Drugi początek | rozdział 5

Haizakiemu już niejednokrotnie zdarzało się znikać, jednak najczęściej na okres dwóch, trzech dni. W tym czasie Kuroko niemal popadał w paranoję. Nigdy nie mógł być pewien, kiedy jego prześladowca wróci i w jakim momencie go zastanie. Okres nerwowego oczekiwania przepełnionego strachem i niepokojem bardzo źle wpływał na psychikę Tetsuyi. Niejednokrotnie zastanawiał się, co jest gorsze: przerażająca, otaczająca go z każdej strony niepewność, czy może stały pobyt mężczyzny w domu i to, jak ten wyżywa się na nim bez skrupułów.
Nie wiedział, czy Shougo robi to celowo, by jeszcze bardziej mu dopiec, lub może nieświadomie, po prostu skupiając się na swojej działalności, która w kryzysowych sytuacjach wymagała jego stałego nadzoru. Jedno było pewne: pod jego nieobecność Kuroko bał się zaczerpnąć głębszego wdechu, a co dopiero myśleć o jakichkolwiek pozytywnych stronach swojej chwilowej samowolki. Z resztą jego głowę w całości przepełniały czarne wizje powrotu Haizakiego, który potraktuje go zależnie od nastroju oraz sytuacji w gangu.
Jednak na przestrzeni pięciu lat, które Tetsuya mimowolnie spędził z mężczyzną, ten dwa razy zniknął na znacznie dłużej, aniżeli czas, który z łatwością dało się odmierzyć w skrupulatnie liczonych przez Tetsuyę godzinach.
Pierwszy raz miało coś takiego miejsce pod koniec liceum. Kuroko naprawdę uwierzył wtedy, że udało mu się uwolnić od nieustannego koszmaru, który go prześladował. Poszedł do pracy, do baru ramen, chcąc zarobić – zależało mu na jak najszybszym uzbieraniu kwoty na pierwszą ratę czynszu, by móc wynająć cokolwiek samemu. Prócz mieszkania Haizakiego, w którym musiał zamieszkać, nie miał się gdzie podziać. Czasem myślał, by uciec i spróbować przeżyć na ulicy, jednak nigdy nie potrafił się na to odważyć. Z resztą jego współlokator stanowczo mu tego odradzał – był doskonale świadom stanu chłopaka, dlatego powtarzał mu niczym mantrę: I tak cię znajdę.
Kuroko nie miał powodów, by w to nie wierzyć.
Shougo jednak wrócił, nim Tetsuya zdążył odnaleźć się w sytuacji i wykorzystać ją na swoją korzyść. Pojawił się po pięciu tygodniach – pobity, wychudzony, pod wpływem kokainy. Kuroko pierwszy raz widział go w tak tragicznym stanie. Nie wiedział, czy do jego kondycji przyczynił się własny, czy też może jakiś obcy gang, jednak nie miał wtedy czasu, by o tym rozmyślać.
Tamtego dnia postanowił wziąć długą, oczyszczającą ciało i umysł kąpiel. Po wyczerpującym dniu spędzonym w szkole, a później na drugiej zmianie w niewielkiej knajpce mieszczącej się niedaleko portu, nie marzył o niczym innym. Cały przesiąknął wręcz drażniącą nozdrza wonią oleju oraz smażonego mięsa. Sześć godzin pracy na kuchni bardzo go zmęczyło; mieli wyjątkowo dużo klientów ze względu na to, że zaczynał się weekend. Z niemałą ulgą zmył z siebie pod prysznicem tamten zapach, pot, brud, emocje. Po spłukaniu piany postanowił jeszcze chwilę odprężyć się w wannie. Gorąca woda była niczym zbawienie dla spiętych mięśni oraz świadomości, że jutro znowu będzie musiał iść do pracy, jeśli w końcu chciał wyrwać się z tego miejsca, które bez przerwy przypominało mu o Haizakim i wszystkim, czego ten się wobec niego dopuścił.
To, co działo się potem, Tetsuya pamiętał jak przez mgłę. Leżał w wannie, otulony ciepłem, wanilią pochodzącą z płynu do kąpieli, spokojem. Chyba przysypiał. Nagle drzwi od łazienki otworzyły się z hukiem. Stanął w nich Shougo. Mężczyzna nie był w stanie samodzielnie ustać – kurczowo trzymał się framugi, oddychał ciężko. Nieco ponad brwią miał paskudną ranę, zaschnięta na niej krew przybrała niemal czarną barwę. Ubrania, które na sobie miał, były brudne, śmierdziały tanim alkoholem i uryną. Czerwone, spuchnięte oczy wraz z nieobecnym spojrzeniem pozwoliły Kuroko wysunąć wnioski, iż znajdował się pod wpływem narkotyków.
Haizaki próbował się do niego przystawiać, jednak kiedy przerażony do granic możliwości chłopak próbował wyjść z łazienki, zasłaniając się ręcznikiem, tamten rzucił się na niego z pięściami. Jak na kogoś, kto ledwo słaniał się na nogach, a do tego z zaburzonym postrzeganiem rzeczywistości, miał w sobie wręcz zadziwiające pokłady siły, które obudziły się w nim wraz z nagłym napadem nietrzeźwej agresji.
Chłopak próbował uciekać, krzyczeć, bronić się, ale żadne z podjętych przez niego działań nie przyniosły rezultatu. W pewnym momencie udało mu się na moment wyrwać mężczyźnie, jednak było to tak niespodziewane, z resztą dla nich obu, że nie zdołał utrzymać równowagi, przechylił się w tył i z głuchym łomotem wpadł do wanny. Uderzył głową w jej kant od strony ściany. Był on dość łagodnie zaokrąglony, jednak i tak rozciął mu skórę. Miał przed oczami mroczki, a tył czaszki pulsował tępym, nieznośnym bólem. Mimo to  nie stracił przytomności. Był jak w próżni – wszelkie zewnętrzne bodźce docierały do niego jakby z oddali.
Haizaki podszedł do niego powoli, ociężale. Przerzucił mu nogi, które wystawały za brzeg, z powrotem do wanny, rozchlapując przy tym tę resztkę wody, która ostała się po upadku Tetsuyi. Chłopak leżał bezwładnie. Czuł ciepłą krew, która zlepiała mu włosy z tyłu głowy, i łzy, które niekontrolowanie napływały do oczu, gdy Shougo rozłożył mu uda, uklęknął między nimi i zaczął szarpać się ze swoim rozporkiem.
Od tamtego dnia Kuroko już nigdy nie potrafił przekonać się do kąpieli w wannie. Na samą myśl wejścia do niej ręce zaczynały mu się trząść, a w gardle stawała gula nie do przełknięcia.
Wraz z powrotem Shougo, Tetsuya wyzbył się wszelkich złudzeń. Mężczyzna znalazł zarobione przez niego w barze ramen pieniądze – część z nich przeznaczył na uregulowanie rachunków, część przepuścił na używki i hazard. Kuroko zostawił marne pięćset jenów.
Cała jego praca poszła na marne, cała nadzieja umarła. Na długi, długi czas.
Drugi raz, kiedy Shougo zniknął, przytrafił się niecałe dwa lata później, w zimę. Kilka początkowych dni było najgorszych. Tetsuyę dręczyły koszmary, miał ogromne problemy ze snem i koncentracją. Jego podświadomość nie chciała pozwolić sobie nawet na chwilę odpoczynku. Bał się, że tym razem również zostanie zaskoczony. Bał się, że znów skończy się tak samo.
Mijał dzień za dniem. Jego organizm powoli przestawał normalnie funkcjonować. Zegar biologiczny całkiem się przestawił, chłopak był przemęczony ciągłym staraniem się zachowania czujności. Przestał chodzić do pracy. Mimo nieobecności mężczyzny, czuł, że ten wdarł się do jego umysłu, by zacząć rozrywać go od środka kawałek po kawałku.
Postanowił uciec. Ten pomysł zrodził się w jego głowie zupełnie niespodziewanie, jednak uchwycił się go kurczowo. Nie miał żadnego planu, żadnego pomysłu na to, gdzie się udać, by poczuć się w miarę bezpiecznym. Nie chciał wciągać w swoje problemy niewinnych ludzi, dlatego postanowił zdać się tylko na siebie.
Do torby wrzucił wszystkie oszczędności, dokumenty, dwa ciepłe swetry na zmianę, książkę. Zamierzał wyjść z domu, pamiętał, że był już w przedpokoju, gdy nagle jego wycieńczone ciało odmówiło posłuszeństwa. Tetsuya stracił przytomność. Nie wiedział, ile tak leżał na chłodnej posadzce, jednak los nie był jego sprzymierzeńcem – zaczął powoli oswajać się z tą myślą z upływem czasu.
Obudził go Haizaki. Tym razem wrócił do domu całkowicie trzeźwy, jednak nie zneutralizowało to jego złości, a wręcz ją skumulowało. Zastawszy chłopaka z niewielkim, aczkolwiek sugestywnym bagażem, niemal nie wyszedł z siebie. Zawlókł go do sypialni, a widząc, że nie docierają do niego jego wrzaski, skopał dotkliwie i zamknął w pomieszczeniu na trzy doby, które były dla Kuroko istnym koszmarem. Miał halucynacje, drgawki, nieustannie dokuczał mu głód i pragnienie. Przez tamte siedemdziesiąt dwie godziny w zamknięciu chciał umrzeć. Marzył tylko o tym, by przestać czuć, móc w końcu odpocząć i raz na zawsze uwolnić się od człowieka, który doprowadził go na skraj.
Jednak gdzieś tam, w głębi serca, jakaś część niego nie chciała się poddać. Chciał wierzyć, że jeszcze przyjdzie chwila, kiedy bogowie się nad nim zlitują, a los będzie dla niego łaskawy. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że po tym wszystkim, co przeszedł, jest to z jego strony dosyć naiwne, ale udało mu się wyjść z tamtego wydarzenia silniejszym o to, czego doświadczył. Shougo ostatecznie ruszyło sumienie, bo kiedy go wypuścił, dał mu spokój na prawie dwa tygodnie, podczas których Tetsuya mógł nie tylko dojść do siebie fizycznie, ale i psychicznie. Jego podejście do życia uległo niewielkiej, ale znaczącej zmianie, a głównym mottem stało się tylko jedno słowo – wytrzymaj.
Oczywiście bywało znacznie więcej podobnych sytuacji, gdy Haizaki przebywał w mieszkaniu dzień w dzień, jak na przykład ta, gdy wmusił w Kuroko tyle alkoholu, że ten trafił do szpitala na płukanie żołądka, lub gdy przydusił go tak bardzo, iż tamten miał mroczki przed oczami jeszcze przez tydzień. Jednak gdyby Kuroko musiał wskazać, to właśnie wydarzenia po powrocie Shougo po dłuższej nieobecności były dla niego najcięższe do przetrwania. Stanowiły apogeum tego, co przeżywał niemal codziennie. Bardzo trudno było mu zdecydować się, jak się zachować, kiedy mężczyzny nie było i nie mógł przewidzieć, po jakim czasie oraz w jakim stanie wróci.
Obecna sytuacja różniła się od poprzednich. Mimo iż nie było to łatwe, Tetsuya starał się przyjąć ją na chłodno. Zaakceptować stan rzeczy takim, jakim był i po prostu dopasować się do okoliczności. W znacznym stopniu ułatwiła mu to rozmowa z Ishidą Hidekim, dzięki niemu miał choć w niewielkim stopniu zarys sytuacji, jednak, niestety, nikt prócz samego Shougo nie mógł być pewien, kiedy ten wróci do domu.
Był też Kagami. Kuroko nie mógł określić go jako przyjaciela, w końcu spotkali się zaledwie trzy razy, jednak dzięki zwykłej, niezobowiązującej rozmowie, jaką powadzili, był w stanie zapomnieć, chociaż na chwilę, o swoim prawdziwym życiu i problemach. Dla niego wiele to znaczyło i choć może nie okazywał tego, był Taidze bardzo wdzięczny.
Weekend upłynął Kuroko nadzwyczaj spokojnie i przyjemnie. Nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej, odkąd musiał dzielić mieszkanie z Haizakim, mógł pozwolić sobie na choćby kilka godzin bez panicznych myśli dotyczących jego oprawcy, a co dopiero prawie cały weekend.
W sobotę czekały go w pracy dwie zmiany, do których przystąpił z wielkim entuzjazmem. Bez pamięci zatracił się w zbiorach biblioteki, którą w myślach nazywał swoim schronieniem przed rzeczywistością. Przeprowadzanie inwentaryzacji szło mu dobrze, był niemal pewien, że poradzi sobie z nią bez niczyjej pomocy, choć był to pierwszy raz, gdy ktoś postawił przed nim tak wymagające zadanie. Stare książki, które wertował, miały w sobie nadzwyczajną moc – były nośnikiem historii i wiedzy. Nowe zaś bardzo często lawirowały wśród realiów codzienności, starając się wydobyć z niej obecne problemy, wartości i cele. Tetsuya bardzo żałował, że nie jest w stanie przeczytać ich wszystkich na raz, jednak skrupulatnie notował sobie co ciekawsze tytuły.
Sato Kazuo był zadowolony z efektów jego pracy, gdy zdał szefowi krótki raport na temat tego, co udało mu się już zrobić. Wiedział, że znaczna część egzemplarzy dopiero czeka, by je zarejestrować, aczkolwiek miał w sobie tak wiele zapału do pracy, iż staruszek nie śmiał mu zaproponować kogoś do pomocy, choć pierwotnie planował. Nie mógł jednak zakwestionować ani tempa pracy, ani zaangażowania swojego podwładnego, dlatego zostawało mu mieć nadzieję, iż Kuroko ukończy inwentaryzację programowo.
Niedziela była jedynym dniem, kiedy Tetsuya miał wolne. Przy początku ich współpracy, pan Sato nie zgodził się, by pracował codziennie, dlatego wspólnie ustalili, iż najlepszy na chwilę przerwy będzie właśnie siódmy dzień tygodnia. Mimo początkowej niechęci, chłopak przyzwyczaił się, aż w końcu zaczął doceniać tę jedną dobę, którą miał dla siebie – przynajmniej wtedy, gdy Haizakiego nie było.
Czas nieobecności Shougo dotychczas pomyślenie mu się układał, wobec czego właśnie w tamtą niedzielę postanowił zrobić coś, co już od jakiegoś czasu zajmowało mu myśli.
Swój wolny dzień spędził w Kiyosumi Garden.
Miejsce to było niezwykłe. Chłopak wprost uwielbiał odwiedzać je, kiedy uczęszczał do liceum. Wtedy często siadał na jednej z kamiennych ławeczek nad sztucznym jeziorem i czytał. Jego myśli błądziły przy akompaniamencie cichych plusków wody poruszanej przez daiya kohaku – jedną z, jego zdaniem, najwspanialszych odmian karpi koi. Cenił to miejsce przede wszystkim za spokój i piękno, którym emanowało. Wśród majestatycznych drzewek bonsai często można było dostrzec pary Japończyków przechadzających się w kimonach, co było jednym z najbardziej charakterystycznych obrazków dla Kiyosumi.
Ogród utrzymany był w stylu tsukiyama. Przestrzeń, którą zajmował, nie była zbyt pokaźna w porównaniu z innymi tokijskimi parkami, jednak dzięki swojemu układowi wydawał się wręcz nieskończony, szczególnie, gdy trafiło się do jego centralnej części, którą zajmowało przejrzyście czyste jezioro, którego odnogi wiły się przez cały kompleks. Liczne drewniane mostki i pomosty łagodziły i nadawały uroku krajobrazowi ogromnych, surowych skał tworzących wrażenie niemal górskiego krajobrazu. Pozostałe elementy powstałe ręką człowieka wtapiały się w majestatyczną przyrodę – niewielkie imitacje świątyń tkwiły w uścisku roślinności, bardzo dobrze komponowały się z kwitnącą japońską odmianą azalii, a prowadzące do nich ścieżki z pojedynczych płaskich kamieni sprawiały wrażenie nieskalanych jakąkolwiek interwencją ludzką.
Dzień w Kiyosumi Garden upłynął Tetsuyi na czytaniu, jak za starych czasów, oraz cieszeniu się ciepłym wiatrem i słońcem na skórze. Tamtego dnia nie myślał o niczym – wniknął do świata fikcyjnych historii, które odjęły nieco ciężaru ciążącego mu na sercu.
*
Poniedziałek był niczym powrót do rzeczywistości. Kuroko wyszedł odrobinę później z domu, jednak na stacji metra znalazł się o porze nieodbiegającej od jego codziennej rutyny. Dotarł na platformę lekko zgrzany, ponieważ tego dnia słońce dogrzewało już od wschodu. Gdy stanął w miejscu dość przestrzennym, by przy najmniejszym ruchu ciała nie trącić osób trzecich, zaczął rozpinać guziki swojego cienkiego, beżowego płaszcza i rozglądać się subtelnie. Uczucie, którego doświadczył, gdy nigdzie w tłumie nie udało mu się dostrzec charakterystycznych, rudych włosów, nieco go zaskoczyło. Zdziwił się, ponieważ, jego zdaniem, zawód, nawet drobny, nie był w tamtej chwili adekwatny. Przecież Kagami nie miał obowiązku, by przez pięć dni w tygodniu towarzyszyć mu co rano w podróży do pracy.
Nawet, jeśli się umówili. Tetsuya mimowolnie przywołał w pamięci ich ostatnią rozmowę, która według niego zakończyła się luźną, ale bądź co bądź – zapowiedzią kolejnego spotkania.
Pociąg wjechał na stację, a po jego niedawno poznanym znajomym nie było śladu. Kuroko przyszło wtedy na myśl, iż w przyszłości zdecydowanie nie powinien brać do siebie tak lekko rzucanych słów. Może nawet nie powinien ich słuchać w ogóle?
─ Z drogi, kurna, ile można leźć do wejścia?! ─ Nagłą, wyjątkowo głośną pretensję dało się słyszeć z drugiego końca stacji.
Tetsuya momentalnie pożałował, że tak szybko zwątpił w Taigę.
─ Cholera, ledwo zdążyłem! Sorry, Kuroko, coś mi wypadło, zanim wyszedłem z mieszkania…
Drzwi pociągu zasunęły się z cichym sykiem zaledwie kilka sekund po tym, gdy przeszedł przez nie ciężko łapiący oddech Kagami. Można było z pewnością stwierdzić, iż większość – o ile nie całą – drogi na stację przebiegł. Miał na sobie prosty, wyjątkowo wymięty biały t-shirt, który kleił mu się do pleców. Pod pachą przytrzymywał równie pogniecioną jeansową kurtkę, którą zapewne ściągnął z siebie podczas biegu. Spod grzywki na lewą skroń spłynęła kropla potu. Wyraz twarzy mężczyzny balansował na granicy zdenerwowania i ulgi, a intensywność spojrzenia wpatrzonych w Tetsuyę tęczówek była tak wielka, iż nie sposób było odwrócić wzroku.
Kuroko przełknął ślinę, starając się zachować beznamiętny spokój.
─ A ja się miałem nie spóźnić…
─ Cicho ─ burknął ryży, wywracając oczami. ─ To wyjątkowa sytuacja!
Chłopak uśmiechnął się dyskretnie.
─ Byłoby w porządku, gdybym to ja przyszedł później i tak powiedział?
─ Chciałbyś.
Pociąg wyhamował łagodnie na kolejnej stacji. Coraz więcej ludzi zaczęło gromadzić się przy drzwiach, dlatego Taiga wskazał Tetsuyi ruchem głowy, żeby przeszli w głąb wagonu. Znaleźli tam dla siebie niewielką przestrzeń, którą Kagami wykorzystał, by zacząć uparcie grzebać w swoim sportowym plecaku Nike. Nie odezwał się przy tym słowem, marszcząc brwi w skupieniu, więc i Kuroko milczał, nie chcąc go rozpraszać. Mężczyzna nie wyglądał na kogoś o zbyt podzielnej uwadze.
Nim pociąg ruszył dalej, Taiga wydał z siebie pomruk zadowolenia i wyciągnął z plecaka prostokątny przedmiot, który wcisnął zaskoczonemu Tetsuyi w dłonie.
─ Książka?
─ Noo. Na to wygląda, nie?
─ Widzę, że to książka, ale czemu mi ją dajesz? ─ Chłopak nie krył zdziwienia.
Kagami zwlekał z odpowiedzią. Spuścił wzrok z rozmówcy, udając, że zainteresował go baner za szybą. Nerwowym gestem podrapał się po lekko zaczerwienionym policzku, aż w końcu sapnął ciężko i z powrotem spojrzał na Kuroko.
─ To ten… Dostałem to od eee… tego, kuzyna… I jakoś tak pomyślałem, że pewnie tobie bardziej się przyda. Bo pracujesz w bibliotece i w ogóle… Musisz chyba lubisz czytać. Ale jak nie chcesz, to możesz ją wywalić! ─ dodał szybko, jakby bojąc się, że taka mogła być pierwsza myśl Tetsuyi. ─ Ja tam i tak nie mam kiedy czytać takich zwykłych książek poza podręcznikami, więc mi tam wszystko jedno.
Na koniec swojej wypowiedzi wzruszył ramionami, jednak był tak spięty, że wyglądało to bardziej na nerwowy tik, aniżeli zdystansowany gest obojętności. Zauważywszy to, niższy poczuł szerszy uśmiech bezwiednie wypływający mu na usta. Poczuł miłe ciepło, które zalało go od środka. Powoli przeniósł wzrok z Kagamiego na okładkę książki, którą ten mu dał. Była to jedna z najnowszych powieści Hideo Yokoyamy nosząca tytuł „Sześć cztery”. Kuroko jej nie czytał, jednak słyszał wiele pozytywnych opinii na jej temat od wypożyczających ją bywalców biblioteki. Nie przepadał za kryminałami, jednak w obecnej sytuacji już nie mógł się doczekać, by przełamać się pod tym względem i jak najszybciej zagłębić w powieści.
─ Dziękuję, Kagami-kun. Z chęcią przeczytam.
─ Cieszę się ─ sapnął Taiga. Wraz z tymi dwoma słowami uleciał z niego cały stres, który wcześniej mu towarzyszył.
─ Naprawdę mi miło, że o mnie pomyślałeś. Może w zamian ja mógłbym zrobić coś dla ciebie? ─ spytał Tetsuya ze szczerą nadzieją. ─ Jeśli potrzebujesz jakichś podręczników, mogę rozejrzeć się za nimi w bibliotece. Mamy naprawdę okazałe zbiory, sądzę, że mógłbym coś znaleźć. Właśnie przeprowadzam inwentaryzację, więc to żaden problem, a bardzo chciałbym w jakiś sposób się odwdzięczyć.
─ Nie musisz! ─ odparł natychmiast ryży. ─ To znaczy… Nie musisz czuć się dłużny, jeśli o to chodzi.
─ Nie czuję ─ zapewnił chłopak łagodnie.
─ No to nie wiem… Jak wpadniesz tam na coś o pierwszej pomocy, to możesz mi dać znać. Jakoś mi nie idą te tematy, a podstawy muszę znać na wylot…
─ Oczywiście. Na pewno coś dla Ciebie znajdę.
─ S-super.
Odcinek między kolejnymi stacjami przejechali w milczeniu. Nie było ono jednak nieprzyjemne czy krępujące, wręcz przeciwnie – cisza między nimi przepełniona była spokojem oraz całą gamą pomniejszych, pozytywnych uczuć. Kuroko od lat nie dostał od nikogo prezentu, dlatego gest Kagamiego był dla niego wyjątkowy. Nawet jeśli mężczyzna oddał mu rzecz, która po prostu była dla niego zbędna.
─ Eee… To mówisz, że przeprowadzasz inwentaryzację? ─ odezwał się wyższy.
─ Tak. Zacząłem w piątek, ale większość pracy cały czas mam przed sobą. I dwa dni na jej realizację.
─ I na czym to tak konkretnie polega? ─ zaciekawił się Taiga.
Tetsuya uśmiechnął się nieznacznie i zaczął tłumaczyć. O samych książkach potrafił powiedzieć naprawdę wiele, a co dopiero o zajęciu, które opierało się na ich znajomości – również od strony teoretycznej i technicznej. Mimo to nie chciał zanudzić swojego towarzysza, dlatego starał się w zwięzły, ale dokładny sposób przedstawić, w jaki sposób dokonuje inwentaryzacji w Japan Library of Mystery Literature. Zbędne, jego zdaniem, szczegóły pomijał.
Kagami nie wyglądał jednak na znużonego jego opowiadaniem. Słuchał z uwagą, od czasu do czasu zabawnie marszcząc brwi, gdy próbował skupić się na głosie niższego, ignorując przy tym gwar przyciszonych rozmów prowadzonych wokół, szelest rozsuwających się drzwi, czy też dźwięki mechaniczne towarzyszące pociągowi w jeździe.
 ─ Okeej, to dosyć skomplikowane, ale chyba mniej więcej zrozumiałem ─ stwierdził, gdy Kuroko umilkł. ─ Strasznie dużo z tym roboty! Sam dajesz sobie radę, czy ktoś jeszcze z tobą nad tym ślęczy?
─ Na razie dobrze mi idzie, więc nie ma takiej potrzeby. To tylko regularna inwentaryzacja, przeprowadzamy ją raz na kwartał, więc i tak mam mniej pracy niż przy generalnej.
─ Którą macie…?
─ Raz do roku.
─ Ech, mów co chcesz, ale wertowanie ton książek wydaje mi się cholernie wymagającym zajęciem. I jeszcze trzeba się w tym wszystkim jakoś łapać! ─ westchnął Taiga, drapiąc się po karku. ─ Serio, podziwiam cię.
 ─ To naprawdę nic takiego ─ odparł skonsternowany chłopak.
Prócz pana Sato, nigdy wcześniej nie usłyszał od nikogo żadnej pochwały dotyczącej swojej pracy, w którą wkładał tyle serca. Zrobiło mu się bardzo miło, ale jednocześnie wrodzona skromność nie pozwoliła dopuścić do siebie faktu, że Kagami nie myśli o nim na wyrost – a jeśli nie, na pewno po prostu nie zdaje sobie sprawy, że jego zajęcie wcale nie było takie trudne, jak mogło się wydawać.
─ Mówię poważnie! ─ oburzył się Taiga. ─ Wystarczyłoby „dziękuję”, wiesz? Dziwny z ciebie gość, Kuroko. Ale lubię cię ─ mruknął o wiele ciszej niż wcześniej.
Zaraz potem odchrząknął nerwowo i obrócił się szybko w stronę drzwi, chcąc ukryć przed niższym zakłopotanie – Kagami uważał to, jak i wszystkie podobne uczucia, za słabość, której nie miał zamiaru pokazywać Kuroko. Przynajmniej na razie, kiedy jeszcze lepiej się nie poznali. Podświadomie, ale i nie tylko, pragnął zrobić na chłopaku jak najlepsze wrażenie.
─ Do jutra! ─ rzucił przez ramię, kierując się w stronę wyjścia.
Całą siłą woli powstrzymał się, by nie obejrzeć się przez ramię. Tetsuya jednak dziękował za to wszelkim bóstwom tego świata, ponieważ niemal całą jego twarz pokryła zdradliwa czerwień. Powoli zaczynał obawiać się swoich własnych reakcji.
Przez swoje zmieszanie nawet nie zauważył, że Kagami wysiadł przez pomyłkę stację wcześniej. 

4 komentarze:

  1. Ach Kagami, ty sieroto! Ewidentnie między nimi kwitnie i to tak bardzo uspokaja moje serce. Z nadzieją czekam na następne rozdziały, bo chcę zobaczyć w końcu Kuroko szczęśliwego, a nie wiecznie przestraszonego. Haizaki to dupek, dlatego trzymam kciuki za to abyś go w pewnym momencie uśmierciła. Tak cudownie odzwierciedlasz wszystko co powinno się pojawić, po prostu majstersztyk! Z niecierpliwością więc czekam na nowy rozdział, opowiadanie okropnie mnie wciągnęło i chcę wiedzieć co dalej. Czekam *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że kwitnie, oni się lubią-lubią ;) Dla mnie to wręcz ulga, kiedy mogę ich do siebie zbliżyć, ponieważ wierz mi - powstrzymuję się z całej siły, by relacja między nimi nie rozwijała się zbyt szybko! </3
      Bardzo, bardzo się cieszę i po raz kolejny dziękuję ♥ To dla mnie naprawdę ogromna pochwała ;^; W tej chwili otwieram Worda i piszę dalej!
      Dziękuję za komentarz i wsparcie. Pozdrawiam Cię cieplutko :3

      Usuń
  2. Hej,
    och rozdział wspaniały, nie zaciekawie ma z Shugo, chciałabym aby szybko wyniósł się od niego, ich jakie to przyciąganie jest między nimi, a ta książka to raczej nie jest od kuzyna jak dla mnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, nie zaciekawie ma z Shugo, niech szybko się wynosi się od niego, och jakie przyciąganie jest między nimi, a ta książka to raczej nie jest od kuzyna jak dla mnie... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń