Drugi początek | rozdział 7

Ostatni dzień kwietnia był wyjątkowo parny. Temperatura sięgała dwudziestu pięciu stopni Celsjusza, dlatego większość przechodniów na ulicach Tokio pozbywała się okrycia wierzchniego, z lubością nadstawiając twarze ku promieniom słońca nieprzysłoniętego ani jedną chmurką. Wiał lekki wiatr, który niósł za sobą bryzę znad Zatoki Tokijskiej. Do wszechobecnego idyllicznego nastroju brakowało tylko śpiewu ptaków, które z otwartych przestrzeni przeniosły się na gałęzie lub do gniazd, milcząc jak zaklęte.
Piękna, wiosenna pogoda miała wkrótce ulec zmianie. Pająki snujące sieci w rogach budynków porzuciły swoje zajęcie i pochowały się w szczelinach, mrówki opuściły swoje kryjówki znajdujące się w pęknięciach chodników, a jaskółki wyruszyły na żer, zniżając swój tor lotu z każdą kolejną godziną. Uliczne koty machały nerwowo ogonami, szukając zadaszonych kryjówek między ciasnymi przerwami w miejskiej zabudowie.
Japan Library of Mystery Literature była modernistycznym budynkiem, jednak jedną z niewielu drobnych, aczkolwiek dokuczliwych wad infrastruktury był brak klimatyzacji. Jej zainstalowanie zaplanowane było dopiero na lato, z resztą nikt nie przewidział, że ociepli się tak szybko. Mimo to pan Sato, dbając zarówno o swoich pracowników, jak i czytelników odwiedzających bibliotekę, osobiście rozstawił nad ranem w czytelni kilka wydobytych z zaplecza wiatraków. Tego dnia Kuroko przypadła praca na recepcji oraz odkładanie książek z magazynu na półki, dlatego miał to szczęście, by wykonywać swoje obowiązki w miłym chłodzie.
Od porannego spotkania z dawnym przyjacielem Tetsuya bez przerwy zmagał się z myślami, które napływały mu do głowy niczym ciemne, burzowe chmury powoli przysłaniające niebieski firmament na zewnątrz. To, kiedy spadnie deszcz, stanowiło tylko kwestię czasu. Wraz z ulewą miał nadejść również silny wiatr oraz pojedyncze grzmoty.
Nad Tokio nadciągał tajfun.
*
Dochodziła siedemnasta trzydzieści, gdy chłopak roznosił ostatnie skatalogowane przez siebie książki na półki. Biblioteka była nieczynna już od godziny, ale mógł ją opuścić dopiero po skończeniu wszystkich zadań, które nad ranem wyznaczył mu szef. Został w budynku ostatni, jednak nie przeszkadzało mu to. Kiedy zamykał po raz pierwszy, strasznie się denerwował, że zrobi coś nie tak. Wtedy czuł, że zaufanie, jakim został obdarzony było niczym ciążący balast. Jednak od tamtej pory minęło już kilka lat. Z czasem nabrał wprawy oraz pewności siebie, dzięki którym ten obowiązek stał się dla niego przywilejem. Lubił ciszę i spokój, które zapadały w bibliotece po opuszczeniu takowej ostatniego czytelnika lub pracownika. W chwilach takich jak ta mógł się odprężyć i skierować myśli tylko i wyłącznie na pracę, dzięki czemu nie rozmyślał nad trapiącymi go problemami.
Czytelnię wypełniał specyficzny zapach starych książek, kurzu oraz tuszu drukarskiego. Ta woń stawała się intensywniejsza, gdy tylko weszło się między sięgające sufitu regały, które wręcz uginały się pod ciężarem lektur. Kuroko wdychał ją z radością. Na białym wózku bibliotecznym leżały luzem ostatnie dwa tomy. Chłopak pchał go przed siebie powoli i z uwagą, przypatrując się oznaczeniom, którymi były oklejone kolejne półki. W końcu zatrzymał się przy literze „H”. Okładka jednej z kultowych powieści Harady Meiko miała ciemnogranatową, odrobinę zagiętą okładkę. Tetsuya przejechał palcem po wystającej fałdce, jakby chcąc ją przygładzić. Jego zdaniem ta niewielka skaza dodawała książce uroku – była dowodem na popularność wśród czytelników, którzy wielokrotnie ją wypożyczali.
Odłożył pozycję na jej miejsce wśród kilku innych egzemplarzy, po czym zajął się ostatnią lekturą. Wsunął ją między tomy na sąsiednim regale. Uśmiechnął się sam do siebie i ruszył z wózkiem, by odstawić go za ladę recepcji.  Przemierzając korytarz, przystanął na chwilę, by spojrzeć za okno. Ciemne chmury kłębiły się na niebie, a drzewka zasadzone w klombie nieopodal uginały się pod siłą wiatru, którego złowieszcze świsty słychać było aż w budynku. Kuroko zmarkotniał. Nie wziął z domu parasolki, ponieważ wszystkie stacje meteorologiczne zapowiadały piękny, słoneczny dzień. Informowano co prawda o dość silnych prądach powietrznych, jednak nie zanosiło się na żaden huragan, a tym bardziej tajfun. Pogoda w Japonii bywała jednak wyjątkowo kapryśna, do czego jej mieszkańcy byli przystosowani. Tetsuya zganił się w myślach za swoje gapiostwo – podręczna, składana parasolka nie zajmowała w torbie wiele miejsca, a nierzadko mogła uratować przed przemoknięciem do suchej nitki.
Miał jednak nadzieję, że może zdąży dotrzeć do domu przed deszczem, na który się zapowiadało.
W szatni zamienił służbową kamizelkę na ciepły, morelowy sweter. Narzucił na siebie również płaszcz, przezornie zapinając guziki aż pod samą szyję. Przerzucił torbę przez ramię i ruszył ku wyjściu. Jego szybkie kroki odbijały się echem po opustoszałym korytarzu, a światła gasły z cichym pyknięciem, kiedy je wyłączał. W końcu opuścił budynek i aż wzdrygnął się z zimna. Porywisty wicher utrudniał nabranie głębszego oddechu i bezlitośnie wdzierał się między poły ubrania, drażniąc skórę niemiłym chłodem. Kuroko przekręcił klucz w drzwiach głównych biblioteki, po czym, wsunąwszy szyję w kołnierz płaszcza, pośpieszył przed siebie. Od najbliższej stacji metra dzieliło go tylko parę minut, dlatego po cichu liczył na to, że uda mu się nie zmoknąć.
Szedł zatopiony we własnych myślach, obojętnie mijając nielicznych przechodniów otulonych kurtkami, kiedy nagle uświadomił sobie, że plecy idącego przed nim mężczyzny są mu dziwnie znajome. Utkwił w nich bezwiedne spojrzenie już parę chwil wcześniej, jednak o tym, że idzie za Kagamim, zorientował się dopiero po kilku minutach.
Ze zdziwienia aż się zatrzymał. Co Taiga robił aż tutaj? Tetsuya postanowił go o to zapytać osobiście. Mocniej zacisnął dłoń na pasku torby, po czym puścił się biegiem w dół ulicy.
─ Kagami-kun!
Ryży nie zatrzymał się. Kuroko miał wrażenie, że wręcz przyspieszył kroku. Dopiero, kiedy go dogonił, zreflektował się, że wyższy miał na uszach słuchawki, dlatego złapał go delikatnie za ramię, by go zauważył. O mało na niego nie wpadł, gdy ten gwałtownie przystanął.
─ Kuroko?! Co ty tu robisz…? ─ spytał, nie kryjąc zdziwienia. Wyłączył muzykę i zdjął słuchawki, przyglądając się Tetsuyi, jakby nie dowierzając, że rzeczywiście go spotkał.
─ O to samo ja mógłbym spytać ciebie, Kagami-kun ─ odparł chłopak, uśmiechając delikatnie. ─ Właśnie wyszedłem z pracy.
─ Pracujesz tutaj? A, nie, czekaj… No tak. Przecież jesteśmy w Ikebukuro.  ─ Klepnął się otwartą dłonią w czoło. ─ Cały czas się nie mogę przyzwyczaić. Idziesz na metro?
Kuroko przytaknął.
─ Dobra, to chodź. Powiem ci po drodze, bo zmokniemy.
Ruszyli przed siebie wraz z pierwszymi pojedynczymi kroplami deszczu, które spadły na ziemię.
─ Mówiłem ci jakiś czas temu, że mam praktyki w straży, nie? Zostało mi tylko kilkanaście godzin, ale pod koniec postanowili mnie przenieść do Komendy Głównej, właśnie w Ikebukuro. Jestem tu już tak od trzech dni. No, rano idę do pracy normalnie, ale potem po południu się zrywam i przyjeżdżam tutaj na swoją zmianę.
Tetsuya pokiwał powoli, przetwarzając w głowie słowa ryżego. Rzeczywiście, zaledwie dwie przecznice od biblioteki mieściła się Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej. Pamiętał, jak kiedyś pan Sato żartował sobie, że być może, w czasie pożaru, ocaleją dzięki temu jakieś książki.
─ Chyba musisz dobrze sobie radzić, skoro przenieśli cię aż tutaj ─ odparł Kuroko po chwili. Kątem oka zerknął na rozmówcę. W samą porę, by dostrzec jego zakłopotanie.
─ E tam, wcale nie… Aż sam się zdziwiłem ─ mruknął. ─ Poza tym ostatnio schrzaniłem z odbiorem wezwania. Rany, nie wiedziałem, w co ręce włożyć, a na zmianie ze mną był kompletny idiota. Pracuje tam już od kilku lat, a nawet nie zna numeru do swojego przełożonego!
─ W takim razie czy nie powinni przydzielić ci kogoś bardziej kompetentnego…?
─ Chyba po prostu nie wiedzą, kogo zatrudnili. ─ Westchnął ciężko. ─ No, nieważne. A jak tam u ciebie w robocie?
Kuroko miał właśnie zamiar opowiedzieć pokrótce o swoich postępach w katalogowaniu, jednak głośny szum nie dał mu nawet dojść do głosu. Podjudzana wiatrem ściana deszczu chlusnęła na Tokio, mocząc wszystko, co tylko spotkała na swojej drodze. Tetsuya poczuł, że jego włosy i ubranie w jednej chwili nasiąkają wodą. Widoczność znacznie pogorszyła się, tak, że chłopak ledwo widział idącego tuż obok Kagamiego.
Głos wyższego z trudem przebił się przez zacinającą kurtynę kropli bijących niczym grad:
─ Cholera, biegniemy!
Pomknęli przed siebie, nie patrząc na nic. Żaden z nich nie miał przy sobie parasolki, a wejście do metra znajdowało się zaledwie pięćset metrów przed nimi. Dotarli do niego niemal na ślepo, ponieważ deszcz zalewał im twarze i wpadał do oczu.
Gdy znaleźli się już pod dachem, odetchnęli z ulgą. Byli kompletnie przemoczeni, Taiga miał zarzuconą na siebie jedynie cienką jeansową kurtkę, która wręcz nabrzmiała od wchłoniętej wody. Ryży szybko ją z siebie zdjął, kiedy zorientował się, że przemacza mu ona czarną bluzę z kapturem, którą miał pod spodem.
Na peron dotarli tuż przed odjazdem pociągu, dlatego podbiegli jeszcze kawałek, by na niego zdążyć. W przeciwnym razie musieliby czekać na przyjazd kolejnego dobre dziesięć minut.
Ostatni wagon był o wiele mniej zapełniony ludźmi niż poprzednie, tak, że znaleźli dla siebie miejsca siedzące. Tetsuya z ulgą opadł na miękkie oparcie. Już dawno się tak nie zmęczył, jego kondycja wołała o pomstę do nieba.
─ Wiosna ─ warknął pod nosem Kagami, wyżymając swoją kurtkę. Woda w niej zgromadzona ciurkiem pociekła na podłogę.
─ Już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem świadkiem tajfunu w kwietniu ─ westchnął Kuroko. Odgarnął przyklapnięte smętnie włosy z czoła i kichnął.
─ Nie przeziębisz się?
─ Mam nadzieję, że nie. Nie mogę pozwolić sobie na więcej dni absencji. Przynajmniej nie w najbliższym czasie ─ powiedział, po czym ponownie kichnął.
Taiga parsknął śmiechem.
─ Musisz o siebie dbać, głupku, żeby mówić takie rzeczy. Gdzie masz parasol, he? Albo chociaż kurtkę z kapturem?
Chłopak nie odpowiedział. Zmrużył oczy, gdy Kagami wyciągnął dłoń i poczochrał go nią po mokrych kosmykach. Była duża i ciepła, Tetsuyi wręcz wydawało się, że poczuł niemiły chłód, kiedy ryży ją zabrał.
─ Dobrze, że chociaż ty byłeś przygotowany na takie oberwanie chmury ─ sarknął po dłużej chwili.
Na tę uwagę mężczyzna wzruszył tylko ramionami. Zaraz potem zaczął ściągać przez głowę bluzę. Czując ruch towarzysza po swojej lewej stronie, Kuroko odwrócił doń twarz, rzucając mu pytające spojrzenie. Nie podejrzewał Kagamiego o to, by było mu za gorąco, z resztą klimatyzacja pracująca w wagonie na najwyższych obrotach przyprawiała raczej o gęsią skórkę, aniżeli pot.
Chłopakowi wydawało się, że śni, gdy nakrycie wylądowało mu na głowie. Natychmiast ściągnął z siebie bluzę, rzucając Taidze zszokowane spojrzenie, jednak zdecydowany wzrok wyższego sprawił, że nie był w stanie nic z siebie wykrztusić.
─ Ściągaj ten płaszcz i zakładaj to. Tobie bardziej się przyda. I nawet nie chcę słyszeć sprzeciwu! Mi nie jest tak zimno, a ty wyglądasz, jakbyś miał się zaraz rozchorować.
Kuroko jeszcze kilka minut siedział wpatrzony w ryżego z szeroko otwartymi oczami, nie będąc w stanie ruszyć się ani o centymetr. W końcu przetaczająca się przez jego ciało fala zimna popchnęła go do podjęcia kolejnych kroków. Zsunął z ramion płaszcz, który opadł swobodnie na oparcie za nim, a następnie wsunął na swój wilgotny sweter bluzę. Była o dobre cztery rozmiary za duża i miała zmoczony kaptur, jednak w środku była sucha. Przez moment wydawało mu się, że ciepły, ładnie pachnący materiał, który otulił jego tors, niemal parzy. To uczucie zaczęło jednak powoli znikać – zastępowała je ulga oraz… żal. Smutek nagle chwycił go za serce, chociaż nie miał pojęcia dlaczego. Podziękował cicho, nie patrząc przy tym na Taigę, jak gdyby bojąc się, że może urazić go swoimi przypadkowo okazanymi uczuciami. Rzadko pozwalał sobie, by okazać choć część z nich.
Chociaż bardzo tego chciał, nie potrafił być całkowicie szczery – ani z innymi, ani sam ze sobą.
Cisza między nimi jeszcze nigdy wcześniej nie była tak krępująca i ciężka do zniesienia. Przynajmniej tak odbierał ją Kuroko. Metro sunęło podziemnymi tunelami z szumem, który wypełnił mu całą głowę. Próbował się odezwać, okazać wdzięczność za tak miły gest w kilku innych słowach, aniżeli proste „Dziękuję”, ale nie potrafił się na niczym skupić. Bezwiednie ściskał materiał obszernych rękawów w dłoniach i wpatrywał się w przestrzeń z wypiekami na twarzy.
─ Eee… T-to może powiedz, czemu tak strasznie zależy ci na pracy ─ zaczął niespodziewanie Kagami. ─ To znaczy jasne, po co chorować i tracić robotę, ale wydawało mi się przez chwilę, że brzmiałeś tak, jakby ci się już skończyły wszystkie dni wolne. Brałeś ostatnio jakiś urlop, czy coś?
Tetsuya odwrócił twarz na rozmówcę, próbując się lekko uśmiechnąć, a przy tym wyglądać naturalnie.
─ Bardzo zależy mi na zarobkach, dlatego miałbym wyrzuty, gdybym miał zmarnować normalny dzień pracy na leżenie w łóżku. Poza tym ostatnio faktycznie trochę chorowałem, więc musiałem poświęcić parę etatów na podreperowanie zdrowia. Chociaż mój szef jest bardzo wyrozumiały, to ja sam wywieram na sobie presję.
─ Hah, brzmi ambitnie… Rozumiem. Tylko pamiętaj, żeby się mimo wszystko nie przepracować!
─ Postaram się. Ale chyba najpierw powinieneś zadbać o siebie, Kagami-kun. Ja mam mimo wszystko jedną pracę, ty dwie.
─ Cicho tam! Praktyki się nie liczą.
Wcześniejsze słowa Taigi sprawiły, iż niższy zaczął się nad nimi zastanawiać. Wcześniej nie zdarzało mu się przywiązywać zbyt wielkiej uwagi do stanu swojego zdrowia czy, chociażby, zwykłego zmęczenia. Póki był w stanie utrzymać się na nogach, szedł do pracy. To w niej widział ucieczkę od rzeczywistości. Mógłby z chęcią przesiadywać w bibliotece całymi dniami i nocami, zajmując się obowiązkami. Tam przynajmniej czuł się bezpiecznie, a oprócz tego miał świadomość, że z każdą przepracowaną godziną oraz przypadającą za nią zapłatą, zbliża się małymi, acz konsekwentnymi krokami do ucieczki od Haizakiego oraz wszystkiego co tylko go z nim łączyło. Tak właśnie postrzegał swoją przyszłość i chociaż nieraz bardzo ciężko było mu o niej pamiętać, widział w niej jedyny sens.
Z zadumy wyrwały go kolejne słowa Kagamiego. Tak bardzo skupił się na swoich refleksjach, że nawet nie zauważył, jak wyższy od jakiegoś czasu rozmyśla nad czymś intensywnie z poważną miną. Kiedy przemówił, jego głos brzmiał odrobinę niepewnie:
─ Słuchaj, Kuroko… Jeśli chodzi o rano, to naprawdę nie wiedziałem, że Kise za mną przylezie. Zadzwonił do mnie, kiedy na ciebie czekałem i po prostu powiedział, że jest w okolicy i wpadnie się przekonać, o jakiego Kuroko chodzi. Nie sądziłem, że się znacie. No i nie chcę, żebyś myślał, że się wtrącam w wasze prywatne sprawy.
Tetsuya domyślał się, że ryży poruszy ten temat, dlatego miał już przygotowaną odpowiedź. W ciągu dnia miał dostatecznie dużo czasu, by na spokojnie przemyśleć całą sytuację.
─ Nic nie szkodzi, Kagami-kun. O nic cię nie obwiniam. Poniekąd nawet się cieszę, że mogłem zobaczyć Kise-kuna. Prawie nic się nie zmienił.
─ Zawsze był taki wkurzający?
Kuroko zaśmiał się cicho, kręcąc delikatnie głową.
─ Jestem pewien, że gdyby aż tak cię denerwował, nie utrzymywałbyś z nim kontaktu.
─ Czyli… Miałeś go dość? ─ spytał wyższy, nim zdążył ugryźć się w język. ─ Yyy… Sorry. Miałem na myśli, że… Eee… Pogoda jest dzisiaj do kitu!
─ Nie zaprzeczę… ─ Kuroko ponownie się zaśmiał. ─ Nie mam za złe, że pytasz o Kise-kuna, faktycznie, chyba źle się wyraziłem. Owszem, jest dość głośną i ekstatyczną osobą, ale zawsze ceniłem go jako przyjaciela. Po prostu… Wydarzyło się coś, co zmusiło mnie do zerwania naszej znajomości. Ale nie chcę o tym rozmawiać.
─ J-jasne! I tak niepotrzebnie spytałem. To sprawa między wami.
─ Nic się nie stało. To normalne, skoro spotkaliśmy się przy tobie, Kagami-kun. Pewnie czułeś się niezręcznie.
─ Zaraz tam niezręcznie…
─ Jeszcze raz dziękuję za książkę.
─ N-nie ma za co! Nie musisz o tym wspominać!
─ Teraz przynajmniej wiem, że jednak była w całości od ciebie. To naprawdę miłe.
─ Skończ temat!
Niższy przyłożył dłoń do ust, tłumiąc śmiech. Nie miał pojęcia, co go podkusiło, żeby podrażnić się z Taigą, jednak reakcja mężczyzny była tego warta. Uśmiechnął się i przymknął na moment powieki. Czuł się niewiarygodnie lekko i swobodnie.
Nawet nie zorientował się, kiedy przysnął. Jednostajny dźwięk sunącej po torach maszyny, subtelne kołysanie się wagonu oraz ciepło, którym emanowała czarna bluza Taigi uśpiły go w zaledwie kilka sekund. Po prostu jego świadomość nagle rozpłynęła się w ciemności. Towarzyszyła jej przyjemna błogość oraz pustka. W nocy miewał spore problemy z zaśnięciem, jednak przy Kagamim czuł się zaskakująco dobrze i nie skrępowanie. Nie poczuł, kiedy jego głowa bezwładnie oparła się o ramię wyższego, a wilgotne włosy przykry twarz. Wdychał ciężki, męski zapach wody po goleniu, który mieszał się z wonią deszczu. Ta mieszanka okazała się zaskakująco przyjemna. Każdy kolejny wdech chłopaka zatapiał się w niej, sprawiając, że odbierane przez ciało bodźce pomogły mu się odprężyć.
Spał aż do ostatniej stacji. Dopiero chwilę przed tym, nim metro zatrzymało się, a kobiecy głos w głośnikach nie oznajmił przybycia na miejsce zgodnie z planem, ryży potrząsnął nim lekko.
─ Koniec drzemki. Wysiadamy.
Kuroko otworzył powoli zaspane oczy, by ze zdziwieniem stwierdzić, że są już na miejscu. Z jeszcze większym zdziwieniem przyswoił fakt, iż za poduszkę służyło mu ramię mężczyzny. Nie miał jednak czasu, by powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie, ponieważ drzwi metra rozsunęły się, a Kagami po prostu chwycił go mocno za przegub i pociągnął za sobą.
─ Kagami-kun! Strasznie cię przepraszam, jestem po porostu trochę zmęczony ─ wyrzucił z siebie od razu po tym, jak wysiedli.
─ Jak dla mnie to się powoli rozkładasz, Kuroko ─ westchnął Taiga, po czym gwałtownie zatrzymał się i przyłożył wierzch dłoni do czoła Tetsuyi. Było zdecydowanie zbyt ciepłe, by mogło wskazywać optymalną temperaturę ciała. ─ Ty to masz, kurna, talent, żeby zawsze się w coś wpakować.
─ Bez przesady, czuję się całkiem dobrze ─ mruknął niższy. Nie była to do końca prawda, ponieważ był nieco zamroczony, a od czasu do czasu jego drobnym ciałem wstrząsał potężny dreszcz. Gdyby nie bluza Kagamiego, prawdopodobnie trząsłby się z zimna, choć jego skóra niemal płonęła.
─ Ściemniasz.
Nawet nie miał siły, by zaoponować, gdy Taiga dalej pociągnął go za sobą. Sprawnie udało im się przedostać przez tłum do ruchomych schodów, a stamtąd przez bramki i kolejne stopnie, do wyjścia. Tetsuyi przypomniało się ich pierwsze spotkanie. Ryży postąpił z nim wtedy dokładnie tak samo.
Na zewnątrz deszcz dalej zacinał, a silny wiatr szarpał pobliskimi drzewami, pozbawiając ich świeżo wyrośniętych, zielonych listków. Co jakiś czas w powietrzu wirowała jakaś gazeta bądź reklamówka. Nieliczni Japończycy przemykali ulicami osłaniając się płaszczami lub kurtkami, bądź siłowali się z powyginanymi parasolami.
Obaj mężczyźni zatrzymali się przed linią zadaszenia wyjścia z metra, przypatrując się sile tajfunu. Drgnęli, gdy przez szum ulewy przedarł się ryk grzmotu.
─ Się porobiło… ─ burknął Kagami, splatając ręce na piersi. ─ Daleko masz do domu, Kuroko?
─ Jakieś piętnaście minut piechotą. Przy tym deszczu pewnie ze dwadzieścia.
─ A… Mieszkasz sam?
─ Dlaczego pytasz…?
Mężczyzna odwrócił twarz i mruknął coś pod nosem, co z resztą zakłócił huk kropli uderzających o dach nad nimi. Kuroko zmarszczył brwi, starając się wychwycić jakiekolwiek słowo, jednak bez skutku.
─ Mógłbyś, proszę, powtórzyć? Nic nie zrozumiałem…
God damn it… Po prostu pomyślałem, że mieszkam o wiele bliżej, jakieś pięć minut drogi stąd. I jeśli nie ma u ciebie kogoś, kto mógłby się tobą zająć, t-to chyba lepiej, jeśli wpadłbyś do mnie, czy coś…
Kuroko zamarł w bezruchu, czując wykwitającą na policzkach zdradliwą czerwień. Dalej nie był pewien, czy się nie przesłyszał, ale nie wolał prosić po raz kolejny, by Taiga powtórzył.
─ Zapraszasz mnie do siebie… na noc?
─ T-ta. T-to znaczy, no wiesz, mogę ugotować jakąś anty-przeziębieniową zupę, albo po prostu zrobić dobrą herbatę… Leki też mam. No i jak masz zamiar iść do siebie w tym deszczu, to na pewno się rozchorujesz. A-ale jak tam sobie chcesz!
─ To bardzo miłe z twojej strony, Kagami-kun. Jeśli tylko nie będę sprawiać ci problemu, to…
─ Sprawisz mi problem, jak się przeziębisz i będę musiał jeździć sam! Nie stójmy tu już, bo przemarznę na kość. I-idziemy!
Pobiegli przed siebie. Po przekroczeniu linii zadaszenia Kuroko na chwilę zapomniał, jak się oddycha. Duże, ciężkie krople osaczyły go i pozbawiły tchu. Skupił się na szerokich plecach Kagamiego, które miał przed sobą. Jego prosty, czarny t-shirt na krótki rękaw był całkowicie przemoczony i ściśle przylegał do skóry, na której rysowały się wyraźnie mięśnie.
Tetsuya nie miał pojęcia, dlaczego przystał na propozycję Taigi. Już nie pamiętał, kiedy zdarzyło mu się u kogokolwiek nocować. W przeszłości rzadko to robił, a odkąd zamieszkał z Haizakim, siłą rzeczy nie miał takiej możliwości, ponieważ nie utrzymywał z nikim kontaktu.
Gdy Kagami go do siebie zaprosił, przez jedną krótką chwilę poczuł się jak każdy inny, wolny człowiek, nieskrępowany żadnym lękiem czy choćby zwykłą, podświadomą obawą. Zdawał sobie sprawę, że jeśli Shougo wróci tej nocy do mieszkania i go w nim nie zostanie, prawdopodobnie czeka go jeden z najgorszych wybuchów agresji mężczyzny, ale nie dbał o to. Samotność i strach zakorzenione w jego sercu już byt długo go pętały, wpływając na każdy, nawet najmniejszy aspekt jego życia. Chciał choć raz im się wyrwać.
W pewnej chwili był na granicy ataku paniki. Świadomość tego, że skierował swoje kroki w przeciwną stronę niż na co dzień dotarła do niego nagle i brutalnie nim wstrząsnęła. Przed oczami na moment stanęła mu scena, w której Haizaki odkrywa, że go nie ma. Zrobiło mu się niedobrze. Poczuł, że musi zawrócić. Teraz, natychmiast. Inaczej będzie już za późno. Inaczej znów będzie cierpieć. Inaczej znów wyzbędzie się nadziei.
Wpadł na Kagamiego, który nagle się zatrzymał. Ten drobny bodziec wyzwolił go od czarnych myśli, które zatruwały trzeźwość umysłu. Wcześniej nawet nie skupił się na tym, gdzie się znajdowali. Jeszcze nigdy nie był w tej okolicy. Mieszkał w Koutou niecałe pięć lat, jednak przez te czas prawie w ogóle nie zapoznał się z okolicą. Drogi, które przemierzał prowadziły do sklepu w pobliżu jego osiedla, stacji metra lub apteki. Potrafiłby dotrzeć do każdego z tych miejsc z zamkniętymi oczami, jednak ograniczało się to do zaledwie jednej, niewielkiej części wchodzącej w całość okręgu Koutou Shiomi. Pozostała część dystryktów była mu nieznana, poza niewielkim wyjątkiem, który obejmowała droga do metra. Nie przepadał za swoją dzielnicą, dlatego nawet, gdy miał ku temu okazję, nie zwiedzał jej, tylko uciekał do centrum Tokio, do miejsc, z którymi wiązał przyjemne wspomnienia i czuł się bezpiecznie.
Stanęli przed wejściem do niedużego budynku o jasnobrązowej cegle i czarnych wykończeniach. Na parterze, tuż przy bramie prowadzącej na klatkę schodową, znajdował się Family Mart, jeden z sieciowych supermarketów, w którym zaopatrywał się Kuroko. Witryny oświetlane jarzeniówkami rzucały blady blask na chodnik. Od ulicy odgradzała ich zielona barierka, do której stało przypiętych parę rowerów. Zanim Tetsuya zdążył dokładniej przypatrzeć się otoczeniu, Taiga wpisał kod i otworzył drzwi, przytrzymując je dla niego.
Przez moment się wahał. Miał jeszcze szansę, by zrezygnować i wrócić do siebie. Wziąć prysznic, przebrać się w piżamę, poczytać jakąś książkę, w napięciu nasłuchując, czy aby nikt nie nadchodzi. W nocy parę razy by się obudził, drżąc na całym ciele i modląc do bogów o samotność – była dla niego błogosławieństwem, ale i udręką przyprawiającą o mieszanie się zmysłów. Czasem po prostu myślał, że wystarczyłaby obecność jakiejkolwiek osoby, która nie byłaby Haizakim, żeby mógł się odprężyć i spokojnie przespać noc.
─ Kurna, właź do środka! Ty się chyba jednak chcesz przeziębić! Jak się rozłożysz, to nie będę cię niańczyć, nie myśl sobie! Dzisiaj to wyjątek.
Wystarczyło kilka słów i widok zmarszczonych w zirytowaniu brwi Kagamiego, by się uśmiechnął i przekroczył próg klatki schodowej. Przez myśl przeszło mu, że może w ten sposób wręcz prosi się o kłopoty, jednak jedno wiedział na pewno – ukłucie, które przez chwilę poczuł w sercu, było szczęściem.

3 komentarze:

  1. Rozdział jest cudowny, a teraz w końcu zaczyna się między chłopakami coś więcej aniżeli zwykłe spotkania i niby niezobowiązujące rozmowy. Nie mogę się doczekać jak zakończy się spotkanie chłopaków, a także mam nadzieję, że Kuroko uda się w końcu (oczywiście przy pomocy Kagamiego) uciec już na dobre przed Haizakim. W tej chwili niecierpliwie czekam na kontynuację i powiem szczerze, że mi się tam tytuł bardzo podoba ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, przed nami już ósmy rozdział opowiadania!!! To chyba czas, żeby popchnąć pewne sprawy na właściwe tory ;D
      Szczerze mówiąc ja też nie mogę się doczekać, bo obecnie całkowicie improwizuję. XD Mam tylko ogólny zarys fabuły i rozpisane wybiórczo co ważniejsze punkty, ale oprócz tego piszę tak, jak mi palce na klawiaturze zatańczą~
      Mimo wszystko cieszę się, że tytuł Ci się podoba ♥ Jeszcze nad nim pomyślę, bo trudno wymyślić mniej kiczowaty... X'D
      Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  2. Hej,
    wspaniale, no proszę, proszę coś rusza już tutaj pomiędzy nimi, Kagami tak nie lubi wywlekania, ze to takie miłe, urocze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń