pomstę do nieba.
─ Wiosna ─
warknął pod nosem Kagami, wyżymając swoją kurtkę. Woda w niej zgromadzona
ciurkiem pociekła na podłogę.
─ Już nie
pamiętam, kiedy ostatnio byłem świadkiem tajfunu w kwietniu ─ westchnął Kuroko.
Odgarnął przyklapnięte smętnie włosy z czoła i kichnął.
─ Nie
przeziębisz się?
─ Mam
nadzieję, że nie. Nie mogę pozwolić sobie na więcej dni absencji. Przynajmniej
nie w najbliższym czasie ─ powiedział, po czym ponownie kichnął.
Taiga
parsknął śmiechem.
─ Musisz o
siebie dbać, głupku, żeby mówić takie rzeczy. Gdzie masz parasol, he? Albo
chociaż kurtkę z kapturem?
Chłopak nie
odpowiedział. Zmrużył oczy, gdy Kagami wyciągnął dłoń i poczochrał go nią po
mokrych kosmykach. Była duża i ciepła, Tetsuyi wręcz wydawało się, że poczuł
niemiły chłód, kiedy ryży ją zabrał.
─ Dobrze, że
chociaż ty byłeś przygotowany na takie oberwanie chmury ─ sarknął po dłużej
chwili.
Na tę uwagę
mężczyzna wzruszył tylko ramionami. Zaraz potem zaczął ściągać przez głowę
bluzę. Czując ruch towarzysza po swojej lewej stronie, Kuroko odwrócił doń
twarz, rzucając mu pytające spojrzenie. Nie podejrzewał Kagamiego o to, by było
mu za gorąco, z resztą klimatyzacja pracująca w wagonie na najwyższych obrotach
przyprawiała raczej o gęsią skórkę, aniżeli pot.
Chłopakowi
wydawało się, że śni, gdy nakrycie wylądowało mu na głowie. Natychmiast
ściągnął z siebie bluzę, rzucając Taidze zszokowane spojrzenie, jednak zdecydowany
wzrok wyższego sprawił, że nie był w stanie nic z siebie wykrztusić.
─ Ściągaj
ten płaszcz i zakładaj to. Tobie bardziej się przyda. I nawet nie chcę słyszeć sprzeciwu!
Mi nie jest tak zimno, a ty wyglądasz, jakbyś miał się zaraz rozchorować.
Kuroko jeszcze
kilka minut siedział wpatrzony w ryżego z szeroko otwartymi oczami, nie będąc w
stanie ruszyć się ani o centymetr. W końcu przetaczająca się przez jego ciało
fala zimna popchnęła go do podjęcia kolejnych kroków. Zsunął z ramion płaszcz,
który opadł swobodnie na oparcie za nim, a następnie wsunął na swój wilgotny
sweter bluzę. Była o dobre cztery rozmiary za duża i miała zmoczony kaptur,
jednak w środku była sucha. Przez moment wydawało mu się, że ciepły, ładnie
pachnący materiał, który otulił jego tors, niemal parzy. To uczucie zaczęło
jednak powoli znikać – zastępowała je ulga oraz… żal. Smutek nagle chwycił go
za serce, chociaż nie miał pojęcia dlaczego. Podziękował cicho, nie patrząc
przy tym na Taigę, jak gdyby bojąc się, że może urazić go swoimi przypadkowo
okazanymi uczuciami. Rzadko pozwalał sobie, by okazać choć część z nich.
Chociaż bardzo
tego chciał, nie potrafił być całkowicie szczery – ani z innymi, ani sam ze
sobą.
Cisza między
nimi jeszcze nigdy wcześniej nie była tak krępująca i ciężka do zniesienia.
Przynajmniej tak odbierał ją Kuroko. Metro sunęło podziemnymi tunelami z
szumem, który wypełnił mu całą głowę. Próbował się odezwać, okazać wdzięczność
za tak miły gest w kilku innych słowach, aniżeli proste „Dziękuję”, ale nie
potrafił się na niczym skupić. Bezwiednie ściskał materiał obszernych rękawów w
dłoniach i wpatrywał się w przestrzeń z wypiekami na twarzy.
─ Eee… T-to
może powiedz, czemu tak strasznie zależy ci na pracy ─ zaczął niespodziewanie
Kagami. ─ To znaczy jasne, po co chorować i tracić robotę, ale wydawało mi się
przez chwilę, że brzmiałeś tak, jakby ci się już skończyły wszystkie dni wolne.
Brałeś ostatnio jakiś urlop, czy coś?
Tetsuya
odwrócił twarz na rozmówcę, próbując się lekko uśmiechnąć, a przy tym wyglądać
naturalnie.
─ Bardzo
zależy mi na zarobkach, dlatego miałbym wyrzuty, gdybym miał zmarnować normalny
dzień pracy na leżenie w łóżku. Poza tym ostatnio faktycznie trochę chorowałem,
więc musiałem poświęcić parę etatów na podreperowanie zdrowia. Chociaż mój szef
jest bardzo wyrozumiały, to ja sam wywieram na sobie presję.
─ Hah, brzmi
ambitnie… Rozumiem. Tylko pamiętaj, żeby się mimo wszystko nie przepracować!
─ Postaram
się. Ale chyba najpierw powinieneś zadbać o siebie, Kagami-kun. Ja mam mimo wszystko
jedną pracę, ty dwie.
─ Cicho tam!
Praktyki się nie liczą.
Wcześniejsze
słowa Taigi sprawiły, iż niższy zaczął się nad nimi zastanawiać. Wcześniej nie
zdarzało mu się przywiązywać zbyt wielkiej uwagi do stanu swojego zdrowia czy,
chociażby, zwykłego zmęczenia. Póki był w stanie utrzymać się na nogach, szedł
do pracy. To w niej widział ucieczkę od rzeczywistości. Mógłby z chęcią
przesiadywać w bibliotece całymi dniami i nocami, zajmując się obowiązkami. Tam
przynajmniej czuł się bezpiecznie, a oprócz tego miał świadomość, że z każdą
przepracowaną godziną oraz przypadającą za nią zapłatą, zbliża się małymi, acz
konsekwentnymi krokami do ucieczki od Haizakiego oraz wszystkiego co tylko go z
nim łączyło. Tak właśnie postrzegał swoją przyszłość i chociaż nieraz bardzo
ciężko było mu o niej pamiętać, widział w niej jedyny sens.
Z zadumy
wyrwały go kolejne słowa Kagamiego. Tak bardzo skupił się na swoich refleksjach,
że nawet nie zauważył, jak wyższy od jakiegoś czasu rozmyśla nad czymś
intensywnie z poważną miną. Kiedy przemówił, jego głos brzmiał odrobinę niepewnie:
─ Słuchaj,
Kuroko… Jeśli chodzi o rano, to naprawdę nie wiedziałem, że Kise za mną
przylezie. Zadzwonił do mnie, kiedy na ciebie czekałem i po prostu powiedział,
że jest w okolicy i wpadnie się przekonać, o jakiego Kuroko chodzi. Nie
sądziłem, że się znacie. No i nie chcę, żebyś myślał, że się wtrącam w wasze
prywatne sprawy.
Tetsuya
domyślał się, że ryży poruszy ten temat, dlatego miał już przygotowaną
odpowiedź. W ciągu dnia miał dostatecznie dużo czasu, by na spokojnie
przemyśleć całą sytuację.
─ Nic nie
szkodzi, Kagami-kun. O nic cię nie obwiniam. Poniekąd nawet się cieszę, że
mogłem zobaczyć Kise-kuna. Prawie nic się nie zmienił.
─ Zawsze był
taki wkurzający?
Kuroko
zaśmiał się cicho, kręcąc delikatnie głową.
─ Jestem
pewien, że gdyby aż tak cię denerwował, nie utrzymywałbyś z nim kontaktu.
─ Czyli…
Miałeś go dość? ─ spytał wyższy, nim zdążył ugryźć się w język. ─ Yyy… Sorry.
Miałem na myśli, że… Eee… Pogoda jest dzisiaj do kitu!
─ Nie
zaprzeczę… ─ Kuroko ponownie się zaśmiał. ─ Nie mam za złe, że pytasz o
Kise-kuna, faktycznie, chyba źle się wyraziłem. Owszem, jest dość głośną i
ekstatyczną osobą, ale zawsze ceniłem go jako przyjaciela. Po prostu… Wydarzyło
się coś, co zmusiło mnie do zerwania naszej znajomości. Ale nie chcę o tym rozmawiać.
─ J-jasne! I
tak niepotrzebnie spytałem. To sprawa między wami.
─ Nic się
nie stało. To normalne, skoro spotkaliśmy się przy tobie, Kagami-kun. Pewnie
czułeś się niezręcznie.
─ Zaraz tam
niezręcznie…
─ Jeszcze
raz dziękuję za książkę.
─ N-nie ma
za co! Nie musisz o tym wspominać!
─ Teraz
przynajmniej wiem, że jednak była w całości od ciebie. To naprawdę miłe.
─ Skończ
temat!
Niższy
przyłożył dłoń do ust, tłumiąc śmiech. Nie miał pojęcia, co go podkusiło, żeby
podrażnić się z Taigą, jednak reakcja mężczyzny była tego warta. Uśmiechnął się
i przymknął na moment powieki. Czuł się niewiarygodnie lekko i swobodnie.
Nawet nie
zorientował się, kiedy przysnął. Jednostajny dźwięk sunącej po torach maszyny,
subtelne kołysanie się wagonu oraz ciepło, którym emanowała czarna bluza Taigi
uśpiły go w zaledwie kilka sekund. Po prostu jego świadomość nagle rozpłynęła
się w ciemności. Towarzyszyła jej przyjemna błogość oraz pustka. W nocy miewał
spore problemy z zaśnięciem, jednak przy Kagamim czuł się zaskakująco dobrze i
nie skrępowanie. Nie poczuł, kiedy jego głowa bezwładnie oparła się o ramię
wyższego, a wilgotne włosy przykry twarz. Wdychał ciężki, męski zapach wody po
goleniu, który mieszał się z wonią deszczu. Ta mieszanka okazała się
zaskakująco przyjemna. Każdy kolejny wdech chłopaka zatapiał się w niej,
sprawiając, że odbierane przez ciało bodźce pomogły mu się odprężyć.
Spał aż do
ostatniej stacji. Dopiero chwilę przed tym, nim metro zatrzymało się, a kobiecy
głos w głośnikach nie oznajmił przybycia na miejsce zgodnie z planem, ryży
potrząsnął nim lekko.
─ Koniec
drzemki. Wysiadamy.
Kuroko
otworzył powoli zaspane oczy, by ze zdziwieniem stwierdzić, że są już na
miejscu. Z jeszcze większym zdziwieniem przyswoił fakt, iż za poduszkę służyło
mu ramię mężczyzny. Nie miał jednak czasu, by powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie,
ponieważ drzwi metra rozsunęły się, a Kagami po prostu chwycił go mocno za
przegub i pociągnął za sobą.
─
Kagami-kun! Strasznie cię przepraszam, jestem po porostu trochę zmęczony ─
wyrzucił z siebie od razu po tym, jak wysiedli.
─ Jak dla
mnie to się powoli rozkładasz, Kuroko ─ westchnął Taiga, po czym gwałtownie
zatrzymał się i przyłożył wierzch dłoni do czoła Tetsuyi. Było zdecydowanie
zbyt ciepłe, by mogło wskazywać optymalną temperaturę ciała. ─ Ty to masz,
kurna, talent, żeby zawsze się w coś wpakować.
─ Bez przesady,
czuję się całkiem dobrze ─ mruknął niższy. Nie była to do końca prawda, ponieważ
był nieco zamroczony, a od czasu do czasu jego drobnym ciałem wstrząsał potężny
dreszcz. Gdyby nie bluza Kagamiego, prawdopodobnie trząsłby się z zimna, choć
jego skóra niemal płonęła.
─
Ściemniasz.
Nawet nie
miał siły, by zaoponować, gdy Taiga dalej pociągnął go za sobą. Sprawnie udało
im się przedostać przez tłum do ruchomych schodów, a stamtąd przez bramki i
kolejne stopnie, do wyjścia. Tetsuyi przypomniało się ich pierwsze spotkanie.
Ryży postąpił z nim wtedy dokładnie tak samo.
Na zewnątrz
deszcz dalej zacinał, a silny wiatr szarpał pobliskimi drzewami, pozbawiając
ich świeżo wyrośniętych, zielonych listków. Co jakiś czas w powietrzu wirowała
jakaś gazeta bądź reklamówka. Nieliczni Japończycy przemykali ulicami
osłaniając się płaszczami lub kurtkami, bądź siłowali się z powyginanymi
parasolami.
Obaj
mężczyźni zatrzymali się przed linią zadaszenia wyjścia z metra, przypatrując
się sile tajfunu. Drgnęli, gdy przez szum ulewy przedarł się ryk grzmotu.
─ Się
porobiło… ─ burknął Kagami, splatając ręce na piersi. ─ Daleko masz do domu,
Kuroko?
─ Jakieś
piętnaście minut piechotą. Przy tym deszczu pewnie ze dwadzieścia.
─ A… Mieszkasz
sam?
─ Dlaczego
pytasz…?
Mężczyzna
odwrócił twarz i mruknął coś pod nosem, co z resztą zakłócił huk kropli
uderzających o dach nad nimi. Kuroko zmarszczył brwi, starając się wychwycić
jakiekolwiek słowo, jednak bez skutku.
─ Mógłbyś,
proszę, powtórzyć? Nic nie zrozumiałem…
─ God damn it… Po prostu pomyślałem, że mieszkam
o wiele bliżej, jakieś pięć minut drogi stąd. I jeśli nie ma u ciebie kogoś,
kto mógłby się tobą zająć, t-to chyba lepiej, jeśli wpadłbyś do mnie, czy coś…
Kuroko
zamarł w bezruchu, czując wykwitającą na policzkach zdradliwą czerwień. Dalej
nie był pewien, czy się nie przesłyszał, ale nie wolał prosić po raz kolejny,
by Taiga powtórzył.
─ Zapraszasz
mnie do siebie… na noc?
─ T-ta. T-to
znaczy, no wiesz, mogę ugotować jakąś anty-przeziębieniową zupę, albo po prostu
zrobić dobrą herbatę… Leki też mam. No i jak masz zamiar iść do siebie w tym
deszczu, to na pewno się rozchorujesz. A-ale jak tam sobie chcesz!
─ To bardzo
miłe z twojej strony, Kagami-kun. Jeśli tylko nie będę sprawiać ci problemu, to…
─ Sprawisz
mi problem, jak się przeziębisz i będę musiał jeździć sam! Nie stójmy tu już,
bo przemarznę na kość. I-idziemy!
Pobiegli
przed siebie. Po przekroczeniu linii zadaszenia Kuroko na chwilę zapomniał, jak
się oddycha. Duże, ciężkie krople osaczyły go i pozbawiły tchu. Skupił się na
szerokich plecach Kagamiego, które miał przed sobą. Jego prosty, czarny t-shirt
na krótki rękaw był całkowicie przemoczony i ściśle przylegał do skóry, na
której rysowały się wyraźnie mięśnie.
Tetsuya nie
miał pojęcia, dlaczego przystał na propozycję Taigi. Już nie pamiętał, kiedy
zdarzyło mu się u kogokolwiek nocować. W przeszłości rzadko to robił, a odkąd
zamieszkał z Haizakim, siłą rzeczy nie miał takiej możliwości, ponieważ nie
utrzymywał z nikim kontaktu.
Gdy Kagami
go do siebie zaprosił, przez jedną krótką chwilę poczuł się jak każdy inny,
wolny człowiek, nieskrępowany żadnym lękiem czy choćby zwykłą, podświadomą
obawą. Zdawał sobie sprawę, że jeśli Shougo wróci tej nocy do mieszkania i go w
nim nie zostanie, prawdopodobnie czeka go jeden z najgorszych wybuchów agresji mężczyzny,
ale nie dbał o to. Samotność i strach zakorzenione w jego sercu już byt długo
go pętały, wpływając na każdy, nawet najmniejszy aspekt jego życia. Chciał choć
raz im się wyrwać.
W pewnej
chwili był na granicy ataku paniki. Świadomość tego, że skierował swoje kroki w
przeciwną stronę niż na co dzień dotarła do niego nagle i brutalnie nim
wstrząsnęła. Przed oczami na moment stanęła mu scena, w której Haizaki odkrywa,
że go nie ma. Zrobiło mu się niedobrze. Poczuł, że musi zawrócić. Teraz,
natychmiast. Inaczej będzie już za późno. Inaczej znów będzie cierpieć. Inaczej
znów wyzbędzie się nadziei.
Wpadł na
Kagamiego, który nagle się zatrzymał. Ten drobny bodziec wyzwolił go od czarnych
myśli, które zatruwały trzeźwość umysłu. Wcześniej nawet nie skupił się na tym,
gdzie się znajdowali. Jeszcze nigdy nie był w tej okolicy. Mieszkał w Koutou niecałe pięć lat, jednak przez te
czas prawie w ogóle nie zapoznał się z okolicą. Drogi, które przemierzał
prowadziły do sklepu w pobliżu jego osiedla, stacji metra lub apteki. Potrafiłby
dotrzeć do każdego z tych miejsc z zamkniętymi oczami, jednak ograniczało się to
do zaledwie jednej, niewielkiej części wchodzącej w całość okręgu Koutou – Shiomi. Pozostała część dystryktów była mu nieznana, poza
niewielkim wyjątkiem, który obejmowała droga do metra. Nie przepadał za swoją
dzielnicą, dlatego nawet, gdy miał ku temu okazję, nie zwiedzał jej, tylko
uciekał do centrum Tokio, do miejsc, z którymi wiązał przyjemne wspomnienia i
czuł się bezpiecznie.
Stanęli
przed wejściem do niedużego budynku o jasnobrązowej cegle i czarnych
wykończeniach. Na parterze, tuż przy bramie prowadzącej na klatkę schodową,
znajdował się Family Mart, jeden z
sieciowych supermarketów, w którym zaopatrywał się Kuroko. Witryny oświetlane
jarzeniówkami rzucały blady blask na chodnik. Od ulicy odgradzała ich zielona
barierka, do której stało przypiętych parę rowerów. Zanim Tetsuya zdążył
dokładniej przypatrzeć się otoczeniu, Taiga wpisał kod i otworzył drzwi,
przytrzymując je dla niego.
Przez moment
się wahał. Miał jeszcze szansę, by zrezygnować i wrócić do siebie. Wziąć
prysznic, przebrać się w piżamę, poczytać jakąś książkę, w napięciu
nasłuchując, czy aby nikt nie nadchodzi. W nocy parę razy by się obudził, drżąc
na całym ciele i modląc do bogów o samotność – była dla niego
błogosławieństwem, ale i udręką przyprawiającą o mieszanie się zmysłów. Czasem
po prostu myślał, że wystarczyłaby obecność jakiejkolwiek osoby, która nie byłaby
Haizakim, żeby mógł się odprężyć i spokojnie przespać noc.
─ Kurna,
właź do środka! Ty się chyba jednak chcesz przeziębić! Jak się rozłożysz, to nie będę cię niańczyć, nie myśl sobie! Dzisiaj to wyjątek.
Wystarczyło kilka
słów i widok zmarszczonych w zirytowaniu brwi Kagamiego, by się uśmiechnął i
przekroczył próg klatki schodowej. Przez myśl przeszło mu, że może w ten sposób
wręcz prosi się o kłopoty, jednak jedno wiedział na pewno – ukłucie, które
przez chwilę poczuł w sercu, było szczęściem.
Rozdział jest cudowny, a teraz w końcu zaczyna się między chłopakami coś więcej aniżeli zwykłe spotkania i niby niezobowiązujące rozmowy. Nie mogę się doczekać jak zakończy się spotkanie chłopaków, a także mam nadzieję, że Kuroko uda się w końcu (oczywiście przy pomocy Kagamiego) uciec już na dobre przed Haizakim. W tej chwili niecierpliwie czekam na kontynuację i powiem szczerze, że mi się tam tytuł bardzo podoba ;3
OdpowiedzUsuńCóż, przed nami już ósmy rozdział opowiadania!!! To chyba czas, żeby popchnąć pewne sprawy na właściwe tory ;D
UsuńSzczerze mówiąc ja też nie mogę się doczekać, bo obecnie całkowicie improwizuję. XD Mam tylko ogólny zarys fabuły i rozpisane wybiórczo co ważniejsze punkty, ale oprócz tego piszę tak, jak mi palce na klawiaturze zatańczą~
Mimo wszystko cieszę się, że tytuł Ci się podoba ♥ Jeszcze nad nim pomyślę, bo trudno wymyślić mniej kiczowaty... X'D
Pozdrawiam cieplutko.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no proszę, proszę coś rusza już tutaj pomiędzy nimi, Kagami tak nie lubi wywlekania, ze to takie miłe, urocze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia