Drugi początek | rozdział 3

─ Sato-san? Przepraszam, mógłbym zająć chwilę?
Kuroko nieśmiało wychylił się przez szparę uchylonych drzwi, niepewnym spojrzeniem lustrując swojego przełożonego, który przeglądał plik leżących przed nim dokumentów. Na dźwięk cichego, dźwięcznego głosu Tetsuyi starzec podniósł głowę, zatrzymując wzrok na swoim podwładnym.
─ Tak, Kuroko-kun? Coś się stało? Wejdź proszę.
Chłopak posłusznie przestąpił próg gabinetu pana Sato, po czym zamknął za sobą drzwi i zajął miejsce naprzeciw biurka, które gestem wskazał mu szef.
─ No więc słucham. Co cię do mnie sprowadza, chłopcze? ─ spytał życzliwie jego przełożony.
Pierwszą myślą, która pojawiła się w głowie Tetsuyi zaraz po tym, gdy zobaczył właściciela Japan Library of Mystery Literature – Sato Kazuo, było to, jak bardzo przypomina mu jego dziadka. Zmarł on, kiedy Kuroko uczęszczał jeszcze do gimnazjum, jednak od tamtego czasu chłopak wciąż miał przed oczami żywy obraz  mężczyzny, którego czas naznaczył siateczką drobnych zmarszczek w okolicach oczu oraz wysokiego czoła. Na głowie, przy uszach, ostała się niewielka szczecina siwych włosów, czaszka zaś świeciła łysiną. Policzki obwisły, długi prosty nos stał się idealną podpórką dla okularów, spod których grubych szkieł błyszczały niewielkie, rozumne, intensywnie błękitne tęczówki, które Tetsuya z resztą odziedziczył. Była to twarz człowieka doświadczonego i inteligentnego, który nie jedno w życiu przeszedł. Emanowała spokojem i zrozumieniem.
Oblicze pana Sato różniło się dwoma szczegółami – jego oczy były w kolorze ciemnoorzechowym, a na gładkiej, wiotkiej cerze prawego policzka odznaczały się dwa małe pieprzyki. Staruszek był powszechnie znaną i lubianą personą, która cieszyła się zaufaniem oraz szacunkiem wielu, od jego podwładnych, poprzez czytelników przekraczających mury budynku biblioteki, aż po byłych uczniów, a nawet wybitne indywidua Uniwersytetu Tokijskiego. W młodości bowiem wykładał tam literaturę. Do Kuroko dotarły plotki, jakoby mężczyzna odrzucił propozycję objęcia stanowiska rektora tejże uczelni na rzecz swojego marzenia – własnej biblioteki, której domagały się jego pokaźne zbiory, jednak Tetsuya nie wiedział, czy może być pewien ich wiarygodności. Sam Sato Kazuo niewiele mówił na temat swojej przeszłości, był dość skryty, a przy tym bardzo skromny, dlatego nawet, jeśli pogłoski o nim były prawdziwe, staruszek z pewnością sam by się do nich nie przyznał.
Kuroko, wyrwawszy się z zamyślenia, poruszył się nerwowo na krześle. Aksamitne obicie było bardzo wygodne i miłe w dotyku, jednak chłopak z jakiegoś powodu nie mógł znaleźć dogodnej pozycji, aby się rozluźnić. Miał wrażenie, że swoim wnikliwym spojrzeniem przełożony jest w stanie odczytać myśli kołaczące się w jego głowie. Pan Sato jednak nie pośpieszał go – czekał cierpliwie, aż sam zdobędzie się na odwagę, by wypowiedzieć je na głos.
─ Nie chciałem panu przeszkadzać, Sato-san. Ale sprawa, z którą przychodzę, jest dla mnie naprawdę ważna i niecierpiąca zwłoki ─ wydusił z siebie w końcu.
Poczuł, jak pocą mu się dłonie. Jego przełożony był bardzo wyrozumiały, dlatego mógł nie troszczyć się o to, że wyrzuci go z pracy z powodu zbyt często branych dni wolnego. Z drugiej strony, tym ciężej było mu w obecnej sytuacji prosić, by ten przyjął go na jeszcze jeden etat. Nie chciał nadwyrężać pobłażliwości, z którą poniekąd traktował go szef. W końcu przecież zdawał sobie sprawę, że jest wiele innych pracowników wykonujących swoje obowiązki bezproblemowo oraz znacznie bardziej wydajnie niż on; ci, którzy lepiej wpisują się w kanon dodatkowych godzin pracy.
─ Nie przeszkodziłeś mi w niczym, chłopcze. I tak już na dzisiaj skończyłem ─ odpowiedział staruszek od razu. Znaczącym ruchem dłoni odsunął niewielką stertę dokumentów na bok i uśmiechnął się uprzejmie, chcąc dodać Tetsuyi otuchy. Jego sucha, pomarszczona skóra wyglądała jak pomięta kartka papieru, której każde zagięcie było śladem mającym pewne znaczenie dla istoty całości. Sprawiała wrażenie, jakby za chwilę miała się rozsypać.
─ Rozumiem… W takim razie z góry proszę o wybaczenie. Chciałbym poruszyć kwestię mojego zatrudnienia…
─ Och.
Pan Sato wyraźnie zmarkotniał. Kuroko właśnie tego się obawiał. Nie chciał wprawiać tego człowieka w zakłopotanie, podczas gdy ten zmuszony będzie mu odmówić, szczególnie, iż mężczyzna od zawsze był w stosunku do niego aż nazbyt wyrozumiały. Jednak w tamtej chwili Tetsuyi nie pozostawało nic innego, jak kontynuować. Miał wrażenie, że zdobywa się wręcz na zuchwałość, jednak staruszek milczał, wyraźnie oczekując, aż szczegółowo wyjaśni, o co mu chodzi.
Zaczął więc spokojnie, cicho tłumaczyć.
─ Zdaję sobie sprawę, że z mojej strony będzie to jawny przejaw arogancji w stosunku do pana, Sato-san, ale znalazłem się w sytuacji, która mnie do tego zmusiła. Już od ponad roku staram się o kredyt w banku, niestety bezskutecznie. Spotkałem się już z wieloma odmowami, ale wczoraj dostałem list z informacją, że do uzyskania zdolności kredytowej brakuje mi naprawdę niewiele. Przy mojej obecnej stawce wystarczyłoby, gdybym miał możliwość zostawania na jeszcze jedną, dodatkową zmianę. Oczywiście wiem, że moje miejsce mogłoby zająć wielu moich kolegów, dlatego liczę się z odmową i z góry przepraszam za kłopot…
Staruszek milczał dość długą chwilę, w której Kuroko zaczął się zastanawiać, czy aby przypadkiem szef z miejsca nie zwolni go za taką zuchwałość. Jego czarne myśli rozwiał jednak ciepły, serdeczny śmiech pana Sato, od którego drobne ciało mężczyzny zatrzęsło się nieznacznie, a okulary zsunęły na sam czubek nosa.
─ Przepraszam, musisz wybaczyć starcowi ten nagły przypływ wesołości… Ale sposób, w jaki przedstawiłeś swoją prośbę, naprawdę mnie rozbawił… ─ wyznał, kiedy się już uspokoił, nabrawszy kilka głębszych wdechów. ─ Oczywiście nie ma w tym nic zdrożnego! Cieszę się, że masz do mnie aż taki szacunek, Kuroko-kun, ale z jednego jestem niezadowolony: nie powinieneś być aż tak niepewny swoich umiejętności, chłopcze. Emanujesz brakiem pewności siebie, a to niedobrze, zwłaszcza, jeśli nie ma ku temu powodów. Zdaję sobie sprawę, że posiadam opinię człowieka przychylnego swoim pracownikom, jednak ten kto myśli, że trzymam ich w swojej bibliotece z litości, znajduje się w błędzie. Staram się być uprzejmy i otwarty, ale zarazem wymagający i konsekwentny. A jeśli chodzi o ciebie, Kuroko-kun, jesteś jedną z niewielu osób, która wywiązuje się ze wszystkich obowiązków bez moich upomnień. Od twoich kolegów wiem również, że czasem bierzesz na siebie więcej pracy, aniżeli ci przypada…
─ Ja tylko staram się nadrobić zaległości ─ wtrącił Tetsuya, całkowicie zbity z tropu. ─ Jestem dość słabego zdrowia, więc kiedy tylko mogę, usiłuję się na coś przydać, bo nie wiem, kiedy następnym razem będę w stanie.
─ Twoje zdrowie ma tu niewiele do rzeczy. ─ Mężczyzna pokręcił przecząco głową. ─ Nie płacę ci przecież, kiedy bierzesz wolne, chłopcze. Od kiedy tylko zacząłeś tu pracować, uzgodniliśmy to razem. Nie musisz nadrabiać straconych zmian, mam kilku studentów, którzy przychodzą za ciebie dorywczo, kiedy nie jesteś dyspozycyjny.
─ Nawet jeśli, to nie jestem pewien, czy…
─ Naprawdę nie powinieneś cenić się tak nisko – takie jest moje zdanie o tobie i twojej pracy, Kuroko-kun. A jeśli chodzi bezpośrednio o twoją prośbę, to jestem jak najbardziej skory, by na nią przystać. Na początku pomyślałem, że chcesz odejść, dlatego, szczerze mówiąc, trochę niepotrzebnie się zmartwiłem, ale bardzo chętnie będę częściej powierzać bibliotekę w twoje ręce, jeśli tylko będę mieć ku temu okazję.
Tetsuya przez moment się wahał. Wydawało mu się, że się przesłyszał. Na początku, gdy tylko dostał pismo z banku, żywił nadzieję, że może jakoś uda mu się przekonać szefa, by ten dał mu kolejną szansę i pozwolił na dodatkowy etat lub chociażby pół. Od rana jednak rosły w nim wątpliwości – im dłużej analizował swoją pracę, tym większych dopatrywał się zastrzeżeń.
Tymczasem robił to zupełnie niepotrzebnie. Sato Kazuo miał całkowitą rację: nie potrafił wystarczająco mocno uwierzyć w siebie.
Krzesło z aksamitnym oparciem odchyliło się niebezpiecznie w tył, gdy chłopak zerwał się z niego i złożył przed swoim przełożonym głęboki, pełen szacunku i wdzięczności ukłon.
─ Ogromnie panu dziękuję, Sato-san! Będę dalej się starać, nie zawiodę pana!
*
Kuroko nie pamiętał już, kiedy ostatnio wracał do domu w tak dobrym humorze jak tamtego dnia. Jego twarz wyrażała powagę, jednak za maską powściągliwości krył się wewnętrzny uśmiech. Po raz pierwszy, odkąd był zmuszony zamieszkać z Haizkaim, nie obchodziło go, czy zastanie Shougo, czy też wróci do pustego mieszkania. Oczywiście podświadomie o wiele, wiele bardziej preferował tę drugą opcję, jednak od kiedy jego przełożony przyznał mu dodatkową zmianę, poczuł realną szansę na to, że jeszcze uda mu się odmienić swój los. Wystarczyło, aby udało mu się przetrwać parę miesięcy na nowych warunkach pracy, aby bank przyznał mu zdolność kredytową, a wtedy…
Istniało prawdopodobieństwo, że jego problemy raz na zawsze znikną. Będzie mógł zacząć od nowa, od początku. Tak niewiele przecież brakowało, by mógł osiągnąć swój cel!
Słońce powoli chyliło się już ku zachodowi. Dochodziła osiemnasta, jednak mimo pięknego, kwietniowego wieczora pozostawało ono nieubłagane. Tetsuya podejrzewał, że zdąży jeszcze wejść do domu i przygotować kolację, nim całkowicie znajdzie się ono za linią horyzontu. Jednak póki miał taką możliwość, cieszył się ciepłymi, złotymi smugami, które prześlizgiwały się po jego twarzy, gdy szedł ulicą prowadzącą od stacji metra do osiedla, na którym mieszkał. Wiał lekki wiatr, rozwiewając mu przydługą grzywkę na boki, a przy tym niosąc ze sobą słodki zapach przekwitłych wiśni. Rosły one po przeciwnej stronie alei, w długim, ciągnącym się niemal przez całą jej długość, rzędzie. Przemierzając tę drogę pod koniec marca, Kuroko prawie zawsze spóźniał się na swój pociąg, podziwiając ich piękno w całej krasie, gdy bladoróżowe pąki rozwijały się, a w pełni wykształcone płatki wirowały w powietrzu, niesione podmuchem wiosny na ziemię.
Przechodząc obok, Tetsuya wstąpił na chwilę do sklepu, by zrobić zakupy na obiad. Bardzo rzadko zdarzało mu się korzystać z gotowych produktów przeznaczonych jedynie do odgrzania lub zalania wrzątkiem, o wiele bardziej preferował sam zająć się przyrządzaniem posiłków, nawet, jeśli nie mogły równać się one z tymi podawanymi w restauracjach lub ulicznych barach.
Na obiad zaplanował zupę miso oraz warzywa w sosie sezamowym. Tak prosty posiłek nie wymagał ani zbyt dużo czasu na przygotowanie, ani wielu składników, zwłaszcza, że dzień wcześniej również zrobił zakupy, z których ostało się jeszcze całkiem sporo produktów. Co więcej, przygotowywał te dania niemal na co dzień, dlatego nie musiał się martwić o poniesienie ewentualnej porażki kulinarnej – przez lata nabył dość praktyki, by móc podać ten posiłek również i gościom jako swoje popisowe danie. Pozostało mu jedynie zaopatrzyć się w świeże warzywa, dwie kostki tofu oraz gotowy bulion dashi, z czym szybko się uporał, mimo kolejki przy kasie.
Ze sklepu do domu miał niewiele ponad pięć minut spacerem, dlatego nim dotarł na swoje osiedle, nie miał zbyt wiele czasu, by zastanawiać się nad tym, czy zastanie Haizakiego. Drobny stres dopadł go dopiero, gdy mimowolnie drżącymi dłońmi usiłował wyłowić ze swojej torby klucze. Kiedy w końcu mu się to udało i wsadził jeden z nich do zamka, na chwilę zamarł.
Drzwi były otwarte.
Wszedł do środka, czując napływ adrenaliny. Powoli, opieszale zamknął za sobą, po czym przełkną ślinę, by zwilżyć zaschnięte gardło, i zawołał:
─ Już jestem!
Odpowiedziała mu cisza, która nie była żadnym zaskoczeniem. Często, gdy wracał do domu, Shougo drzemał na kanapie w salonie, lub po prostu nie chciało mu się odpowiadać i czekał, aż Tetsuya sam do niego przyjdzie.
Chłopak zsunął z nóg buty, niedbale rzucił torbę na szafkę pod wieszakiem i odwiesił płaszcz na haczyk, po czym ruszył w kierunku kuchni, wiedziony niepewnością i poddenerwowaniem. Pomieszczenie jednak okazało się puste. Chłopak odłożył siatkę z zakupami na niewielki, obdrapany stolik, a następnie ostrożnie wyjrzał zza ściany do salonu.
Ulżyło mu, gdy zamiast pijanego Haizakiego na kanapie dostrzegł Ishidę Hidekiego, jednego z podwładnych Shougo. Mężczyzna oglądał telewizję, jednak była ona nastawiona dostatecznie cicho, by nie można było dosłyszeć głosu prowadzącego program z osobnego pomieszczenia, takiego jak przedpokój czy kuchnia.
─ Co cię tu sprowadza, Ishida-kun?
Mężczyzna powoli odwrócił twarz w stronę Kuroko, jednak jeszcze przez chwilę spojrzenie miał utkwione w ekranie. Chłopak mógł więc przyjrzeć się jego lekko oliwkowemu profilowi oraz kasztanowym, lekko nastroszonym włosom. Były zdecydowanie dłuższe, odkąd widział Ishidę po raz ostatni, a cera sprawia wrażenie poszarzałej i zmęczonej.
─ Wpadłem, bo Haizaki chciał się upewnić, że od niego nie spieprzyłeś. Swoją drogą to czemu tego nie zrobiłeś…?
Tetsuya westchnął cicho i pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Hideki był jedyną osobą wchodzącą w skład grupy Shougo, która nie znalazła się w niej dobrowolnie. Podobnie jak w przypadku Kuroko, Ishida nie miał wyboru – musiał być na usługach mężczyzny, dopóki ten będzie uważać go za przydatnego, lub dopóki sam nie będzie w stanie podjąć odpowiednie kroki, by uniezależnić się od Haizakiego.
─ Mogę cię zapewnić, Ishida-kun, że z całą pewnością zrobię to, kiedy tylko będę miał ku temu okazję.
─ Wiem. ─ Ishida wzruszył ramionami. ─ Ten chuj też to wie, dlatego mnie tu przysłał.
Tetsuya podszedł do sofy, na której siedział jego niespodziewany gość, po czym zajął miejsce obok, jednak zachowując między nimi znaczną odległość. Od Hidekiego emanował bardzo silny zapach papierosów zmieszany z narkotykową nutą. Woń ta powodowała u Kuroko nudności, dlatego profilaktycznie usiadł dalej. Ishida nie wyglądał jednak w żadnym stopniu na zaskoczonego czy zmieszanego. Powrócił do oglądania telewizji, w której przewijał się właśnie jakiś teleturniej.
─ Jak się czuje twoja mama, Ishida-kun?
─ W miarę. Jej stan jest stabilny, ale lekarze nie dają gwarancji, czy lada dzień nie pojawią się przerzuty.
Tetsuya niemal machinalnie skinął głową. To właśnie matka Hirokiego była powodem, dla którego został on wcielony do gangu Haizakiego. Chorowała na złośliwą odmianę nowotworu piersi, a jej syn nie miał pieniędzy, z którymi wiązały się koszty leczenia.
Prócz matki, Ishida nie miał nikogo.
W niedługim czasie Hiroki znalazł kogoś, kto zechciał pożyczyć mu pieniądze. Pech chciał, że los postawił wtedy przed nim Shougo, który wykorzystał sytuację. Ostatecznie Ishida nie miał innego wyboru, jak zacząć pracować dla Haizakiego, by w ten sposób spłacić dług, na który nie było go stać.
─ Pozdrów ją, proszę. I przekaż życzenia powrotu do zdrowia ─ poprosił Tetsuya. ─ Mam nadzieję, że jej się polepszy.
─ Jasne. Jak zwykle.
─ Zostaniesz na obiedzie? Miałem właśnie zacząć przygotowywać posiłek.
─ Nie, dzięki. Muszę się już zwijać. Wpadłem tylko na chwilę, nie mogę zostać. Haizaki będzie truł mi dupę. Nie chcę, żeby pomyślał, że się ruchamy, bo żaden z nas na tym nie skorzysta.
Mimo swoich słów, Hiroki nawet nie drgnął. Jego spojrzenie co prawda nie spoczywało już na obrazach rzucających na ich twarze blady, niezdrowy blask, jednak było nieobecne, utkwione gdzieś między ścianą a kanapą. Kuroko miał wrażenie, że mężczyzna chce jeszcze coś powiedzieć, jednak ten po chwili pokręcił głową bezradnie i wstał powoli.
Tetsuya postąpił podobnie, zbierając się na odwagę, by zadać pytanie:
─ Kiedy wróci…?
Nie musiał kończyć. Przygryzł nieznacznie wargę i natychmiast odwrócił wzrok, gdy ich spojrzenia się spotkały.
─ Ostatnio wpakowaliśmy się w niezłe gówno… ─ westchnął szatyn. ─ Policja zaczęła węszyć. Myślę, że Haizaki nie chce niepotrzebnie ryzykować i zbyt długo przebywać w jednym miejscu, szczególnie nie tutaj. Przez najbliższy czas raczej będziesz miał spokój, przynajmniej, dopóki sprawa jakoś się nie załagodzi. Radzę ci go wykorzystać, żeby się stąd wynieść. ─ Mężczyzna sugestywnie rozejrzał się po pomieszczeniu. ─ Może być nieciekawie, kiedy ktoś puści farbę i cała ta sprawa zacznie się jebać.
Ishida uśmiechnął się smutno, po czym minął Tetsuyę, po drodze narzucając na ramiona czarną ramoneskę, którą miał wcześniej przewiązaną w pasie. Kuroko już chciał ruszyć za nim, by zamknąć za gościem drzwi na zasuwę, gdy ten nagle zatrzymał się w przejściu i, nie oglądając się za siebie, rzucił:
─ Jeszcze jedno. Matka koniecznie chce cię poznać; za każdym razem, kiedy ją pozdrawiasz, jest przekonana, że to rodzaj błogosławieństwa od nieznanej osoby, które na pewno przyniesie szczęście... To pochrzanione, ale nie mam siły jej tego uświadamiać. Jeśli kiedyś będziesz w pobliżu Bokutoh Hospital, to możesz do niej wpaść. Na pewno się ucieszy. Do następnego, Kuroko – oby nie. Trzymaj się.
Tetsuya stał w bezruchu przetwarzając w głowie słowa Hirokiego, póki z otępienia nie wyrwał go dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Chłopak drgnął. Zamknął za gościem, po czym wrócił do salonu, by wyłączyć telewizor. Usiadł na sofie i odetchnął głęboko. To co Ishida powiedział o swojej mamie, poruszyło go. Nie znał tej kobiety, ale szczerze jej współczuł i z całego serca wierzył, że jeszcze wyzdrowieje i wszystko będzie w porządku. Przy takim rozwoju wypadków Hiroki prędzej czy później mógłby wyrwać się spod wpływów Haizakiego i spróbować zacząć żyć na nowo – mógłby skończyć studia, znaleźć normalną, uczciwą pracę, która pozwoliłaby jemu i jego matce spokojnie się utrzymać. Może nawet przeprowadzić do jakiegoś małego, cichego miasteczka, gdzie przeszłość nie kładłaby się cieniem na nowych realiach. Ishida pewnie w końcu znalazłby również kogoś, w kim mógłby się zakochać. Mężczyzna może i sprawiał wrażenie obojętnego, chłodnego w obyciu i zdystansowanego, jednak Kuroko był pewien, że takie zachowanie miało swoje źródło w codziennym stresie, uniżeniu i strachu. Tetsuya potrafił sobie wyobrazić mężczyznę bez zakorzenionego w jego pustym spojrzeniu marazmu, bez głębokich, szarych sińców pod oczami, bez beznamiętnego tonu, który nigdy nie zdradzał najmniejszej emocji. Hiroki o spokojnej twarzy pozbawionej trosk, z błyskiem w oku, filuternym, melancholijnym uśmiechem, bez wątpienia noszącym znamię związane z przeszłością – właśnie tak go widział.
Póki co, tylko oczami wyobraźni.
Nieliczne osiedlowe latarnie rozpraszały mrok, który niepostrzeżenie pochłonął ostatnie promienie naturalnego światła. Kuroko zapalił kuchenną jarzeniówkę. Lampka zamrugała kilka razy, jednak w końcu zapłonęła jasnym, trupiobladym blaskiem, oświetlając pomieszczenie. Chłopak przemył dłonie w kuchennym zlewie, po czym zabrał się za przygotowywanie kolacji. Dochodziła już dziewiętnasta, a jego żołądek skręcał się z głodu. Dopóki nie miał czym go zapełnić, Tetsuya wyciągnął z szafki litrową butelkę z wodą niegazowaną i opróżnił jej jedną trzecią. Strużka wody spłynęła leniwie po jego brodzie i gardle, uciekając za dekolt błękitnej koszuli, a przy tym łaskocząc. Chłopak przetarł mokry ślad i odłożył butelkę na lśniący, marmurowy blat. Za chwilę obok niej nalazły się świeże warzywa, kostka tofu oraz bambusowa deska do krojenia w towarzystwie noża.
Pół godziny później na porysowanym i odrobinę chybotliwym kuchennym stoliku spoczęła miseczka z zupą miso, naczynie ryżem posypanym czarnym sezamem, talerzyk z warzywami w sosie oraz duży kubek gorącej zielonej herbaty. 
Itadakimasu.
Kuroko skinął głową na znak szacunku dla posiłku, który się przed nim znalazł, po czym chwycił pałeczki i zaczął zręcznie pokonywać nimi odległość między wypełnionymi naczyniami a ustami. Za każdym razem cieszył się, kiedy miał okazję zjeść w ciszy i spokoju. W obecności Haizakiego było to niemal niemożliwe, nawet, jeśli mężczyzna zachowywał się tak, jak gdyby Tetsuya był duchem, a nie jego mimowolnym współlokatorem. Jedynie w samotności chłopak mógł niespiesznie się pożywić, nie martwiąc się przy tym bólem ściśniętego ze stresu i strachu żołądka, który ledwo przyswajał maleńkie porcje jedzenia.
Mimo swojej prostoty, posiłek naprawdę mu smakował, a przy tym stłumił głód. Chłopak od razu pozmywał, by następnie przenieść się z herbatą do salonu. Od powrotu do domu jeszcze się nie przebrał, jednak nie przeszkadzało mu to zbytnio – ubrania i tak były do prania, ewentualnie pogniecione czy też nie. Włączył telewizor, przykrył się ciepłym kocem. Spędził niemal godzinę na bezmyślnym przyswajaniu informacji, które wpadały do jego głowy, skutecznie wypierając z niej inne myśli.
Jedną z największych przyjemności, na które Tetsuya mógł sobie pozwolić, było wyrwanie się wszelkim obawom i spokojny wieczór spędzony na kanapie, bez cienia strachu przed Haizakim, który mógł w każdej chwili wrócić. Kuroko jednak podświadomie czuł, że przynajmniej tej nocy nie ma czego się obawiać. Wcześniejsze słowa Hirokiego ostatecznie ukoiły jego zszargane nerwy – cieszył się, że może odetchnąć.

3 komentarze:

  1. Hej,
    dobrze, że Sato zgodził się na to i wyjaśniło się to jego zmartwienie... myślał, że Kuroko chce zrezygnować, dobrze, że Hiroki jest po jego stronie w tym bajzlu, fajnie by było gdyby Kuroko dostał ten kredyt i wyniósł się przed pojawieniem się Shugo, a tak myśląc czy na przykład w banku nie mógłby zaznaczyć, że adres do korespondencji to adres biblioteki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    bardzo dobrze, że Sato zgodził się na to, no i wyjaśniło się to jego zmartwienie... myślał, że Kuroko chce zrezygnować... dobrze, że Hiroki jest jednak po jego stronie w tym całym bajzlu, bardzo fajnie by było gdyby Kuroko dostał ten kredyt i wyniósł się przed pojawieniem się Shugo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, bardzo dobrze, że Sato zgodził się na to... no i dobrze jednak wiedzieć, że Hiroki jest po jego stronie w tym całym bajzlu, bardzo ale to bardzo fajnie by było gdyby Kuroko dostał ten kredyt i wyniósł się przed pojawieniem się Shugo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń