Haizakiemu
już niejednokrotnie zdarzało się znikać, jednak najczęściej na okres dwóch,
trzech dni. W tym czasie Kuroko niemal popadał w paranoję. Nigdy nie mógł być
pewien, kiedy jego prześladowca wróci i w jakim momencie go zastanie. Okres
nerwowego oczekiwania przepełnionego strachem i niepokojem bardzo źle wpływał
na psychikę Tetsuyi. Niejednokrotnie zastanawiał się, co jest gorsze:
przerażająca, otaczająca go z każdej strony niepewność, czy może stały pobyt
mężczyzny w domu i to, jak ten wyżywa się na nim bez skrupułów.
Nie
wiedział, czy Shougo robi to celowo, by jeszcze bardziej mu dopiec, lub może
nieświadomie, po prostu skupiając się na swojej działalności, która w
kryzysowych sytuacjach wymagała jego stałego nadzoru. Jedno było pewne: pod
jego nieobecność Kuroko bał się zaczerpnąć głębszego wdechu, a co dopiero
myśleć o jakichkolwiek pozytywnych stronach swojej chwilowej samowolki. Z
resztą jego głowę w całości przepełniały czarne wizje powrotu Haizakiego, który
potraktuje go zależnie od nastroju oraz sytuacji w gangu.
Jednak na
przestrzeni pięciu lat, które Tetsuya mimowolnie spędził z mężczyzną, ten dwa
razy zniknął na znacznie dłużej, aniżeli czas, który z łatwością dało się
odmierzyć w skrupulatnie liczonych przez Tetsuyę godzinach.
Pierwszy raz
miało coś takiego miejsce pod koniec liceum. Kuroko naprawdę uwierzył wtedy, że
udało mu się uwolnić od nieustannego koszmaru, który go prześladował. Poszedł
do pracy, do baru ramen, chcąc zarobić – zależało mu na jak najszybszym
uzbieraniu kwoty na pierwszą ratę czynszu, by móc wynająć cokolwiek samemu.
Prócz mieszkania Haizakiego, w którym musiał zamieszkać, nie miał się gdzie
podziać. Czasem myślał, by uciec i spróbować przeżyć na ulicy, jednak nigdy nie
potrafił się na to odważyć. Z resztą jego współlokator stanowczo mu tego
odradzał – był doskonale świadom stanu chłopaka, dlatego powtarzał mu niczym
mantrę: I tak cię znajdę.
Kuroko nie
miał powodów, by w to nie wierzyć.
Shougo
jednak wrócił, nim Tetsuya zdążył odnaleźć się w sytuacji i wykorzystać ją na
swoją korzyść. Pojawił się po pięciu tygodniach – pobity, wychudzony, pod
wpływem kokainy. Kuroko pierwszy raz widział go w tak tragicznym stanie. Nie
wiedział, czy do jego kondycji przyczynił się własny, czy też może jakiś obcy
gang, jednak nie miał wtedy czasu, by o tym rozmyślać.
Tamtego dnia
postanowił wziąć długą, oczyszczającą ciało i umysł kąpiel. Po wyczerpującym
dniu spędzonym w szkole, a później na drugiej zmianie w niewielkiej knajpce mieszczącej
się niedaleko portu, nie marzył o niczym innym. Cały przesiąknął wręcz
drażniącą nozdrza wonią oleju oraz smażonego mięsa. Sześć godzin pracy na
kuchni bardzo go zmęczyło; mieli wyjątkowo dużo klientów ze względu na to, że
zaczynał się weekend. Z niemałą ulgą zmył z siebie pod prysznicem tamten
zapach, pot, brud, emocje. Po spłukaniu piany postanowił jeszcze chwilę
odprężyć się w wannie. Gorąca woda była niczym zbawienie dla spiętych mięśni
oraz świadomości, że jutro znowu będzie musiał iść do pracy, jeśli w końcu
chciał wyrwać się z tego miejsca, które bez przerwy przypominało mu o Haizakim
i wszystkim, czego ten się wobec niego dopuścił.
To, co
działo się potem, Tetsuya pamiętał jak przez mgłę. Leżał w wannie, otulony
ciepłem, wanilią pochodzącą z płynu do kąpieli, spokojem. Chyba przysypiał.
Nagle drzwi od łazienki otworzyły się z hukiem. Stanął w nich Shougo. Mężczyzna
nie był w stanie samodzielnie ustać – kurczowo trzymał się framugi, oddychał
ciężko. Nieco ponad brwią miał paskudną ranę, zaschnięta na niej krew przybrała
niemal czarną barwę. Ubrania, które na sobie miał, były brudne, śmierdziały
tanim alkoholem i uryną. Czerwone, spuchnięte oczy wraz z nieobecnym
spojrzeniem pozwoliły Kuroko wysunąć wnioski, iż znajdował się pod wpływem
narkotyków.
Haizaki
próbował się do niego przystawiać, jednak kiedy przerażony do granic możliwości
chłopak próbował wyjść z łazienki, zasłaniając się ręcznikiem, tamten rzucił
się na niego z pięściami. Jak na kogoś, kto ledwo słaniał się na nogach, a do
tego z zaburzonym postrzeganiem rzeczywistości, miał w sobie wręcz zadziwiające
pokłady siły, które obudziły się w nim wraz z nagłym napadem nietrzeźwej
agresji.
Chłopak
próbował uciekać, krzyczeć, bronić się, ale żadne z podjętych przez niego
działań nie przyniosły rezultatu. W pewnym momencie udało mu się na moment wyrwać
mężczyźnie, jednak było to tak niespodziewane, z resztą dla nich obu, że nie
zdołał utrzymać równowagi, przechylił się w tył i z głuchym łomotem wpadł do wanny.
Uderzył głową w jej kant od strony ściany. Był on dość łagodnie zaokrąglony,
jednak i tak rozciął mu skórę. Miał przed oczami mroczki, a tył czaszki pulsował
tępym, nieznośnym bólem. Mimo to nie
stracił przytomności. Był jak w próżni – wszelkie zewnętrzne bodźce docierały
do niego jakby z oddali.
Haizaki
podszedł do niego powoli, ociężale. Przerzucił mu nogi, które wystawały za
brzeg, z powrotem do wanny, rozchlapując przy tym tę resztkę wody, która ostała
się po upadku Tetsuyi. Chłopak leżał bezwładnie. Czuł ciepłą krew, która
zlepiała mu włosy z tyłu głowy, i łzy, które niekontrolowanie napływały do
oczu, gdy Shougo rozłożył mu uda, uklęknął między nimi i zaczął szarpać się ze
swoim rozporkiem.
Od tamtego
dnia Kuroko już nigdy nie potrafił przekonać się do kąpieli w wannie. Na samą
myśl wejścia do niej ręce zaczynały mu się trząść, a w gardle stawała gula nie
do przełknięcia.
Wraz z
powrotem Shougo, Tetsuya wyzbył się wszelkich złudzeń. Mężczyzna znalazł
zarobione przez niego w barze ramen pieniądze – część z nich przeznaczył na
uregulowanie rachunków, część przepuścił na używki i hazard. Kuroko zostawił
marne pięćset jenów.
Cała jego
praca poszła na marne, cała nadzieja umarła. Na długi, długi czas.
Drugi raz,
kiedy Shougo zniknął, przytrafił się niecałe dwa lata później, w zimę. Kilka
początkowych dni było najgorszych. Tetsuyę dręczyły koszmary, miał ogromne
problemy ze snem i koncentracją. Jego podświadomość nie chciała pozwolić sobie
nawet na chwilę odpoczynku. Bał się, że tym razem również zostanie zaskoczony.
Bał się, że znów skończy się tak samo.
Mijał dzień
za dniem. Jego organizm powoli przestawał normalnie funkcjonować. Zegar
biologiczny całkiem się przestawił, chłopak był przemęczony ciągłym staraniem
się zachowania czujności. Przestał chodzić do pracy. Mimo nieobecności
mężczyzny, czuł, że ten wdarł się do jego umysłu, by zacząć rozrywać go od
środka kawałek po kawałku.
Postanowił
uciec. Ten pomysł zrodził się w jego głowie zupełnie niespodziewanie, jednak
uchwycił się go kurczowo. Nie miał żadnego planu, żadnego pomysłu na to, gdzie
się udać, by poczuć się w miarę bezpiecznym. Nie chciał wciągać w swoje
problemy niewinnych ludzi, dlatego postanowił zdać się tylko na siebie.
Do torby
wrzucił wszystkie oszczędności, dokumenty, dwa ciepłe swetry na zmianę, książkę.
Zamierzał wyjść z domu, pamiętał, że był już w przedpokoju, gdy nagle jego
wycieńczone ciało odmówiło posłuszeństwa. Tetsuya stracił przytomność. Nie
wiedział, ile tak leżał na chłodnej posadzce, jednak los nie był jego
sprzymierzeńcem – zaczął powoli oswajać się z tą myślą z upływem czasu.
Obudził go
Haizaki. Tym razem wrócił do domu całkowicie trzeźwy, jednak nie
zneutralizowało to jego złości, a wręcz ją skumulowało. Zastawszy chłopaka z
niewielkim, aczkolwiek sugestywnym bagażem, niemal nie wyszedł z siebie.
Zawlókł go do sypialni, a widząc, że nie docierają do niego jego wrzaski,
skopał dotkliwie i zamknął w pomieszczeniu na trzy doby, które były dla Kuroko
istnym koszmarem. Miał halucynacje, drgawki, nieustannie dokuczał mu głód i
pragnienie. Przez tamte siedemdziesiąt dwie godziny w zamknięciu chciał umrzeć.
Marzył tylko o tym, by przestać czuć, móc w końcu odpocząć i raz na zawsze uwolnić
się od człowieka, który doprowadził go na skraj.
Jednak
gdzieś tam, w głębi serca, jakaś część niego nie chciała się poddać. Chciał
wierzyć, że jeszcze przyjdzie chwila, kiedy bogowie się nad nim zlitują, a los
będzie dla niego łaskawy. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że po tym
wszystkim, co przeszedł, jest to z jego strony dosyć naiwne, ale udało mu się
wyjść z tamtego wydarzenia silniejszym o to, czego doświadczył. Shougo
ostatecznie ruszyło sumienie, bo kiedy go wypuścił, dał mu spokój na prawie dwa
tygodnie, podczas których Tetsuya mógł nie tylko dojść do siebie fizycznie, ale
i psychicznie. Jego podejście do życia uległo niewielkiej, ale znaczącej
zmianie, a głównym mottem stało się tylko jedno słowo – wytrzymaj.
Oczywiście
bywało znacznie więcej podobnych sytuacji, gdy Haizaki przebywał w mieszkaniu
dzień w dzień, jak na przykład ta, gdy wmusił w Kuroko tyle alkoholu, że ten
trafił do szpitala na płukanie żołądka, lub gdy przydusił go tak bardzo, iż
tamten miał mroczki przed oczami jeszcze przez tydzień. Jednak gdyby Kuroko
musiał wskazać, to właśnie wydarzenia po powrocie Shougo po dłuższej
nieobecności były dla niego najcięższe do przetrwania. Stanowiły apogeum tego,
co przeżywał niemal codziennie. Bardzo trudno było mu zdecydować się, jak się zachować,
kiedy mężczyzny nie było i nie mógł przewidzieć, po jakim czasie oraz w jakim
stanie wróci.
Obecna
sytuacja różniła się od poprzednich. Mimo iż nie było to łatwe, Tetsuya starał
się przyjąć ją na chłodno. Zaakceptować stan rzeczy takim, jakim był i po
prostu dopasować się do okoliczności. W znacznym stopniu ułatwiła mu to rozmowa
z Ishidą Hidekim, dzięki niemu miał choć w niewielkim stopniu zarys sytuacji,
jednak, niestety, nikt prócz samego Shougo nie mógł być pewien, kiedy ten wróci
do domu.
Był też
Kagami. Kuroko nie mógł określić go jako przyjaciela, w końcu spotkali się
zaledwie trzy razy, jednak dzięki zwykłej, niezobowiązującej rozmowie, jaką
powadzili, był w stanie zapomnieć, chociaż na chwilę, o swoim prawdziwym życiu
i problemach. Dla niego wiele to znaczyło i choć może nie okazywał tego, był
Taidze bardzo wdzięczny.
Weekend
upłynął Kuroko nadzwyczaj spokojnie i przyjemnie. Nie pamiętał, by kiedykolwiek
wcześniej, odkąd musiał dzielić mieszkanie z Haizakim, mógł pozwolić sobie na
choćby kilka godzin bez panicznych myśli dotyczących jego oprawcy, a co dopiero
prawie cały weekend.
W sobotę
czekały go w pracy dwie zmiany, do których przystąpił z wielkim entuzjazmem.
Bez pamięci zatracił się w zbiorach biblioteki, którą w myślach nazywał swoim schronieniem
przed rzeczywistością. Przeprowadzanie inwentaryzacji szło mu dobrze, był niemal
pewien, że poradzi sobie z nią bez niczyjej pomocy, choć był to pierwszy raz,
gdy ktoś postawił przed nim tak wymagające zadanie. Stare książki, które
wertował, miały w sobie nadzwyczajną moc – były nośnikiem historii i wiedzy. Nowe
zaś bardzo często lawirowały wśród realiów codzienności, starając się wydobyć z
niej obecne problemy, wartości i cele. Tetsuya bardzo żałował, że nie jest w
stanie przeczytać ich wszystkich na raz, jednak skrupulatnie notował sobie co
ciekawsze tytuły.
Sato Kazuo
był zadowolony z efektów jego pracy, gdy zdał szefowi krótki raport na temat
tego, co udało mu się już zrobić. Wiedział, że znaczna część egzemplarzy
dopiero czeka, by je zarejestrować, aczkolwiek miał w sobie tak wiele zapału do
pracy, iż staruszek nie śmiał mu zaproponować kogoś do pomocy, choć pierwotnie
planował. Nie mógł jednak zakwestionować ani tempa pracy, ani zaangażowania
swojego podwładnego, dlatego zostawało mu mieć nadzieję, iż Kuroko ukończy
inwentaryzację programowo.
Niedziela
była jedynym dniem, kiedy Tetsuya miał wolne. Przy początku ich współpracy, pan
Sato nie zgodził się, by pracował codziennie, dlatego wspólnie ustalili, iż
najlepszy na chwilę przerwy będzie właśnie siódmy dzień tygodnia. Mimo
początkowej niechęci, chłopak przyzwyczaił się, aż w końcu zaczął doceniać tę
jedną dobę, którą miał dla siebie – przynajmniej wtedy, gdy Haizakiego nie
było.
Czas
nieobecności Shougo dotychczas pomyślenie mu się układał, wobec czego właśnie w
tamtą niedzielę postanowił zrobić coś, co już od jakiegoś czasu zajmowało mu
myśli.
Swój wolny
dzień spędził w Kiyosumi Garden.
Miejsce to
było niezwykłe. Chłopak wprost uwielbiał odwiedzać je, kiedy uczęszczał do
liceum. Wtedy często siadał na jednej z kamiennych ławeczek nad sztucznym
jeziorem i czytał. Jego myśli błądziły przy akompaniamencie cichych plusków
wody poruszanej przez daiya kohaku –
jedną z, jego zdaniem, najwspanialszych odmian karpi koi. Cenił to miejsce
przede wszystkim za spokój i piękno, którym emanowało. Wśród majestatycznych
drzewek bonsai często można było
dostrzec pary Japończyków przechadzających się w kimonach, co było jednym z
najbardziej charakterystycznych obrazków dla Kiyosumi.
Ogród
utrzymany był w stylu tsukiyama. Przestrzeń,
którą zajmował, nie była zbyt pokaźna w porównaniu z innymi tokijskimi parkami,
jednak dzięki swojemu układowi wydawał się wręcz nieskończony, szczególnie, gdy
trafiło się do jego centralnej części, którą zajmowało przejrzyście czyste jezioro,
którego odnogi wiły się przez cały kompleks. Liczne drewniane mostki i pomosty
łagodziły i nadawały uroku krajobrazowi ogromnych, surowych skał tworzących
wrażenie niemal górskiego krajobrazu. Pozostałe elementy powstałe ręką
człowieka wtapiały się w majestatyczną przyrodę – niewielkie imitacje świątyń
tkwiły w uścisku roślinności, bardzo dobrze komponowały się z kwitnącą japońską
odmianą azalii, a prowadzące do nich ścieżki z pojedynczych płaskich kamieni
sprawiały wrażenie nieskalanych jakąkolwiek interwencją ludzką.
Dzień w Kiyosumi Garden upłynął Tetsuyi na
czytaniu, jak za starych czasów, oraz cieszeniu się ciepłym wiatrem i słońcem
na skórze. Tamtego dnia nie myślał o niczym – wniknął do świata fikcyjnych
historii, które odjęły nieco ciężaru ciążącego mu na sercu.
*
Poniedziałek
był niczym powrót do rzeczywistości. Kuroko wyszedł odrobinę później z domu,
jednak na stacji metra znalazł się o porze nieodbiegającej od jego codziennej
rutyny. Dotarł na platformę lekko zgrzany, ponieważ tego dnia słońce dogrzewało
już od wschodu. Gdy stanął w miejscu dość przestrzennym, by przy najmniejszym
ruchu ciała nie trącić osób trzecich, zaczął rozpinać guziki swojego cienkiego,
beżowego płaszcza i rozglądać się subtelnie. Uczucie, którego doświadczył, gdy
nigdzie w tłumie nie udało mu się dostrzec charakterystycznych, rudych włosów,
nieco go zaskoczyło. Zdziwił się, ponieważ, jego zdaniem, zawód, nawet drobny,
nie był w tamtej chwili adekwatny. Przecież Kagami nie miał obowiązku, by przez
pięć dni w tygodniu towarzyszyć mu co rano w podróży do pracy.
Nawet, jeśli
się umówili. Tetsuya mimowolnie przywołał w pamięci ich ostatnią rozmowę, która
według niego zakończyła się luźną, ale bądź co bądź – zapowiedzią kolejnego
spotkania.
Pociąg
wjechał na stację, a po jego niedawno poznanym znajomym nie było śladu. Kuroko
przyszło wtedy na myśl, iż w przyszłości zdecydowanie nie powinien brać do
siebie tak lekko rzucanych słów. Może nawet nie powinien ich słuchać w ogóle?
─ Z drogi,
kurna, ile można leźć do wejścia?! ─ Nagłą, wyjątkowo głośną pretensję dało się
słyszeć z drugiego końca stacji.
Tetsuya
momentalnie pożałował, że tak szybko zwątpił w Taigę.
─ Cholera,
ledwo zdążyłem! Sorry, Kuroko, coś mi wypadło, zanim wyszedłem z mieszkania…
Drzwi
pociągu zasunęły się z cichym sykiem zaledwie kilka sekund po tym, gdy
przeszedł przez nie ciężko łapiący oddech Kagami. Można było z pewnością
stwierdzić, iż większość – o ile nie całą – drogi na stację przebiegł. Miał na
sobie prosty, wyjątkowo wymięty biały t-shirt, który kleił mu się do pleców.
Pod pachą przytrzymywał równie pogniecioną jeansową kurtkę, którą zapewne
ściągnął z siebie podczas biegu. Spod grzywki na lewą skroń spłynęła kropla
potu. Wyraz twarzy mężczyzny balansował na granicy zdenerwowania i ulgi, a
intensywność spojrzenia wpatrzonych w Tetsuyę tęczówek była tak wielka, iż nie
sposób było odwrócić wzroku.
Kuroko
przełknął ślinę, starając się zachować beznamiętny spokój.
─ A ja się
miałem nie spóźnić…
─ Cicho ─
burknął ryży, wywracając oczami. ─ To wyjątkowa sytuacja!
Chłopak
uśmiechnął się dyskretnie.
─ Byłoby w
porządku, gdybym to ja przyszedł później i tak powiedział?
─ Chciałbyś.
Pociąg
wyhamował łagodnie na kolejnej stacji. Coraz więcej ludzi zaczęło gromadzić się
przy drzwiach, dlatego Taiga wskazał Tetsuyi ruchem głowy, żeby przeszli w głąb
wagonu. Znaleźli tam dla siebie niewielką przestrzeń, którą Kagami wykorzystał,
by zacząć uparcie grzebać w swoim sportowym plecaku Nike. Nie odezwał się przy
tym słowem, marszcząc brwi w skupieniu, więc i Kuroko milczał, nie chcąc go
rozpraszać. Mężczyzna nie wyglądał na kogoś o zbyt podzielnej uwadze.
Nim pociąg
ruszył dalej, Taiga wydał z siebie pomruk zadowolenia i wyciągnął z plecaka
prostokątny przedmiot, który wcisnął zaskoczonemu Tetsuyi w dłonie.
─ Książka?
─ Noo. Na to
wygląda, nie?
─ Widzę, że
to książka, ale czemu mi ją dajesz? ─ Chłopak nie krył zdziwienia.
Kagami
zwlekał z odpowiedzią. Spuścił wzrok z rozmówcy, udając, że zainteresował go
baner za szybą. Nerwowym gestem podrapał się po lekko zaczerwienionym policzku,
aż w końcu sapnął ciężko i z powrotem spojrzał na Kuroko.
─ To ten…
Dostałem to od eee… tego, kuzyna… I jakoś tak pomyślałem, że pewnie tobie
bardziej się przyda. Bo pracujesz w bibliotece i w ogóle… Musisz chyba lubisz
czytać. Ale jak nie chcesz, to możesz ją wywalić! ─ dodał szybko, jakby bojąc
się, że taka mogła być pierwsza myśl Tetsuyi. ─ Ja tam i tak nie mam kiedy
czytać takich zwykłych książek poza podręcznikami, więc mi tam wszystko jedno.
Na koniec
swojej wypowiedzi wzruszył ramionami, jednak był tak spięty, że wyglądało to
bardziej na nerwowy tik, aniżeli zdystansowany gest obojętności. Zauważywszy
to, niższy poczuł szerszy uśmiech bezwiednie wypływający mu na usta. Poczuł
miłe ciepło, które zalało go od środka. Powoli przeniósł wzrok z Kagamiego na
okładkę książki, którą ten mu dał. Była to jedna z najnowszych powieści Hideo
Yokoyamy nosząca tytuł „Sześć cztery”. Kuroko jej nie czytał, jednak słyszał
wiele pozytywnych opinii na jej temat od wypożyczających ją bywalców
biblioteki. Nie przepadał za kryminałami, jednak w obecnej sytuacji już nie
mógł się doczekać, by przełamać się pod tym względem i jak najszybciej zagłębić
w powieści.
─ Dziękuję,
Kagami-kun. Z chęcią przeczytam.
─ Cieszę się
─ sapnął Taiga. Wraz z tymi dwoma słowami uleciał z niego cały stres, który
wcześniej mu towarzyszył.
─ Naprawdę mi
miło, że o mnie pomyślałeś. Może w zamian ja mógłbym zrobić coś dla ciebie? ─
spytał Tetsuya ze szczerą nadzieją. ─ Jeśli potrzebujesz jakichś podręczników,
mogę rozejrzeć się za nimi w bibliotece. Mamy naprawdę okazałe zbiory, sądzę,
że mógłbym coś znaleźć. Właśnie przeprowadzam inwentaryzację, więc to żaden
problem, a bardzo chciałbym w jakiś sposób się odwdzięczyć.
─ Nie
musisz! ─ odparł natychmiast ryży. ─ To znaczy… Nie musisz czuć się dłużny,
jeśli o to chodzi.
─ Nie czuję ─
zapewnił chłopak łagodnie.
─ No to nie
wiem… Jak wpadniesz tam na coś o pierwszej pomocy, to możesz mi dać znać. Jakoś
mi nie idą te tematy, a podstawy muszę znać na wylot…
─
Oczywiście. Na pewno coś dla Ciebie znajdę.
─ S-super.
Odcinek
między kolejnymi stacjami przejechali w milczeniu. Nie było ono jednak
nieprzyjemne czy krępujące, wręcz przeciwnie – cisza między nimi przepełniona
była spokojem oraz całą gamą pomniejszych, pozytywnych uczuć. Kuroko od lat nie
dostał od nikogo prezentu, dlatego gest Kagamiego był dla niego wyjątkowy.
Nawet jeśli mężczyzna oddał mu rzecz, która po prostu była dla niego zbędna.
─ Eee… To
mówisz, że przeprowadzasz inwentaryzację? ─ odezwał się wyższy.
─ Tak.
Zacząłem w piątek, ale większość pracy cały czas mam przed sobą. I dwa dni na
jej realizację.
─ I na czym
to tak konkretnie polega? ─ zaciekawił się Taiga.
Tetsuya
uśmiechnął się nieznacznie i zaczął tłumaczyć. O samych książkach potrafił
powiedzieć naprawdę wiele, a co dopiero o zajęciu, które opierało się na ich
znajomości – również od strony teoretycznej i technicznej. Mimo to nie chciał zanudzić
swojego towarzysza, dlatego starał się w zwięzły, ale dokładny sposób
przedstawić, w jaki sposób dokonuje inwentaryzacji w Japan Library of Mystery
Literature. Zbędne, jego
zdaniem, szczegóły pomijał.
Kagami nie wyglądał jednak na znużonego jego
opowiadaniem. Słuchał z uwagą, od czasu do czasu zabawnie marszcząc brwi, gdy
próbował skupić się na głosie niższego, ignorując przy tym gwar przyciszonych
rozmów prowadzonych wokół, szelest rozsuwających się drzwi, czy też dźwięki
mechaniczne towarzyszące pociągowi w jeździe.
─
Okeej, to dosyć skomplikowane, ale chyba mniej więcej zrozumiałem ─ stwierdził,
gdy Kuroko umilkł. ─ Strasznie dużo z tym roboty! Sam dajesz sobie radę, czy ktoś
jeszcze z tobą nad tym ślęczy?
─ Na razie
dobrze mi idzie, więc nie ma takiej potrzeby. To tylko regularna
inwentaryzacja, przeprowadzamy ją raz na kwartał, więc i tak mam mniej pracy
niż przy generalnej.
─ Którą
macie…?
─ Raz do
roku.
─ Ech, mów
co chcesz, ale wertowanie ton książek wydaje mi się cholernie wymagającym
zajęciem. I jeszcze trzeba się w tym wszystkim jakoś łapać! ─ westchnął Taiga,
drapiąc się po karku. ─ Serio, podziwiam cię.
─ To naprawdę nic takiego ─ odparł
skonsternowany chłopak.
Prócz pana
Sato, nigdy wcześniej nie usłyszał od nikogo żadnej pochwały dotyczącej swojej
pracy, w którą wkładał tyle serca. Zrobiło mu się bardzo miło, ale jednocześnie
wrodzona skromność nie pozwoliła dopuścić do siebie faktu, że Kagami nie myśli
o nim na wyrost – a jeśli nie, na pewno po prostu nie zdaje sobie sprawy, że
jego zajęcie wcale nie było takie trudne, jak mogło się wydawać.
─ Mówię
poważnie! ─ oburzył się Taiga. ─ Wystarczyłoby „dziękuję”, wiesz? Dziwny z
ciebie gość, Kuroko. Ale lubię cię ─ mruknął o wiele ciszej niż wcześniej.
Zaraz potem
odchrząknął nerwowo i obrócił się szybko w stronę drzwi, chcąc ukryć przed
niższym zakłopotanie – Kagami uważał to, jak i wszystkie podobne uczucia, za
słabość, której nie miał zamiaru pokazywać Kuroko. Przynajmniej na razie, kiedy
jeszcze lepiej się nie poznali. Podświadomie, ale i nie tylko, pragnął zrobić
na chłopaku jak najlepsze wrażenie.
─ Do jutra!
─ rzucił przez ramię, kierując się w stronę wyjścia.
Całą siłą
woli powstrzymał się, by nie obejrzeć się przez ramię. Tetsuya jednak dziękował
za to wszelkim bóstwom tego świata, ponieważ niemal całą jego twarz pokryła
zdradliwa czerwień. Powoli zaczynał obawiać się swoich własnych reakcji.
Przez swoje
zmieszanie nawet nie zauważył, że Kagami wysiadł przez pomyłkę stację
wcześniej.
Ach Kagami, ty sieroto! Ewidentnie między nimi kwitnie i to tak bardzo uspokaja moje serce. Z nadzieją czekam na następne rozdziały, bo chcę zobaczyć w końcu Kuroko szczęśliwego, a nie wiecznie przestraszonego. Haizaki to dupek, dlatego trzymam kciuki za to abyś go w pewnym momencie uśmierciła. Tak cudownie odzwierciedlasz wszystko co powinno się pojawić, po prostu majstersztyk! Z niecierpliwością więc czekam na nowy rozdział, opowiadanie okropnie mnie wciągnęło i chcę wiedzieć co dalej. Czekam *-*
OdpowiedzUsuńOczywiście, że kwitnie, oni się lubią-lubią ;) Dla mnie to wręcz ulga, kiedy mogę ich do siebie zbliżyć, ponieważ wierz mi - powstrzymuję się z całej siły, by relacja między nimi nie rozwijała się zbyt szybko! </3
UsuńBardzo, bardzo się cieszę i po raz kolejny dziękuję ♥ To dla mnie naprawdę ogromna pochwała ;^; W tej chwili otwieram Worda i piszę dalej!
Dziękuję za komentarz i wsparcie. Pozdrawiam Cię cieplutko :3
Hej,
OdpowiedzUsuńoch rozdział wspaniały, nie zaciekawie ma z Shugo, chciałabym aby szybko wyniósł się od niego, ich jakie to przyciąganie jest między nimi, a ta książka to raczej nie jest od kuzyna jak dla mnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, nie zaciekawie ma z Shugo, niech szybko się wynosi się od niego, och jakie przyciąganie jest między nimi, a ta książka to raczej nie jest od kuzyna jak dla mnie... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga