Szum wody spadającej z dużej wysokości i
uderzającej o asfalt działał nader uspokajająco. Kuroko wsłuchiwał się w ten
dźwięk przez całą drogę powrotną do domu, starając się nie myśleć, jednak w
głowie nieświadomie wciąż od nowa odtwarzał wydarzenia sprzed kilkunastu minut.
Powoli zaczęło do niego docierać, że tego dnia naprawdę znalazł się o krok od
śmierci. Nie potrafił jednak zezłościć się na siebie ani skarcić; element
samokrytyki zawiódł. Świadomość tak rozpaczliwego położenia, z którego nie
potrafił wyrwać się od lat, przytłaczała go, zaczynała zaburzać naturalne
ludzkie odruchy.
I choć usilnie próbował, nie mógł wewnętrznie
ustosunkować się do tego, czy mimowolna słabość na krawędzi życia nie była
czasem czymś lepszym, aniżeli codzienna rzeczywistość.
Nie traktował pojawienia się Kagamiego jako
cudu czy innego nadzwyczajnego zbiegu okoliczności, który mógłby w jakiś
znaczący sposób wpłynąć na jego dalsze życie. Oczywiście, był wdzięczny
mężczyźnie za pomoc, nawet jeśli wciąż się zastanawiał, czy faktycznie takowej
potrzebował, jednak miał pewność, że ich spotkanie miało pozostać jednorazowym,
niewiele zmieniającym incydentem – zamkniętym epizodem. I nawet, jeśli Taiga
teoretycznie wiedział, jak Kuroko się nazywa, był przekonany, że ta wiedza do
niczego mu się nie przyda. A w tak przepełnionym ludźmi mieście, jakim Tokio
niewątpliwie jest, wręcz niemożliwym było wpadnięcie dwa razy na tę samą,
nieznajomą osobę.
Im bliżej osiedla, na którym mieszkał, tym
Tetsuya miał większą ochotę wrócić do metra i tym razem świadomie rzucić się
pod nadjeżdżający pociąg. Z każdym kolejnym krokiem rosły jednak nie tylko
wątpliwości i obawy, ale również i ból. Nie chciał jechać do pracy, ponieważ
poruszał się z trudem, a po zdarzeniu na peronie uleciała z niego cała energia,
której niewielki zapas zgromadził na wykonywanie swoich obowiązków, z których,
jak się okazało, tego dnia zmuszony był zrezygnować.
Haizaki nie pozwalał mu nosić ze sobą
telefonu, więc warunkiem skontaktowania się z szefem był powrót do domu.
Był pewien, że Shougo wciąż śpi, dlatego
starał się otworzyć drzwi jak najciszej, wstrzymując przy tym oddech, jak gdyby
był on porównywalny co najmniej z dźwiękiem dzwonka. Głuche szczęknięcie zamka
jeszcze kilka chwil odbijało się echem w głowie Tetsuyi, nim chłopak zdecydował
się nacisnąć klamkę i wejść do środka.
Zaskoczył go brak ulubionej kurtki
Haizakiego.
Nie ściągał płaszcza – w genkan zamienił jedynie przemoczone tenisówki na kapcie, po czym z
sercem w gardle pokonał odległość kilku metrów dzielących go od sypialni, w
której spodziewał się zastać mężczyznę.
Nie potrafił odmówić sobie jawnego
westchnienia ulgi, gdy okazało się, że nikogo tam nie było. Rzecz jasna
istniała ewentualność, iż chłopak znajdzie Shougo w którymś z pozostałych
pomieszczeń, jednak martwa cisza panująca w mieszkaniu jednoznacznie
wskazywała, że jest ono puste. Przynajmniej na razie. Niemniej Kuroko żywił
cichą nadzieję, iż sprawa, która zmusiła jego oprawcę do tak wczesnego i
nagłego wyjścia jest na tyle poważna, że jej rozwiązanie zajmie kilka dni.
Haizaki był nieoficjalnym przywódcą niezależnego
gangu narkotykowego, który rozprowadzał prochy w niewielkim dystrykcie Shiomi – części wchodzącej w całość
okręgu Koutou, dzielnicy, w której
mieszkali. Jako samozwańczy lider musiał nieustannie umacniać swoją pozycję w
grupie, dlatego każde niepowodzenie odbijało się na nim podwójnie. Między
innymi z tego powodu zdarzało mu się już niejednokrotnie znikać bez podania
żadnej konkretnej informacji o miejscu swojego pobytu czy przewidywanym czasie
powrotu, kiedy razem ze swoimi podwładnymi musiał zająć się sprawami
niecierpiącymi zwłoki.
Mimo iż dni nieobecności Shougo zawsze były
dla Tetsuyi pełne stresu i niepewności, ponieważ chłopak nigdy nie mógł być
pewien, w jakim humorze wróci jego oprawca, lub czy wszystko ułożyło się po
jego myśli, po latach przymusowego życia u jego boku nauczył się wykorzystywać
te chwile jak najlepiej.
Podobnie postąpił i tamtego dnia. Starając
się zdławić w sobie uczucie niepewności, lub przynajmniej zepchnąć je na dalszy
plan, rozebrał się z przemoczonych ubrań, po czym zadzwonił do pracy z numeru
domowego. Przeprowadził krótką rozmowę z panem Sato – swoim szefem, zarządcą biblioteki,
w której pracował. Usprawiedliwił swoją nieobecność nagłym pogorszeniem się
zdrowia – poniekąd była to w końcu prawda, a sumienie Kuroko nie pozwalało mu
na wymyślanie znacznie odbiegającej od faktów wymówki. Nie mógł jednak w
całości przedstawić okoliczności, które doprowadziły go do obecnego stanu.
Przez częstotliwość podobnych sytuacji pan Sato był więc święcie przekonany, iż
jego pracownik jest po prostu bardzo słabego zdrowia z natury. Codzienny wygląd
chłopaka bynajmniej nie przeczył przypuszczeniom mężczyzny, dlatego nie miał on
podstaw, by sądzić, że Tetsuya kłamie. W dodatku był on człowiekiem bardzo
ciepłym i cierpliwym – za każdym razem, kiedy Kuroko zgłaszał swoją nieobecność
i szczerze przepraszał, pan Sato tylko uprzejmie życzył mu szybkiego powrotu do
zdrowia i prosił, aby udał się do lekarza. Nigdy nie naciskał na swoich
pracowników, ani ich nie strofował, wobec czego wielu z nich miało wobec niego
nie tylko wielki szacunek, ale i ogromny dług wdzięczności.
Tetsuya dostał od swojego szefa dwa dni
urlopu. Nie był on płatny, dlatego chłopak postanowił zadbać o siebie, aby jak
najszybciej móc wrócić do pracy, która w obecnej sytuacji była dla niego jedyną
opoką w życiu.
Zaczął od długiego, gorącego prysznica.
Pozwolił mu on odprężyć nieco spięte ciało oraz pozbierać myśli. Pomógł także
na ból poranionego odbytu, który zmalał do znośnego minimum. Kuroko posmarował
się jeszcze maścią, a następnie ubrał ciepło i wyszedł po zakupy, tym razem nie
zapominając ani o cieplejszej kurtce, ani o parasolu.
Kiedy wrócił do domu, dochodziła dziewiąta. Wywietrzył
całe mieszkanie, w którym panował nieznośny zaduch zmieszany z metaliczną wonią
krwi i seksu. Ta mieszanka przyprawiała go o odruch wymiotny, dlatego aby móc
zjeść śniadanie, musiał się jej pozbyć. Wymienił także brudną, poplamioną
pościel i złożył futon, dzięki czemu sypialnia nabrała odrobiny przestronności.
Mimo to Tetsuya i tak nie miał zamiaru w niej przebywać – było to
pomieszczenie, do którego starał się nie wchodzić, dopóki nie musiał, ponieważ
te przeklęte cztery ściany aż nazbyt przypominały mu o horrorze, którego w nich
doświadczał.
Przyrządzone przez siebie tamagoyaki zjadł w salonie przy kotatsu, w towarzystwie zielonej herbaty
oraz niedawno rozpoczętej książki. Wciągnęła go ona na tyle, iż pozwoliła
oderwać się od ciężkich myśli chociaż na kilka godzin.
Nawet nie zauważył, kiedy usnął. Jego
organizm był tak wycieńczony, iż w pewnym momencie Kuroko po prostu zamknął
oczy i osunął się na gruby granatowy koc wychodzący od kotatsu, przy którym siedział, a jego świadomość rozmyła się pod
naporem błogiej pustki.
Spał długo i niespokojnie. Parę razy budził
się, pamiętał przebłyski świadomości, w których próbował unieść się do siadu,
jednak nim udało mu się zebrać na to siły, sen przychodził ponownie, niczym
wkradająca się na brzeg morski fala, bezlitośnie zatapiając sobą jawę. Kiedy to
się działo, zamiast snu widział w głowie przypadkowe urywki zdarzeń z przeszłości.
Wcześniej już wielokrotnie próbował się od nich uwolnić, jednak niektóre
wspomnienia nie chciały odejść w zapomnienie, odżywając właśnie wtedy, gdy
Tetsuya nie mógł ich w żaden sposób kontrolować.
Nigdy
nie miał problemu z przystosowaniem się do otaczającej go rzeczywistości,
jednak gdy z dnia na dzień został pozbawiony dachu nad głową i przyszłości, za
nic nie potrafił się odnaleźć. Był całkowicie świadom, iż sam jest winien
sytuacji, w której się znalazł, jednak nie przewidział, że konsekwencje okażą
się aż tak dotkliwe.
Zmierzchało,
a on znalazł się na dworze z walizką i torbą, w których wnętrzach skryty był
cały jego dobytek. Targany sprzecznymi emocjami, niepewnie ruszył przed siebie
– wraz z końcem roku zaczynał się dla niego nowy etap w życiu.
Zupełnie
inaczej wyobrażał sobie chwilę przejścia z drugiej do trzeciej, kończącej klasy
liceum. Oczywiście wcześniej wiele rzeczy pozostawało pod znakiem zapytania,
pewnych zaś pozostawało mu się tylko domyślać – mimo to zupełnie nie spodziewał
się, że wychodząc ze szkoły pod koniec marca będzie miał w perspektywie powrót
do motelu, nie domu. Wiedział, że zaoszczędzone wcześniej pieniądze nie starczą
mu na przeżycie nawet miesiąca.
Czuł
się całkowicie rozbity.
A
kiedy nagle napotkał wzrokiem Shougo, z jakiego powodu już wtedy wiedział, że
nie ma dla niego nadziei. Jednak musiał żyć i brnąć naprzód za wszelką cenę.
Kiedy się obudził, był mory od potu, który
lał się z niego strumieniami. Ostatnie promienie zachodzącego słońca wpadały
przez okna balkonowe do salonu, wyznaczając na podłodze szerokie, złote pasy,
które kurczyły się z minuty na minutę. Początkowo Kuroko zdziwił się, dlaczego
w ogóle świeci słońce – dopiero po chwili zreflektował się, że pogoda przeszła
metamorfozę podczas jego snu. Z jednej strony pragnął, by ten dzień już się
skończył, jednak z drugiej czuł rosnący niepokój spowodowany niknącym światłem
naturalnym. Mimo iż przespał tak wiele godzin, czuł się zmęczony i jakby chory.
Co prawda pieczenie i ból u dołu kręgosłupa ustąpiły, jednak miał wrażenie, że
rozpalone ciało trawi gorączka. Nie miał termometru, aby to potwierdzić,
dlatego pozostawało mu wziąć leki i mieć nadzieję, że wczesna reakcja na zmiany
w organizmie pozwoli mu oszczędzić sobie kolejnych dni wolnego.
W nocy miał problem, by usnąć. Wiedział, że
zrobił źle, nie kontrolując swojej „drzemki” w ciągu dnia poprzez, chociażby,
nastawienie budzika, jednak nie mógł już nic z tym faktem zrobić. Pozostawało
mu zmusić się do zmrużenia oczu choć na chwilę, tak, żeby jego zegar
biologiczny w miarę możliwości się ustabilizował, ale przychodziło mu to z
trudem.
Bał się, że lada moment wróci Haizaki. Już
wiele razy Kuroko był budzony w środku nocy przez wściekłe przekleństwa,
hałasy, czy natarczywe dłonie Shougo. Zwykle działo się to wtedy, gdy najmniej
się tego spodziewał, dlatego tamtym razem toczył wewnątrz siebie walkę między
zachowaniem czujności a ponownym zaśnięciem. Bił się z myślami do rana, gdy w
końcu przegrał z wycieńczeniem i usnął na parę godzin.
Drugi wolny dzień od pracy niesamowicie mu
się dłużył. Zmusił się do wyjścia po zakupy, przyrządzenia posiłku i obejrzenia
w telewizji programu informacyjnego. Wcześniej miał zamiar udać się również na
spacer, ale zrezygnował ze względu na ból głowy, który dopadł go zaraz po
późnym śniadaniu. Zaczął więc kończyć książkę, za którą zabrał się wczoraj.
Równo z chwilą, w której zamknął powieść,
usłyszał, jak ktoś dobija się do drzwi wejściowych. Przestraszony, wstał szybko
od stołu w kuchni, przy którym siedział, i wyjrzał na korytarz. Był pewien, że
to Haizaki. Mężczyzna przeważnie brał swój komplet kluczy ze sobą, gdy
wychodził, jednak istniała możliwość, że gdzieś je zapodział.
Lub był zbyt nietrzeźwy, aby udało mu się
skupić myśli na przeszukiwaniu kieszeni.
Na myśl o tym, że Shougo znów wróci pijany
lub, co gorsza, odurzony narkotykami, co czasem również się zdarzało, Tetsuya
miał wrażenie, że serce zamiera mu w piersi, by po chwili obić się o jego żebra
z podwójną mocą i szybkością. Podszedł do drzwi powoli, nieufnie, jak gdyby te
miały zostać zaraz wyważone i upaść tuż przed nim.
Zacisnął zęby i drżącą dłonią przekręcił
zamek, po czym nacisnął na klamkę.
─ Dzień dobry, czy zastałem Kuroko-san?
Dość niski, jednak wciąż wyższy od niego,
przysadzisty mężczyzna zmierzył Kuroko niepewnym spojrzeniem znad szkieł
okrągłych okularów, które zsunęły mu się niemal na sam czubek nosa. Bystry
wzrok czarnych jak węgiel tęczówek przeszywał na wylot. Niespodziewany gość
miał na sobie ciemne, materiałowe spodnie i tego samego koloru rozpiętą
marynarkę, która odsłaniała śnieżnobiałą koszulę i czerwony, prążkowany krawat.
Tetsuya rozpoznał go po charakterystycznej granatowej czapce oraz masywnej
torbie, którą miał przerzuconą przez ramię.
─ Tak, to ja jestem Kuroko ─ wyrzucił z
siebie wraz z westchnięciem, które bezwiednie wyrwało się z jego piersi.
─ Mam dla pana list polecony z banku Aozora ─ oznajmił listonosz. Przetarł
spoconą twarz kolorową chustką, którą pospiesznie wetknął do kieszeni, po czym
otworzył torbę i z pierwszej przegródki wyciągnął nieco pogniecioną, elegancką
kopertę zaadresowaną do Tetsuyi. ─ Potrzebne będzie pana pokwitowanie…
─ Oczywiście.
Niższy mężczyzna posłusznie pozostawił swoją
parafkę na specjalnym dokumencie podsuniętym mu przez listonosza. Następnie
podziękował za bezpieczne dostarczenie przesyłki, pożegnał się i szybko zamknął
za nim drzwi.
Wrócił z listem do kuchni, w której drżącymi
dłońmi otworzył kopertę i wczytał się w treść skierowanych do niego słów.
Kolejna odmowa na udzielenie kredytu nie była niespodzianką. Ciekawym natomiast
okazał się ostatni akapit, w którym bank informował Kuroko o tym, jak niewiele
brakuje, aby uzyskał zdolność kredytową. Przy swoich obecnych zarobkach
wystarczyłoby, gdyby nałożył na siebie minimum pięć godzin pracy więcej.
Ta wiadomość naprawdę go ucieszyła i
sprawiła, że kąciki jego ust drgnęły. Myśląc o kolejnym dniu odnalazł w sobie
jeszcze większą chęć i motywację na wspomnienie biblioteki. Szef na pewno
zgodziłby się obarczyć go dodatkową zmianą, gdyby Tetsuya stosownie go o to
poprosił i wytłumaczył sytuację, w której się znalazł.
Nie chciał robić sobie nadziei, że jego życie
będzie mogło zmienić się w najbliższym czasie, jednak po raz pierwszy od dawna
poczuł, że istnieje na to choć nikła, rzeczywista szansa, co znaczyło dla niego
bardzo dużo.
*
Haizaki nie wrócił do domu na drugą noc z
rzędu. Dla Kuroko było to równoznaczne z długim, w miarę spokojnym snem.
Obudził się raptem dwa razy, jednak zyskując pewność, że wszystko w porządku,
wracał do snu już chwilę potem. Od dawna nie czuł się aż tak wypoczęty i
wyspany. Rano zjadł porządne śniadanie, które popił kubkiem gorącej, zielonej
herbaty. Odbyt już nie bolał, pozwalał na normalne funkcjonowanie, jednak
Kuroko i tak posmarował się maścią dla pewności. Dopiero potem wyszedł,
uprzednio upewniwszy się, że list z banku znalazł się w jego bezpiecznej
kryjówce – jednej z książek, do których Shougo nigdy nie zaglądał.
Punktualnie o szóstej piętnaście zjawił się
na peronie w metrze. Chociaż wiedział, że to niemal niemożliwe, aby ktoś
rozpoznał w nim niedoszłego samobójcę sprzed dwóch dni, miał wrażenie, że wiele
osób zatrzymuje na nim swój wzrok, jakby go kojarząc. Starał się jednak
pozostać niewzruszony. Stał w znacznej odległości od krawędzi platformy,
spokojnie kontemplując wzrokiem reklamę nowego rodzaju kanapki w restauracji
Maji Burger.
─ Nieźle wygląda, nie?
Drgnął, słysząc czyjś głos po swojej prawej
stronie. Powoli odwrócił głowę w tamtym kierunku, jednak by dostrzec twarz
mężczyzny, który stanął koło niego, musiał zadrzeć brodę w górę.
─ Kagami-kun…?
Równie bardzo zdziwił go fakt, że ponownie
spotkał Kagamiego Taigę, jak to, że mimowolnie wiedział, jak powinien zwrócić
się do mężczyzny. Był wzrokowcem, więc w pamięć o wiele łatwiej zapadały mu
twarze – miał słabość do nazwisk.
─ No. ─ Kagami uśmiechnął się ledwo
dostrzegalnie, po czym wymienił z chłopakiem stanowczy, dla Tetsuyi trochę zbyt
mocny, uścisk dłoni. ─ Hej. Kuroko, prawda?
Tetsuya pokiwał głową, zbyt zaskoczony, by
powiedzieć cokolwiek więcej. Był przecież przekonany, że nawet jeśli Kagami
pochodzi z tego samego okręgu, to przynajmniej szansa na ich ponowne spotkanie
jest bliska zeru. Tymczasem znów miał przed sobą masywną sylwetkę
bordowowłosego mężczyzny, któremu śmiesznie rozdwojone na końcach brwi dodawały
odrobiny specyficznego uroku, który niewątpliwie ubarwiał jego dość groźnie
prezentującą się postać.
Domyślając się, iż Kuroko jest prawdopodobnie
zbyt zaskoczony i skonfundowany, aby zacząć rozmowę, Kagami wyręczył go w tym,
zagadując:
─ Mam nadzieję, że żadne głupoty już ci nie
chodzą po głowie.
Tetsuya dopiero po chwili zreflektował się,
do czego nawiązał jego rozmówca.
─ Jeśli masz na myśli rzucenie się pod
pociąg, to nie – nie miałem takiego zamiaru. I nadal nie mam.
─ Taaa, już słyszałem wersję o pustym
żołądku. A dzisiaj jadłeś? Bo coś zapatrzyłeś się na tego hamburgera ─ zaśmiał
się Taiga, gestem wskazując na reklamę przed nimi.
Kuroko poczerwieniał lekko na twarzy i
odwrócił twarz w bok, nie chcąc, by jego rozmówca to zauważył. Minęło już trochę
czasu, odkąd prowadził z kimś niezobowiązującą, koleżeńską rozmowę, dlatego nie
wiedział, jak powinien się zachować.
─ No już, sorry. Tylko żartowałem ─ mruknął
Kagami, również odwracając wzrok. ─ Po prostu wtedy niewiele brakowało, żebyś
naprawdę kopnął w kalendarz.
Niższy przestąpił nerwowo z jednej nogi na
drugą. Przez chwilę panowała między nimi cisza, aż w końcu zebrał się w sobie i
zwrócił wzrok na Taigę, co tamten instynktownie odwzajemnił.
Kiedy ich spojenia się spotkały, poczuł
dreszcz.
─ Ale dzięki tobie wciąż żyję, Kagami-kun.
Chyba mam wobec ciebie dług wdzięczności.
─ Chyba? Wisisz mi wypad do Maji Burger,
Kuroko.
Obaj mężczyźni uśmiechnęli się do siebie
porozumiewawczo. Tetsuya zdziwił się, jak łatwo mu to przyszło. Sam nie był
pewny, co go podkusiło, żeby złamać swoje własne zasady, które ustalił już
jakiś czas temu. Najważniejszą z nich było nieutrzymywanie żadnych kontaktów
interpersonalnych z wyjątkiem tych, które łączyły go z pracą. W znacznym
stopniu ułatwiało mu to codzienną egzystencję – nie musiał zaprzątać sobie
głowy lawirowaniem między prawdą a fałszem, ani uważać na słowa mogące zerwać
misternie utkaną przez niego kurtynę pozorów. Tymczasem rozmowa z Taigą, mimo
okoliczności, w jakich się zaczęła, przyszła wręcz naturalnie. W tamtej chwili
Kuroko w ogóle nie myślał o tym, żeby zawczasu ją zakończyć – tak jak to czynił
zazwyczaj.
Przyjazd pociągu na stację wywołał
poruszenie. Podróżni ustawili się w zwarte grupy, by zrobić miejsce
wysiadającym. Dopiero gdy ostatnia osoba przekraczająca próg pociągu znalazła
się na peronie, hordy ludzi ruszyły przed siebie.
─ Jedziesz w tę stronę? ─ zapytał Kagami.
Razem skierowali się ku rozsuniętym drzwiom maszyny.
─ Tak, wysiadam na stacji w Ikebukuro.
─ Studiujesz tam?
─ Nie, nie… pracuję ─ przyznał Kuroko. Starał
się, aby jego głos nie zadrżał, jednak nie był w stanie nad nim zapanować.
Studia były dla niego ciężkim tematem – zwłaszcza, że zmuszony był z nich
zrezygnować.
Kagamiemu wystarczyło tylko rzucić okiem na
swojego rozmówcę, by nie drążyć tematu.
─ Aaa, okay. Tak spytałem, bo wiesz… No,
młodo wyglądasz. Dałbym ci maksymalnie dwadzieścia lat.
─ Mam dwadzieścia trzy ─ poprawił go Tetsuya,
uśmiechając się lekko.
Dalszą rozmowę uniemożliwił im tłum ludzi,
który wtłoczył się do wagonu zaraz za nimi. Jakby tego było mało, między nich
wepchnęła się krągła kobieta w średnim wieku w wyjątkowo niedopasowanej,
kwiecistej sukience. Musiała uznać niewielką przestrzeń między mężczyznami za
wystarczającą dla jej obfitych kształtów, ponieważ zdawała się w ogóle nie
przejmować faktem, iż w następstwie jej czynów Kuroko został przyparty do
ściany wagonu, zaś Kagami do poręczy, w którą wbił policzek.
Przejechali w ten sposób trzy stacje. Po tym
czasie kobieta spomiędzy nich wysiadła, a kolejna fala podróżujących
przepchnęła Tetsuyę gwałtownie w bok, tak, że prawie wpadł na Taigę.
─ W porządku? Zbladłeś ─ ocenił wyższy,
profilaktycznie kładąc dłoń na ramieniu Kuroko. Tamten jednak cofnął się o krok
jak oparzony, gwałtownie manewrując barkiem w ten sposób, by uciec od
delikatnego uścisku, instynktownie odwracając przy tym wzrok.
─ Nic mi nie jest ─ odpowiedział szybko. ─ Po
prostu ciężko tu nabrać głębszego oddechu.
─ Dobra, ale jak by co, to mów ─ westchnął
Kagami, cofając dłoń.
Drzwi zamknęły się z cichym sykiem, a pociąg
ruszył dalej.
─ Nie zapytałem cię wcześniej o to, gdzie
wysiadasz ─ zreflektował się Tetsuya. Chciał podtrzymać rozmowę, aby Taiga nie
pomyślał, że czuje się w jego towarzystwie nieswojo. Nawet jeśli przez chwilę
wskazywała na to jego mimowolna postawa.
─ Dwie stacje wcześniej niż ty, w Gokokuji.
Też pracuję, ale nie na stałe. Mam praktyki w straży pożarnej, muszę jeszcze
pełnić służbę przez kilkadziesiąt godzin, a potem egzaminy ─ wyjaśnił Kagami z
uśmiechem.
─ Czyli aspirujesz na strażaka…? ─ Kuroko
skinął lekko głową, okazując w ten sposób swoje uznanie. ─ Mam nadzieję, że
zaliczysz wszystkie testy. A co z twoją obecną pracą?
─ Chcę ją rzucić w cholerę. Dorabiam w
magazynie, żeby jakoś się utrzymać, ale chyba się domyślasz, że nie jest to spełnienie
marzeń, skoro zmieniam branżę. A z resztą… Nie ma o czym gadać. Powiedz lepiej,
czym ty się zajmujesz.
─ Pracuję w bibliotece ─ odparł Tetsuya,
siląc się na uśmiech. ─ W przyszłości chciałbym zająć się czymś innym, ale na
razie nie mogę sobie na to pozwolić. Póki co cieszę się, że w ogóle udało mi
się znaleźć zajęcie. Poza tym naprawdę lubię książki.
─ Najważniejsze to iść przed siebie. Jesteś
młody, Kuroko, na pewno jeszcze uda ci się pracować tam, gdzie zamierzasz.
Chłopak potwierdził skinięciem głowy oraz
delikatnym, wdzięcznym uśmiechem. Bardzo chciał, aby słowa jego rozmówcy
okazały się prawdą. Sam siebie również próbował wcześniej tak przekonywać,
jednak pewność siebie, jaką emanował Kagami, była w tamtym momencie tak
przytłaczająca, że udało mu się zarazić nią Tetsuyę.
─ Też miałem problem, żeby dostać się na
szkolenie ─ kontynuował wyższy. ─ Mieszkałem w Stanach, przeprowadziłem się do
Japonii dopiero po skończeniu college’u.
─ Naprawdę? ─ zdziwił się Kuroko. ─ Na moje
oko wyglądasz dość… japońsko, Kagami-kun. Może nie licząc wzrostu. I włosów.
─ Hej, o co ci chodzi? Włosy jak włosy, to po
prostu tutaj wszyscy noszą się tak nudno! Poza tym sam masz dość nietypowy
kolor! ─ obruszył się Taiga, na co parę osób obrzuciło go spojrzeniem
wyrażającym dezaprobatę dla tak głośnego odzywania się w godzinach
wczesnoporannych, kiedy co szczęśliwsi pasażerowie zajmujący miejsca siedzące
próbowali odespać. Kagami jednak tylko wzruszył ramionami.
─ W porządku… Masz trochę racji ─ westchnął
Kuroko. Nie zamierzał się sprzeczać, ani rozwodzić na temat swojej fryzury.
─ Mam mieszanych rodziców, matka jest
Japonką, a ojciec Amerykaninem, więc to dlatego ─ wyjaśnił po chwili mężczyzna.
─ Przeprowadziliśmy się do Stanów, kiedy miałem zacząć szkołę. No a teraz
wróciłem. I wiesz, mama trochę uczyła mnie japońskiego tam, bo w Japonii prawie
nic nie skumałem, w końcu byłem dzieckiem, znałem tylko podstawy. Ale tak na co
dzień gadałem po angielsku, więc jak przyleciałem tutaj, to miałem problem,
żeby z powrotem się zaklimatyzować. Przez jakiś czas nie mogłem nawet znaleźć
pracy… Teraz chyba będzie już z pięć lat, jak mieszkam w Tokio. Ale o szkoleniu
na strażaka mogłem zacząć myśleć na poważnie dopiero niedawno. Tak więc sam
widzisz – jeśli mi się jakoś udało, to tobie też. A gdzie chciałbyś pracować?
─ W przedszkolu. Ale do tego musiałbym pójść
na studia ─ odparł powoli Tetsuya. ─ Na razie odkładam pieniądze.
─ To dobrze, od czegoś trzeba zacząć. Jeszcze
będziesz przedszkolanką jak się patrzy!
Kuroko nie był w stanie nie odpowiedzieć na
wyszczerz, którym obdarzył go Kagami. Kąciki jego ust samowolnie powędrowały w
górę, a przez ciało przetoczyła się fala przyjemnego ciepła.
─ Dziękuję, Kagami-kun.
To już druga sytuacja w tak krótkim czasie, w
której miał okazję okazać wyższemu wdzięczność. Skrycie dziwiły go otwartość i
bezinteresowność mężczyzny. Było to dla niego tym bardziej zaskakujące i miłe,
gdyż na co dzień nie spotykał takich ludzi. Działania większości z nich były
podyktowane jakimś celem, do którego dążyli.
Taiga wydawał się nie mieć zaś żadnego
konkretnego.
─ Podziękujesz, jak już będziesz na studiach.
No, a teraz muszę się zbierać. Zaraz będzie moja stacja.
─ Oczywiście. Miłego dnia, Kagami-kun.
─ Miłego.
Pociąg zwolnił gwałtownie, po czym stanął.
Drzwi powoli rozsunęły się, a tłum ludzi począł wysiadać. Taiga skinął Tetsuyi,
po czym również ruszył do wyjścia. Nagle jednak zatrzymał się, jakby sobie o
czymś przypomniał. Odwrócił się gwałtownie i przeczesał odstające kosmyki
włosów nerwowym gestem.
─ Zawsze jeździsz o tej porze?
Kuroko powstrzymał się przed śmiechem. Już
nie pamiętał, gdy ostatnio to robił, dlatego uczucie stłumienia tak nagłego
ataku szczęścia przyszło mu z trudem. Wziął jeden głęboki wdech, aby się
uspokoić, po czym odparł spokojnie, czując, że właśnie czyni jeszcze jedną
głupotę więcej – był to chyba jego osobisty rekord, który padł w ostatnim
czasie.
─ Tak. Do jutra, Kagami-kun.
Dzięki Bogu Haizaki przynajmniej na razie znikną (oby zdechł szybko). Mocno kibicuję Kuroko dostania szansy na wzięcie kredytu. Wystarczająco długo się męczył ;-; (choć dla mnie wygląda jak przyparty do muru królik XD)
OdpowiedzUsuńKagami to wygryw po prostu XD Kocham go całym sercem no.
Czekam na kolejny rozdział słońce! Nie mogę się doczekać rozwoju akcji no i oczywiście relacji między Kuroko i Taigą
Tak, musiałam zrobić Tetsu chociaż krótką przerwę od Shougo po tak intensywnych wydarzeniach z nim, yh. Chłopak musi teraz to wykorzystać jak najbardziej! Szczególnie, że Haizakiego zajęła trochę większa sprawa.
UsuńDziękuję za skomplementowanie Taigi~ Serio, strasznie się cieszę, że nie ma na razie do niego jakiś większych uwag, bo nie ukrywam, że ciężko jest mi oddać jego charakter xD Zwłaszcza, że nie zna się jeszcze za bardzo z Kuroko, więc nie wypada się za bardzo spoufalać - muszę hamować temperament Kagi ;^; Ale jeszcze to sobie potem odbiję B)
Dziękuję bardzo za komentarz! Nie pozostaje mi nic innego, jak zabrać się do dalszej pracy :3
Pozdrawiam ♥
Hej,
OdpowiedzUsuńoch cudo, mam nadzieję, że Haizaki zniknie na bardzo długi czas z jego życia i Kuroko odetchnie z ulgą i liczę że uda mu się z tym kredytem i go dostanie... Kagami tak może dzięki niemu Kuroko się otworzy i nie będzie żył w ciągłym strachu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch cudo, mam nadzieję, że Haizaki to zniknie na bardzo długi czas... i Kuroko odetchnie z ulgą... mam nadzieję, że uda mu się i dostanie kredyt... Kagami tak może dzięki niemu Kuroko się otworzy i nie będzie żył w ciągłym strachu... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mam nadzieję, że Haizaki to zniknie jednam na bardzo długi czas... a w ty czasie Kuroko będzie mógł odetchnąć z ulgą... no i mam nadzieję, że uda mu się i dostanie kredyt... Kagami tak może dzięki niemu Kuroko się otworzy i nie będzie żył w ciągłym strachu... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza